100 minut teatralnych perełek
"Konstelacje" - reż. N. Sołtysik - Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie"Konstelacje" najnowsza sztuka Nicka Payne'a jednego z najciekawszych współczesnych angielskich dramaturgów młodego pokolenia zaledwie rok temu miała swoja premierę w Royal Court Theatre w Londynie. Odniosła ogromny sukces a krytyk Charles Spencer w prestiżowym " Daily Telegraph" pisał, że "dramat Payne'a trwa trochę dłużej niż godziną ale zawiera w sobie więcej niż większość spektakli w trzykrotnie dłuższym czasie ..." Czy trzeba czegoś więcej za rekomendację ?
"Konstelacje" to rzecz o miłości, także o śmierci ale przede wszystkim jednak o miłości, która jeśli jest wystarczająco głęboka i prawdziwa może zwyciężyć i śmierć. Ta kameralna sztuka o głębi tragedii antycznej jest więc świetnym teatralnym tworzywem zarówno dla reżysera jak i aktorów.
W tarnowskim Teatrze im Solskiego z tym nie łatwym jednak do zainscenizowania i wygrania tekstem, iskrzącym dowcipem, naładowanym emocjami i fabułą rozpisaną na kilka różnych możliwych wersji zachowań bohaterów zmierzyli się : reżysersko Natalia Sołtysik oraz aktorsko: Zofia Zoń w roli Marianne i Kamil Urban jako Roland. Najkrócej można by powiedzieć, że cała trójka z tych zmagań z "Konstelacjami " Payne'a wychodzi zwycięsko. Ale to zdecydowanie za mało, by w tym lapidarnym stwierdzeniu zamknąć stuminutowy spektakl. Historia Marianne i Rolanda, którą z uśmiechem, czasem zdziwieniem czy niedowierzaniem, czasem ze łzami w oczach śledzimy na scenie rozpoczyna się post factum, czyli po śmierci głównej bohaterki.
Nie uświadamiamy sobie tego jednak od razu ... Jej odejście przywoływane zostaje stopniowo - dzięki prostemu ale bardzo dobrze teatralnie wyważonemu reżyserskiemu pomysłowi - poprzez odtwarzany co pewien czas zapis wideo wyraźnie zmienionej śmiertelną chorobą dziewczyny. Wszystko zatem co dzieje się na pierwszym planie w realiach sceny to przeszłość a raczej różne przeszłości, które zgodnie z teorią równoległych światów, zakładają wielość wyborów, a co zatem idzie wielość rzeczywistości. Oglądamy więc kilka wariantów pierwszego spotkania Marianne i Rolanda, kilka wariantów ich miłości, rozstania , powrotów, a potem kilka wariantów zmagania się ze śmiertelna chorobą . Te ostatnie sceny, eksplodujące emocjami ale i wyciszeniami łącznie z niezwykle przekonująco i dramatycznie odegraną sceną w języku migowym są bodaj najlepszymi w całym tarnowskim przedstawieniu . Choć nie brak w nim i innych perełek, reżysersko i scenograficznie wysmakowanych scen, jak chociażby ta w której Marianne, znawczyni fizyki Hugh Everta III tłumaczy mnogość wszechświatów a my za sprawą nowoczesnej techniki, światła i muzyki unosimy się wraz z bohaterami w nieskończoność wielowymiarowej przestrzeni.
Czy w tym świecie istnieje naprawdę śmierć ? Czy kolejne warianty życia Marianne i Rolanda pokazywane na scenie są tylko swoistą próbą terapii , pogodzenia się mężczyzny ze śmiercią ukochanej i pustką, którą zostawiła po sobie? Czy może są pokazaniem, że ich wspólny czas trwa, bo jest wieczny...
Rola Marianne w "Konstelacjach" to kolejna kreacja aktorska Zofii Zoń w tarnowskim teatrze. Oglądałam ją w jej debiucie w "Trzech siostrach" Czechowa i w" Bohaterach "Wakulik - oba spektakle w reżyserii Eweliny Pietrowiak także w "Jednorękim ze Spokane" McDonah'a w inscenizacji Zbigniewa Brzozy. Role większe, mniejsze ale za każdy razem wyraziste, zauważalne, aktorsko dopracowane. W "Konstelacjach" to ona jest głównym aktorskim motorem przedstawienia i pokazuje cały wachlarz aktorskich umiejętności. Bywa zabawna, dramatyczna, wyciszona, głośna a nawet wulgarna, bywa zimna i namiętna, śpiewa , tańczy ... no i ten język ciała, szczególnie rąk w ostatniej mistrzowsko przez nią zagranej migowej scenie.
Zofii Zoń partneruje poprawnie Kamil Urban, miejscami nawet bardziej niż poprawnie, gdy "porwany"zostaje temperamentem partnerki. Chciałoby się jednak zobaczyć u niego o wiele więcej mocniejszych i wyrazistszych aktorskich gestów ale może przyjdą one z czasem ...
Całości , rzetelnie zbudowanego spektaklu dopełnia minimalistyczna choć świetnie także dzięki grze świateł sprawdzająca się scenografia, warszawskiej graficzki, designerki, scenografki Anny Czarnoty...
Polecam.