90 kilometrów międzypokoleniowej podróży

„Przedstawię Ci tatę" – reż. Robert Czechowski – Lubuski Teatr w Zielonej Górze i Teatr Miejski w Lesznie

W spektaklu „Przedstawię Ci tatę" w reżyserii Roberta Czechowskiego, przez większość czasu na scenie obecne są dwie pary – rodzice oraz ich córka Kaja (Katarzyna Hołyńska) z narzeczonym Aleksandrem (Paweł Wydrzyński). Mają oni poznać wybranka serca dziewczyny i po raz pierwszy ocenić ewentualnego zięcia.

Spektakl na podstawie sztuki Giuseppe Della Misericordia opowiada o jednym z najbardziej stresujących momentów życia, kiedy człowiek ma świadomość, że najbliższe minuty mogą zaważyć na jego przyszłości. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, spotkanie najsilniejszy stres powoduje u przedstawicieli tej samej płci - nie inaczej jest w tym przypadku, dlatego szczególnie trudno znoszą je mężczyźni. Na domiar złego do ich pierwszego spotkania dochodzi w najgorszej z możliwych okoliczności.

Można sobie wyobrazić powody, dla których znudzony życiem małżonek (Robert Kuraś), po latach wspólnego życia postanawia zdecydować się na wizytę u kobiety lekkich obyczajów. Nie dowiadujemy się natomiast jakie motywy kierowały Aleksandrem. Podczas wizyty u Britney (Ewa Dobrucka) wciąż opowiada on o swojej narzeczonej, czyniąc z niej obiekt westchnień niemal każdego mężczyzny. Nie pada żadne złe słowo skierowane pod jej adresem, a ponadto, jeśli przyczyną samej wizyty miałby być stres, to przynajmniej na początku mężczyzna sprawiałby wrażenie osoby, która wie po co tam przyszła. Tymczasem postać Ewy Dobruckiej potraktowana została przez niego jak psychoterapeutka, od początku do końca nie wzbudzając w kliencie choćby cienia pożądania.

Obie pary ubrane są w kontrastujące ze sobą kolory, co uzmysławia nam dzielące ich różnice - nić porozumienia między nimi, jeśli w ogóle istnieje, jest dosyć cienka. Scenografia spektaklu „Przedstawię ci tatę", stworzona przez Adama Łuckiego, zdołała nakreślić nam osobowość zamieszkujących te pomieszczenia bohaterów dużo lepiej, niż wypowiadane przez nich słowa. Stworzono nawet trzy oddzielne wejścia do obu mieszkań oraz kuchni w mieszkaniu rodziców, co jak na teatralne realia jest naprawdę godne uwagi. Oprócz tego scenografia jest wymyślna i kolorowa (szczególnie podobała mi się szafa w pokoju prostytutki oraz fotel będący niemalże idealną kopią noszonych przez nią butów). Atmosfera, którą tworzy - od stroju aktorów, przez ich ruchy oraz wystrój wnętrza przypomina film „Do diabła z miłością" w reżyserii Peytona Reeda. Kiedy matka (Marta Frąckowiak) oraz córka przemieszczają się synchronicznie po scenie, przed oczami stanęła mi scena z filmu, kiedy bohaterki (pisarka oraz jej agentka) przybywają do restauracji na spotkanie z dziennikarzem.

Dom rodziców oraz siedziba prostytutki znajdują się obok siebie. W celu ich oddzielenia sprytnie wykorzystano światło. Ciepłe i miłe dla oka barwy w mieszkaniu kobiety oddzielają jej pokój od zimnego niebieskiego światła w domu rodziny dużo lepiej, niż zrobiłaby to standardowa ściana, nie zabierając przy okazji cennego miejsca na scenie Teatru Miejskiego w Lesznie.

Cała piątka bohaterów to dość nieskomplikowane osobowości. Najciekawszymi rysami ich charakteru jest zainteresowanie młodego chłopaka światem przyrody (szczególną sympatią darzy on pszczoły oraz orchidee), zupełna nieumiejętność matki do przygotowywania jakichkolwiek posiłków, słabość ojca rodziny do papierosów i słodkich przekąsek oraz matki do alkoholu. Tak naprawdę reżyser w żaden sposób nie sugeruje nam która z postaci ma tutaj kluczowe znaczenie i komu mamy kibicować. Biorąc pod uwagę tytuł, główną bohaterką jest córka, natomiast oglądając spektakl nic nie utwierdza nas w tym przekonaniu, co jest jednym z ciekawszych rozwiązań wykorzystanych w opowiadanej historii. W trakcie spektaklu ma się wrażenie, że pomimo, iż młodzi są na początku wspólnej drogi, dużo bardziej jesteśmy skłonni uwierzyć w relację łączącą rodziców. Ich związek, choć niepozbawiony sytuacji kryzysowych, jest dość wiarygodny. W końcowej scenie, kiedy para ta pozostaje na proscenium sama, nie mamy już wątpliwości, że łączącej ich więzi nie udało się zniszczyć, czego nie jesteśmy pewni w przypadku młodych - dziewczyny i jej rozmiłowanego w przyrodzie chłopca (mimo wszystko trudno nazwać tę postać mężczyzną). Wydaje mi się, że przyczyną tego jest fakt, że młodsza bohaterka, obeznana w sztuce wodzenia mężczyzn za nos, próbuje ułożyć sobie życie z chłopakiem nie mającym świadomości własnej męskości oraz wrażenia jakie wywiera na kobietach.

Spektakl powstały w koprodukcji Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze oraz Teatru Miejskiego w Lesznie tworzy dwa sceniczne światy, różniące się od siebie niczym obie te miejscowości. Teoretycznie łączy je wiele; miasta są dość podobne, oba posiadają żużlowe tradycje oraz teatr (choć ten w Lesznie powstał dopiero w 2016 roku). Teoretycznie również droga nie jest daleka (około 90 km) i gdyby naprawdę chcieć można ją pokonać szybko i bez problemu, a jednak te 90 kilometrów dzieli więcej niż można by się spodziewać (łącznie z województwem w jakim leżą).

Na scenie przestrzeń dzieląca pary wydaje się przepaścią, której spóźnieni podróżni nigdy nie będą w stanie przeskoczyć. Tą przepaścią jest bowiem całe pokolenie.

Teresa Wysocka
Dziennik Teatralny Zielona Góra
18 kwietnia 2023

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...