Aktorki przemówiły
Rozmowa z Łukaszem MaciejewskimMoje życie wiodę między Warszawą a Krakowem, piszę zaś w moim rodzinnym domu w Tarnowie. Rodzice mają piękny ogród, w którym mogę rano nacieszyć się zielenią i słońcem. Jeden portret tworzyłem w jeden dzień. Narzuciłem sobie bardzo szybkie tempo pracy. Było to dla mnie jednak wygodne, ponieważ jestem bardzo zajętym człowiekiem.
W zakładzie fryzjerskim, w teatralnej garderobie, w kawiarni i domu - pierwszą rozmowę Łukasz Maciejewski, dziennikarz, krytyk filmowy i krytyk teatralny, przeprowadził sześć lat temu. W 2017 roku dyktafon wyłączył po raz ostatni. Finałem tych spotkań są trzy tomy książek - "Aktorki. Spotkania", "Aktorki. Portrety" oraz "Aktorki. Odkrycia". To właśnie w nich przedstawia ikony polskiej sceny teatralno-filmowej w sposób, w jaki do tej pory nie zrobił nikt inny. Z Łukaszem Maciejewskim rozmawia Michał Ciechowski.
Michał Ciechowski: Trzy książki, pięćdziesiąt dwie bohaterki, a podobno królowa tylko jedna.
Łukasz Maciejewski: Z wówczas stuletnią Niną Andrycz spotkałem się przy okazji realizacji książki "Aktorki. Spotkania". W pewnym momencie, w trakcie naszej rozmowy, powiedziała: "dotknie pan mojego ucha". Ja, z lekkim zażenowaniem, po chwili wahania dotknąłem i słyszę: "żadnej kreseczki za uchem. Nie miałam żadnej operacji plastycznej, gdyż jakakolwiek ingerencja chirurga zniszczyłaby moje aktorstwo". Kończąc tę rozmowę stwierdziła, że tytuł już mam - "Królowa polskiej sceny". Postawiłem jednak na "Żadnej kreseczki za uchem".
Spodobał się Ninie Andrycz?
- W autoryzacji wywiadu stwierdziła, że całość napisałaby lepiej, ale jest bardzo dobrze.
Janda, Janowska, Kwiatkowska podczas spotkań mówiły o sprawach, o których jeszcze nie słyszeliśmy. Dlaczego akurat Tobie zdecydowały się o tym powiedzieć?
- Miałem chyba bardzo dużo szczęścia. Tworzyłem portrety bohaterek, nie wywiady, dlatego rozmowy te pozwoliły mi aktorki lepiej poznać. Na początku jednak musiałem zdobyć ich zaufanie. Miałem przy tym okazję spotkać się z artystkami, których dziś już nie ma. Kolejne rozmowy były łatwiejsze, ponieważ aktorki znały już formułę całego cyklu.
Dlaczego bohaterkami książek są tylko kobiety?
- Z kobietami się fantastycznie rozmawia. Duży wpływ na przebieg rozmowy ma fakt, że to mężczyzna wypytuje kobietę. Zadzwoniła kiedyś do mnie Zofia Kucówna, bohaterka pierwszego tomu i powiedziała, że książka jest fascynująca, że aktorki zawsze były w teatrze i kinie, ciężko pracowały, a bez nich żaden spektakl by się nie odbył. Jak powstawały książki, to tylko o aktorach. Mówiła, że jako pierwszy pozwoliłem aktorkom przemówić. To jest dla mnie szalenie ważne.
My rozmawiamy w hotelowym holu. Ty miałeś okazję spotkać się z aktorkami w miejscach bardzo dla nich intymnych, chociażby teatralna garderoba, czy prywatne mieszkanie.
- Uwielbiam spotykać się w domach bohaterek, ponieważ samo tło dużo o nich mówi. Nie umniejszam jednak rozmowom w hotelowych holach i kawiarniach. Tam rozmowy mają zupełnie inny charakter. Uwielbiam klimat domu Agaty Kuleszy, często bywam także u Izy Kuny, którą traktuję jak siostrę. Z Bożeną Dykiel spotkałem się zaś w zakładzie fryzjerskim.
Przyszedł chyba czas na kolejną anegdotę.
- Zadzwoniłem do niej kilka lat temu i przedstawiłem jej zamysł projektu. Zareagowała dosyć oschle, choć później wszystko zmieniło się jak w kalejdoskopie. Zapytała, czy jestem z Warszawy. Mówię, że z Krakowa. Na to ona: "ale kojarzy pan ulicę Świętokrzyską? Tam gdzieś się znajdziemy. Dzwoni pan do mnie na telefon stacjonarny, a logiczne jest, że tam go mieć nie będę, prawda?. Numeru swojej komórki nie znam, bo po co mi znać swój numer? Nie podam więc go panu. Musimy się na Świętokrzyskiej znaleźć.
Znaleźliście się?
- Suma summarum umówiliśmy się w salonie fryzjerskim. Na spotkaniu autorskim w Warszawie pytana o tę sytuację powiedziała, że "przecież było super! Nie pod suszarami, a przy kawie". To także pokazuje, z jakimi temperamentami się mierzyłem. Bożena Dykiel i Sonia Bohosiewicz mają podobny. Obie rozniosłyby świat.
Rozmowom mężczyzn często towarzyszy wódka. A co stoi na stole podczas rozmów z kobietami? Wino?
- Kawa, wino - zależy od tego, jak dobrze się znamy. Podczas spotkań związanych z tworzeniem tomu "Aktorki. Spotkania" byłem dokarmiany. Maja Komorowska przed rozmową kazała mi zjeść zupę dyniową. Z Anną Romanowską łuskałem orzechy laskowe, a z Aliną Janowską zjadłem obiad. Co innego w przypadku Jowity Budnik, z którą spędziłem trzy tygodnie w Rwandzie, podczas kręcenia filmu "Ptaki śpiewają w Kigali". Sam tekst przez to jest inny od pozostałych. Bliższy reportażu.
Z którym spotkaniem wiązałeś największe obawy?
- Przygotowując się do rozmowy z Krystyną Jandą, przeczytałem, że jest nieprzyjemna w stosunku do dziennikarzy. O protekcję poprosiłem więc jej córkę, Marię Seweryn, zaznaczając, że nie mogę zadowolić się kwadransem, bo o swoim życiu nie da się w tak krótkim czasie opowiedzieć. Sama osobowość Jandy jest materiałem na wiele książek. I tekst o niej jest najdłuższym portretem w tomie.
Myślałem, że to spotkanie z Grażyną Błęcką-Kolską było najtrudniejsze.
- Nie mam w sobie temperamentu reportera politycznego. Grażyna opowiedziała mi sporo wstrząsających rzeczy, także tych związanych z wypadkiem, w którym zginęła jej córka. Maksymalnie zminimalizowałem to tak bardzo intymne wydarzenie. Zapisałem tylko jej kilka słów: "Chciałabym żebyś na koniec napisał tak: Grażyna Błęcka-Kolska, Mama Zuzy, Zuzanny Jagody Kolskiej (3 V 1991 - 24 VII 2014). I nic więcej".
Mocne.
___
Rozmowy nagrywasz czy słuchasz, obserwujesz i zapamiętujesz?
- Nagrywam, aby niczego nie uronić, ponieważ artystki opowiadają o całym swoim życiu. Te bardzo długie nagrania spisują mi osoby z wydawnictwa. Ja pracuję już na treści.
Długo czekałeś na autoryzacje rozmów?
- Aktorki muszą mieć czas na przemyślenie tego, co ode mnie otrzymały. Autoryzacje trwają więc nawet kilka miesięcy. Warto podkreślić, że w książkach pojawiają się najbardziej zapracowane polskie artystki. Korektę portretu Krystyny Jandy tworzyłem w autobusie z Krakowa do Warszawy. Wysyłając go do aktorki o godzinie 23.00, nie spodziewałem się, że o godzinie 7.00, odbierając maile, już będę go miał w skrzynce. Napisała mi tylko: "Bardzo dobry tekst. Dziękuję. Janda".
Kilka bohaterek, zwłaszcza z pierwszego tomu "Aktorki. Spotkania" w chwili rozmowy były już wiekowe. Miałeś z tyłu głowy świadomość, że portrety te mogą być ich ostatnimi?
- Nie ma już z nami Niny Andrycz, Danuty Szaflarskiej, Krystyny Feldman, Ireny Kwiatkowskiej, Aliny i Małgorzaty Braunek. Czas pokazał także, że moja rozmowa z Aliną Janowską była ostatnią przed momentem, w którym znacznie pogorszył się jej stan zdrowia. Jako ostatni wysłuchałem wstrząsającej relacji o jej doświadczeniach wojennych. Od innych dziennikarzy dowiedziałem się także, że poza tekstem w "Aktorki. Spotkania" nikt nie stworzył portretu Niny Andrycz, jako aktorki. Wszędzie były same wywiady. Podobnie u Krystyny Jandy - nikt nie przeanalizował jej aktorstwa. Jest to z pewnością niemądre, a dla dziennikarstwa krytyczno-filmowego kompromitujące.
Kino o kilku aktorkach z książek zapomniało. Jowita Budnik po fenomenalnym "Placu Zbawiciela" wróciła w "Papuszy" i "Ptaki śpiewają w Kigali". Joanna Trzepiecińska ze szklanego ekranu zeszła na deski teatru.
- Wciąż jednak chcemy o tych aktorkach mówić i pisać. Podczas jednego ze spotkań autorskich, do którego zaprosiłem Joannę Trzepiecińską, w sali trzeba było dostawiać krzesła, a sama aktorka powitana została burzą oklasków. Są też i takie sytuacje, w których topowe aktorki grające w pięciu filmach każdego roku, witane są dosyć chłodno. Od czego to zależy? Nie wiem. Kino nie jest stałe w uczuciach. Danuta Stenka, która, mam wrażenie, jest najbardziej kochaną przez publiczność polską aktorką, otrzymuje w ostatnim czasie role epizodyczne. Może filmowcy czegoś w tym wszystkim nie rozumieją?
Nie ma dla takich artystów miejsca w polskim kinie? Jak do tego ma się fenomen między innymi Doroty Kolak bohaterki tomu "Aktorki. Odkrycia"?
- Dorota Kolak w pewnym okresie pracy zawodowej pogodziła się z tym, że już nie pojawi się na dużym ekranie. Aż nagle, po dwudziestu latach, w 2009 roku pada propozycja zagrania jednej z ważnych ról w filmie "Jestem twój". I nagle kino ją kocha. Dla Agaty Kuleszy przełomowym momentem była "Sala samobójców", później pojawienie się Wojtka Smarzowskiego i rola w oscarowej "Idzie". Przedtem jednak poważnie myślała o zmianie zawodu.
Łukaszem Maciejewskim- Pierwszy tom - "Aktorki. Spotkania" to artystki przełomu wieku XIX i XX. Wszystkie panie mówiły o teatrze, kino było nieważne. Drugi - "Aktorki. Portrety" dzielił aktorski świat między scenę a kamerę. Trzecia książka zawiera portrety gwiazd kina, telewizji, gazet. Tu teatr nie jest taki ważny. Wiele rzeczy się więc zmienia.
Książki, ze względu na zawarte w nich aktorskie pokolenie, bardzo się od siebie różnią.
- Pierwszy tom - "Aktorki. Spotkania" to artystki przełomu wieku XIX i XX. Wszystkie panie mówiły o teatrze, kino było nieważne. Drugi - "Aktorki. Portrety" dzielił aktorski świat między scenę a kamerę. Trzecia książka zawiera portrety gwiazd kina, telewizji, gazet. Tu teatr nie jest taki ważny. Wiele rzeczy się więc zmienia.
W pierwszym oraz drugim tomie, w biografiach aktorek, dużą rolę odgrywał Andrzej Wajda.
- Dokładnie. W trzecim tomie związane z nim zawodowo były tylko Ostaszewska i Błęcka-Kolska. Pozostałe współpracowały między innymi z Krystianem Lupą, czy Krzysztofem Warlikowskim.
Jak pracowałeś nad tymi książkami, kiedy już rozmowy zostały przeprowadzone?
- Moje życie wiodę między Warszawą a Krakowem, piszę zaś w moim rodzinnym domu w Tarnowie. Rodzice mają piękny ogród, w którym mogę rano nacieszyć się zielenią i słońcem. Jeden portret tworzyłem w jeden dzień. Narzuciłem sobie bardzo szybkie tempo pracy. Było to dla mnie jednak wygodne, ponieważ jestem bardzo zajętym człowiekiem.
Zapowiedziałeś, że "Aktorki. Odkrycia" to ostatni tom cyklu. Życie jest jednak przewrotne. Co w takim razie dalej?
- Przede mną pięć lat tournée po całej Polsce i promocja książek. Pod koniec ubiegłego roku wznowiony został także tom "Aktorki. Portrety". To niekończąca się opowieść, piękna przygoda i wiele ciekawych spotkań z moimi bohaterkami. Mówiłem, że trzeci tom będzie ostatnim. Mogłem się już jednak przekonać, że nigdy nie można mówić "nigdy".