Arlekin XX wieku
,,Człowiek dwóch szefów" – reż. Tomasz Dutkiewicz – Lubuski Teatr w Zielonej GórzeJak współczesny teatr interpretuje przeszłość? Czy commedia dell'arte, która swoje triumfy święciła w XVI i XVII wieku, nadal może zachwycać? Czy teatr potrzebuje widza, który nie tylko jest odbiorcą, ale również uczestnikiem spektaklu?
Odpowiedzi na te pytania możemy szukać w Lubuskim Teatrze, w spektaklu w reżyserii Tomasza Dutkiewicza ,,Człowiek dwóch szefów". Tym razem zespół mogliśmy zobaczyć w sztuce autorstwa współczesnego dramatopisarza Richarda Beana, opartej na komedii ,,Sługa dwóch Panów" włoskiego twórcy Carla Goldoniego.
Razem z bohaterami sztuki przenosimy się do gangsterskiego świata. Od razu w klimat lat 60. XX wieku wprowadza nas utwór ,,Help". Muzyka zespołu The Beatles powraca przez cały spektakl. Są to znane utwory - możemy usłyszeć m.in. ,,All My Loving". Nie pojawiają się jednak największe hity zespołu takie jak ,,Yesterday" czy ,,Come together". Aktorzy brawurowo wcielili się w role muzyków: niemal przy każdym utworze na scenie widzimy inny skład zespołu.
W sztuce wszechobecny jest angielski humor. Absurdalne problemy, żarty sytuacyjne kojarzą się ze starymi, angielskimi komediami. Sama fabuła, w której pojawiają się wątki morderstwa, przebrania, odgrywania roli nawiązuje natomiast do literatury kryminalnej. Przez te aluzje do popkultury sztuka staje się ciekawsza.
Jednak w spektaklu, obok farsowych rozmów, pojawiają się także żarty, które wprawny widz szybko odniesie do historii teatru. Sama forma nawiązująca do commedii dell'arte zmusza do przypomnienia sobie o trupie XVI-wiecznych włoskich aktorów, którzy stworzyli pierwszy zespół zawodowy. Takie elementy jak interakcja z publicznością, popisy licznymi umiejętnościami, nie tylko aktorskimi (w przypadku ,,Człowieka dwóch szefów" to akrobatyka, śpiew i gra na instrumentach) oraz nieustanne przypominanie o tym, że świat jest kreacją, nie rzeczywistością (aktorzy momentami celowo się mylą, pokazują, że sztuka jest odgrywana, nie dzieje się w rzeczywistości) są typowe dla commedii dell'arte. Aktorstwo jest przerysowane, karykaturalne, postacie to skrajne osobowości, przedstawiające jedną, dominującą cechę charakteru. Pojawiają się również nawiązania do kolorytu lokalnego. Wspomnienie polskich miast – Cigacic i Bojadeł – sprawia, że publiczność odnajduje punkt odniesienia bliższy rzeczywistości, którą znamy – nawet, jeśli te polskie akcenty tworzą sytuacje absurdalne.
Stroje z lat 60. XX wieku, brak masek, z których znana była włoska komedia oraz żarty nawiązujące do współczesności, sprawiają, że jest to jednak sztuka współczesna. We współczesnym teatrze maski i przebrania, symbolizujące charakter postaci, już nie są potrzebne, bo aktorzy sami potrafią wytworzyć sobie maskę z mimiki twarzy. Do tego właśnie dąży współczesne aktorstwo – do przeistoczenia się w daną postać bez nakładania maski. To jednak nie są jedyne elementy w spektaklu, które są nawiązaniem do historii teatru. Pojawia się fragment szekspirowskiego ,,Hamleta", deklamowany przez Alana, który pragnie zostać aktorem. Słowa Hamleta jednak („słabości imię twe kobieta") stają się komiczne w połączeniu z groteskowym charakterem całego utworu. Użyty w ten sposób cytat Szekspira wprowadza element parodii nie tylko sztampowego aktorstwa, ale w ogóle ludzi, którzy tylko pozują na inteligentów.
Bez wątpienia atutem spektaklu jest aktorstwo. Zespół Lubuskiego Teatru po raz kolejny dał popis świetnej gry, w której połączył współczesne metody aktorskie z elementami aktorstwa charakterystycznego dla commedii dell'arte. Aleksander Stasiewicz w roli Francisca Henshalla, Arlekina XX wieku, wielokrotnie nawiązuje do metod aktorskich z XVI i XVII-wiecznych Włoszech. Jako sługa dwóch szefów często popełnia błędy, jednak potrafi za każdym razem wyjść z sytuacji. Nawiązuje czynny kontakt z publicznością, komentuje swoje zachowanie, przypomina o tym, że jesteśmy w teatrze i mamy do czynienia z rzeczywistością wykreowaną.
Wspaniałe kreacje stworzyli Paweł Wydrzyński (Stanley Stubbers) i Katarzyna Hołyńska (Rachel Crabbe), która wcieliła się w trudną, podwójną rolę rodzeństwa – siostry, która według swojego wyobrażenia naśladuje brata. Zresztą nie potrafię wyróżnić żadnego z aktorów, ponieważ cały zespół stworzył wspaniały, spójny spektakl, w którym rola aktora wychodzi na pierwszy plan. W sztuce zagrali Aleksander Podolak (Charlie „Kaczor" Clench), Janusz Młyński (Harry Dangle), Romana Filipowska i Wojciech Romańczyk (Pauline Clench i Alan Dangle - para innamorati), Anna Stasiak (Dolly), Jerzy Kaczmarowski (Lloyd Boateng), Andrzej Ogłoza (Gareth), Robert Kuraś (w ciekawej roli kelnera Alfiego - starca, aktor jest prawie nie do poznania).
Spektakl ,,Człowiek dwóch szefów" w reżyserii Tomasza Dutkiewicza idealnie łączy charakter lat 60. XX wieku z tradycją włoskiej komedii. Nie tylko jest świetną rozrywką, ale również przypomina o historii teatru. Liczne aluzje i nawiązania zarówno do kultury wysokiej jak i popkultury sprawiają, że każdy może odnaleźć w nim coś dla siebie.