Będą Państwo zadowoleni
"Stary testament- reanimacja" - reż. Agata Duda-Gracz - Teatr J. Słowackiego w KrakowieFacet z białą brodą w białych majtkach bez odzieży wierzchniej, czyli Bóg, siedzi na tronie, czyli na zydelku, i stwarza wszystko. Jego projekt kończy się ogólną rzezią łamane na rują. Nie tak się umawialiśmy, białobrody powraca na wysokości.
Obecną kadencję w teatrze zwanym "w Krakowie" otworzyła Duda-Gracz ("Bardzo tanie przedstawienie z bardzo ważnych powodów zrobione tylko raz. Chyba") i teraz, dwa sezony w głąb dyrekcji, ona jej wreszcie daje sens istnienia. Wreszcie powstało coś po prostu dobrego, a dobrego nie dlatego, że lubimy oglądać Michała Majnicza. Majnicz w tym nie gra, a spektakl jest boski.
Bez gościnnych w Słowaku już się chyba nie da, ale Zbigniew Ruciński nie jest taki znowu z zewnątrz. Kiedyś aktor tego teatru, teraz gościnny aktor tego teatru, wyciągając średnią - aktor półgościnny. Jest w centrum spektaklu, bo wystawiają Stary Testament, a on gra Boga, Boga "Tworzyciela". Nie Stworzyciela, bo nie że raz stworzył i jest już stworzone. W tej wersji Starego Testamentu stworzenie się tworzy.
"Ta wersja" oznacza, że widzimy midrasz. Czyli komentarz nie w formie wykładu, tylko w formie rozwinięcia, powiedzielibyśmy: fanfik, spulchnienie ulubionych wątków. Reżyserka i autorka scenariusza zrobiła Staremu Testamentowi selekcję drzwiową, wpuściła co najfajniejsze, zwłaszcza historie o miłości grane parami, opozycje binarne. Dużo seksu, krwi, przemocy - samo gęste.
Stworzenie człowieka odbywa się pomiędzy dwoma starszymi panami ubranymi tylko w majtki i przywodzi na myśl głośne kiedyś "Lemon Party". Proszę wybaczyć skojarzenie, ale Duda-Gracz też nie stroni od obsceny i bardziej robi jaja niż kawały. Plakat do spektaklu znalazł oczywiście swoich obrażonych, którzy nie pamiętają - a może nigdy nie wiedzieli - że Michał wcale nie był taki Anioł! Zresztą lewica też spokojnie mogłaby się dosrać, za "homofobiczny" finał spektaklu, który wcale taki nie jest, ale może być, jeżeli ktoś potrzebuje. Raczej dadzą sobie spokój, bo na jej spektakle lewica nie chodzi.
Duda-Gracz to nie jest teatr dla koneserów, dla nich jest dużo za prosty, za prosto robiony. Bo na przykład odpowiedni nastrój osiągają podkładem muzycznym, bardziej na skróty chyba już się nie da - ale ja to lubię. Albo aktorzy wiszą dosłownie nad tobą jako aniołowie i trzeba mieć w sobie trochę bezobciachu dziecka, żeby dać się kupić zwisowi aktora. Widownia, jak to u tej reżyserki, jest częścią obsady, i znowu: wewnętrzne bejbi szaleje z rozkoszy, że dostało pelerynkę.
Zbigniew Ruciński ma Biblię w repertuarze. W swoim teatrze, w tym lepszym krakowskim, zagrał Izaaka, syna Abrahama. Agnieszka Kościelniak w kolejnym po "Do DNA" spektaklu "źródłowym". Pola Błasik kontynuuje bycie zajebistą, a gdy na nią patrzę, robi mi się przykro, bo tak zdolni ludzie rzadko zostają w Krakowie: oczarują i porzucą! Gościnnie z Opola Grażyna Misiorowska, star, która by może przyszła tu na stałe? Co do aktorów gospodarzy to są w dobrych rękach, znanych sobie już od dawna. Agata Duda-Gracz umie grać na tych aktorach, bierze pod uwagę właściwym im lewel kiczu, nadają na jednych falach. Widać, że jej teatr. Jej teatr, jej małpy.
Inna sprawa, że granie u Dudy to jest fucha dużego ryzyka. Ile było wypadków i nieszczęść przy jej wrocławskim "Makbecie"! Oczywiście nie jej wina, a przesądów teatralnych, które chcą coś udowodnić. Przed jej premierami lepiej nie życzyć połamania nóg Tutaj zagrali premierę, połamali nogi, ręce. Wyciągnięto z tego logistyczny wniosek, że jak w scenariuszu jest mowa o deszczu, wcale nie musi lać wodą na scenę, wystarczy wyjąć parasol.
Tekst przedstawienia jest między innymi esejem o barwach, Farbenlehre, gdzie Boga Ojca nazywają "twórcą kolorów" i padają zdania w stylu: "Każdy musi być pomalowany. Ludzie niekolorowi są brzydcy!". Jakby pisane pod Katarzynę Łuszczyk, reżyserkę świateł, która lubi walić z filtra.
Że spektakl jest w tej, a nie innej reżyserii, to dlatego nie ma końca. Aktorzy też biją brawa i tylko jednej postaci jest tutaj klaskane. Lepiej niż u Rubika: klaskamy u Pana Boga.