Boskie ciało
„Marlene Dietrich - Błękitny Anioł" - reż. Jan Szurmiej - Teatr im. W. Siemaszkowej w RzeszowieByła uwielbiana i była też znieważana. Miała podwójne skłonności seksualne, w jej czasach wyznacznik skandalu również w świecie zachodnim. Ale bez pruderii mówiła o tym, tak jak i polityce. Po drugiej wojnie światowej miała odwagę publicznie powiedzieć: Wstydzę się, że jestem Niemką! Dlatego kiedy ją chowano w Berlinie dały się słyszeć głosy sprzeciwu: Po co wróciła, z Ameryki?! Mimo to jednak bardziej przylgnęły do niej ciepłe określenia, jak „boskie ciało" i „wielka kusicielka".
O Marlene Dietrich krytycy po premierze „Błękitnego anioła" w roku 1930 pisali: Jej niema, narkotyczna gra twarzy, gra rąk i nóg, mroczny, prowokujący głos przenikają żarem jej ciało, a także ciała widzów.
Dlatego zmierzyć się z legendą Marlene Dietrich na scenie jest dla każdej aktorki nadal wielkim wyzwaniem.
W nowej realizacji Jana Szurmieja, który również napisał oryginalny scenariusz i opracował choreografię, w roli Marlene oglądamy Mariolę Łabno - Flaumenhaft. Mniej jest gwiazdą u szczytu sławy, bardziej kobietą samotną, życiowo stwardniałą i uodpornioną na porażki, która już z pewnym wysiłkiem podtrzymuje swój mit i byt na scenie. Wykorzystuje co osiągnęła, mniej dba o poszerzanie wizerunku. Łabno czaruje zmysłowym głosem, ale nie sili się na naśladowanie Marlene. Kilkakrotnie zmieniając ubiór przebudowuje również psychikę Marlene, tak, by ją ukazać w innym, nowym świetle, nastroju i sytuacji. Bywa nieprzystępną, lecz niepozbawioną czułości, zniszczoną alkoholem i lekami, by po chwili imponować wigorem i zarażać entuzjazmem do życia zachęcając do poszukiwania w nim miłości.
Swój kameralny, rozpisany na dwoje aktorów spektakl Szurmiej poświęca fenomenowi, jakim jest gwiazda. Wydaje się, że Marlene, jej życie, kariera i piosenki są dla niego pretekstem. Fascynuje bardziej sam problem i właśnie fenomen bycia gwiazdą. Wszystko, co jest za i przeciw. Wzloty, radosne podniety, wyrzeczenia i bolesne upadki. Co jest za co, i dlaczego? Spod tego makijażu widać osobistą fascynację Marlene, jej niezwykłością i niepowtarzalnością.
W spektaklu Szurmieja oczywiście są szlagiery Marlene, które spolszczył Wojciech Młynarski. „Mein Blondes Baby", „Johnny" czy „Lola" z filmu „Błękitny anioł", a obok nich ważny fragment kontaktów Marlene z Polską, Niemenem, i podarowanej przez niego piosence, którą śpiewała. Pojawia się też motyw z charyzmatycznym Zbyszkiem Cybulskim.
Łabno-Flaumenhaft, jako Marlene, w spektaklu Szurmieja towarzyszy Ktoś - postać sumująca osoby, w karierze i życiu Marlene istotne, z którymi spotykała się na scenie i prywatnie. Mateusz Marczydło udanie jest na przemian komentatorem jej życia scenicznego, reżyserem filmów i koncertów, wreszcie kochankiem. Po części bardzo ciekawie personifikując młode pokolenie, które dzisiaj odkrywa fenomen gwiazdy.
Oszczędną scenografię z biegnącym przez widownię podestem sceną dla aktorów osaczoną podnoszonymi ekranami na których można śledzić sfotografowane i sfilmowane wydarzenia z epoki Marlene stworzył Wojciech Jankowiak. Kostiumy świetnie zgrane z przemianami osobowościowym Marlene Marta Hubka. Mikołaj Pływacz oprawę multimedialną. Marcin Partyka wrażliwie muzycznie opracował spektakl.
W pamięci zostaje scena, która mówi o licytacji rzeczy Marlene. Jak po każdym, kto, jak to w życiu, przychodzi i odchodzi, są to zapiski, kieliszki po szampanie, itp. Czasem pytania, na które brak odpowiedzi. Z tą różnicą, że po ludziach jak Marlene zostaje dodatkowo legenda.
Na jak długo?