But bez szewca chodzi
“Bajka o Kapciuszku, czyli jak to z wdzięcznością było" - Liliana BardijewskaCo powinien zrobić pojedynczy i samotny pantofelek? Jak najszybciej poszukać sobie pary! Nawet wtedy, gdy nie jest wytwornym szklanym (i niewygodnym) bucikiem, a jedynie swojskim kapciuszkiem. Tytuł sztuki Liliany Bardijewskiej “Bajka o Kapciuszku, czyli jak to z wdzięcznością było" nie jest bowiem przypadkowym przejęzyczeniem - trafnie reprezentuje zgrabny utwór dla dzieci, opowiadający o losach wełnianego pantofelka
Sztuka rozpoczyna się skoczną piosenką śpiewaną przez Kłębek wełny i Druty. To z ich współpracy powstaną rękawiczki, kamizelki, czapeczki... i główny bohater – Kapciuszek. Pojedynczy. Jego największym problemem jest właśnie brak pary, a akcja całej sztuki zostaje podporządkowana jej poszukiwaniu.
Na swojej drodze, jak to w bajkach zwykle bywa, Kapciuszek napotyka szereg różnych bohaterów. Nie są to jednak postaci pochodzące z głębi szafy czy garderoby. To raczej mieszkańcy podwórek, łąk i przydomowych ogródków. Dużą rolę odgrywa tu niesympatyczna Makówka, nieco mniejsze Kura, Lis czy moi ulubieńcy – Chomik i Żółw. Te dwa ostatnie zwierzątka są bowiem chodzącymi dowodami na to, że dobrze rozpisane role drugoplanowe potrafią wnieść nowy smaczek i zwiększyć przyjemność odbioru sztuki. Takie połączenie dwóch motywów, podwórka i szafy, choć może wydawać się dziwne, zwiększyło dynamizm i przeniosło akcję spektaklu na grunt dobrze znany z innych bajek.
Tytułowe nawiązanie do “Kopciuszka” nie jest oczywiście przypadkowe. Bardijewska nie pisze jednak na nowo znanej już bajki, co jest chwytem często eksploatowanym w dobie postmodernizmu, a dopisuje do niej swego rodzaju suplement (co też jest swego rodzaju przejawem poetyki postmodernizmu). Samotny Kapciuszek spotyka bowiem Królewnę i ma u niej ma znaleźć schronienie. Oczywiście, jeśli znajdzie parę, bo jeden pantofelek nawet księżniczce do niczego się nie przyda.
Role analogiczne do złych sióstr z “Kopciuszka” pełnią tu szklane pantofelki. Z nimi wiąże się również jeden z morałów płynących ze sztuki – wygląd obuwia jest niczym w porównaniu z jego wygodą, podobnie jak wygląd człowieka nie świadczy o jego wartości. Drugi morał wyrażony jest wprost w tytule - podobnie bowiem jak w “Kopciuszku”, tak i tu napotkane postacie proszą głównego bohatera o pomoc, by w krytycznej sytuacji móc się odwdzięczyć. To właśnie ta sieć zależności pozwala na odnalezienie (a właściwie stworzenie) bliźniaczego kapciuszka, a tym samym na szczęśliwe zakończenie bajki. Nie jest to jednak zakończenie proste czy naiwne - prowadzi do niego skomplikowany splot zdarzeń.
Dużą zaletą “Bajki o Kapciuszku...” są piosenki uzupełniające treść spektaklu. Stanowią nie tylko dowcipne tło, ale również dopełniają charakterystyki bohaterów. Z pewnością spodobają się młodym widzom, którzy docenią ich zgrabną rytmikę i niebanalne rymy.
Choć akcja “Bajki o Kapciuszku” obejmuje ponad rok, toczy się wartkim tempem. Szybko zatem przychodzi zakończenie, wyśpiewywane przez chór owiec porośniętych gęstą wełną. Sztukę czyta się z przyjemnością i z całą pewnością może stanowić ciekawą propozycję nie tylko dla teatrzyków dziecięcych, ale również i tych “dorosłych” scen repertarowych, którym czasami przychodzi zmierzyć się z repertuarem dla młodszych widzów.
L. Bardijewska, “Bajka o Kapciuszku, czyli jak to z wdzięcznością było” [w:] “NOWE SZTUKI dla dzieci i młodzieży”, red. Z. Rudziński, z. 21., Poznań 2005.