Co nam zostało po Jerzym Grotowskim?

"Grotowski - próba odwrotu" - reż: Tomasz Rodowicz

To być może najważniejszy spektakl polskiego offu w ostatnich latach. Uciekinier z Gardzienic Tomasz Rodowicz i jego młodzi aktorzy z łódzkiej Chorei pytają: co nam zostało po Jerzym Grotowskim?

Pamiętacie, jak mali ministranci czytają na mszy Ewangelię? Jak dają się ponieść melodii tekstu, jak nieświadomie zacierają stare sensy, a odkrywają nowe? Któryś sylabizuje trudne biblijne imię, po innym słowa spływają jak strugi deszczu, trzeci naśladuje podniosłą intonację księdza proboszcza.

Gdy oglądałem najnowszy spektakl Chorei, nie opuszczało mnie skojarzenie, że ludzie teatru, którzy dziś sięgają po myśli Grotowskiego, próbują przetestować jego doświadczenia, są w pewnym sensie tak samo bezradni jak ci biedni ministranci. Bo zderzają się z jakąś nieprzekładalną na współczesne realia mądrością. Bardzo szybko odkrywają, że powtarzanie drogi Grotowskiego grozi epigonizmem i autyzmem, raczej przeszkadza, niż pomaga w uprawianiu teatru. A przecież Grotowski jest ważny. Trzeba go czytać i próbować rozumieć. Świadom tych niebezpieczeństw Tomasz Rodowicz postanowił nie uczyć swoich młodych aktorów, kim był Grotowski. Lider Chorei założył, że jego zespół zmierzy się z tekstami Grotowskiego potraktowanymi jak materiał literacki. Szóstka dwudziesto-kilkulatków z Łodzi sama wybrała najbardziej ich zdaniem frapujące fragmenty, Rodowicz dołożył do scenariusza relacje ze swoich spotkań z "Grotem": słuchamy m.in. wstrząsającego zapisu nocnej rozmowy z wątpiącym i słabym prorokiem, u którego zdiagnozowano poważną chorobę. Wspomnienia Rodowicza i sentencje odkryte przez młodych rozpięto na stelażu działań fizycznych typowych dla postgardzienickiego warsztatu Chorei. Aktorzy działają na scenie jako grupa, formują gimnastyczne figury i konstelacje ciał, tańczą, śpiewają. Przebrani w białe fartuchy pielęgniarzy próbują leczyć siebie samych receptami Grotowskiego: i jedne ich otwierają, stają się na krótki rozbłysk jasne i czytelne, inne pozostają niezrozumiałe. Najbardziej bluźnierczy zabieg przedstawienia to zrównanie manifestów "Grota" z osobistymi wyznaniami aktorów: mówią o własnym alkoholizmie, odkryciu tożsamości seksualnej, molestowaniu w dzieciństwie, problemach z miłością i równowagą emocjonalną. Niby to inny język, inna materia, bo przecież Grotowski mówi w spektaklu o teatrze, ćwiczeniach, kulturze, posłannictwie i religijności człowieka, a oni o dzieciństwie, wstydzie i strachu, ale nieoczekiwanie te dwa strumienie tekstów spotykają się w jednym punkcie. Tym punktem jest ludzkie ciało. Jedyne, co człowiek naprawdę posiada. I nie ma znaczenia, czy to będzie podtrzymywane jedynie siłą woli schorowane ciało starego Grotowskiego, czy skóra jednej z aktorek Rodowicza Małgorzaty Lipczyńskiej z agresywnym tatuażem na piersi. Z zazdrością patrzyłem, jak kapitalnie skomponowany jest zespół Rodowicza, jak trzy dziewczyny i trzech chłopaków uzupełniają się, przekuwają własne prywatne wady w sceniczne zalety (ktoś się jąka, ktoś walczy z nieśmiałością, ktoś próbuje zapanować nad emocjami). Każda z ich solowych etiud to zarazem spowiedź i zaliczona lekcja z nauk Grotowskiego. Teksty "Grota" w lekturze uderzają porażającą logiką wywodu i zarazem blokują czytelnika dziwnym połączeniem filozoficznego hermetyzmu i zapisu rytualnej praktyki. Kiedy słucha się ich na scenie - zyskują nieoczekiwany poetycki walor. Najpiękniejszą sceną przedstawienia jest ta, w której dziewczyna (Julia Jakubowska) wędruje po labiryncie utworzonym ze słów i ciał jej rówieśników. Każdy wypowiada strzęp słowa Grotowskiego, droga dziewczyny trwa tak długo, dopóki nie ułoży się zdanie o szukaniu Boga, o miłości, szacunku i wierze w drugiego człowieka. Na finał półnadzy aktorzy, do których przyłącza się sam Rodowicz, śpiewają "Niech żyje bal", podobno ulubioną piosenkę Grotowskiego, i skaczą z teatralnego szafotu na symboliczny śmietnik. Teatr ich zżera, życie dręczy, ale i tak ten skok jest wszystkim, co mają. To po to Grotowski odszedł z teatru, żeby inni mieli siłę w nim wytrwać.

Łukasz Drewniak
Dziennik Gazeta Prawna
6 września 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...