Czarna komedia

"Inne Rozkosze" - reż. Artur "Baron" Więcek - Krakowski Teatr Scena STU

Zdarza się tak, że dorosły człowiek wciąż nie może „odkleić" się od rodziny i część jego osobowości „zalega" wciąż w rodzinnym domu pod postacią małego chłopca. Taki człowiek niby ma swoje życie, swoją rodzinę, a jednak ciągle chowa się gdzieś pod skrzydłami mamy, babci itp. O kimś takim w swoim spektaklu „Inne rozkosze" na podstawie tekstu Jerzego Pilcha, opowiada Artur „Baron" Więcek. Ta opowieść okazuje się być bardzo współczesna.

Na scenie obserwujemy stabilne, ale trochę dziwne życie Pawła Kohoutka (świetny Tomasz Schimsheiner). Wszystko zaczyna się od poszukiwania słoika z pulpetami, a potem jest już tylko „gorzej"... Codzienne życie z Matką, Ojcem, Omą, Żoną i Córką w jednym domu to nie jest najlepszy pomysł. Do tego dochodzi jeszcze przyjaźń z mądrym życiowo, ale nie stroniącym od alkoholu mistrzem Oyermachem (niezwykły Edward Linde-Lubaszenko) i czujna obserwacja przez Księdza. Cała ta mikrospołeczność żyje według ustalonego porządku, który nagle zostaje zburzony.

Przyjazd Aktualnej Kobiety głównego bohatera sprawia, że naturalna równowaga zostaje zachwiana. W rodzinie nikt nie wie o „sekretnym życiu Kohoutka", w którym to zdradza on swoją żonę, wymieniając co jakiś czas kochanki. Nie umie się opanować, ale stwierdza, że jest kryty, dopóki nikt o niczym nie wie. Ukrywa Aktualną Kobietę i po kryjomu przynosi jej jedzenie.

Scena również podzielona jest na dwie części: życie rodzinne odbywa się na dole, toczy się głównie wokół stołu jako pewnego symbolu spotkań rodzinnych. Nad sceną mamy osobne pomieszczenie, w którym centralne miejsce zajmuje łóżko. Tam jest inny, intymny świat Kohoutka. Na scenie panuje atmosfera lekkości i dowcipu, każdy z bohaterów ma mocny, wyrazisty charakter i razem tworzą galerię barwnych postaci. Piętro to czas szeptów oraz pieszczot. Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie narratorki jako alter ego głównego bohatera, co kieruje nas w stronę przypuszczenia, że każdy mężczyzna ma w sobie pierwiastek kobiecy i na odwrót, dlatego przyciąganie płci może być tak silne.

Rodzina Kohoutków to właściwie rodzina patologiczna. Matka to histeryczka, ale o czułym sercu, Ojciec ma wybuchowy charakter, a Oma wydaje się być tylko głosem (niemal z zaświatów). Nie wynajmują u siebie pokoi (idąc za innymi), ponieważ każda obca osoba (kimkolwiek by nie była) jest traktowana jak intruz. Świetna powieść Jerzego Pilcha ożywa na scenie. Swego rodzaju dodatkiem są kazania Księdza, który wkracza scenę nagle i mocnym głosem zwraca się do alkoholików i grzeszników wszelkiego typu. Takie wejścia są dwa i rozbijają ciąg akcji, łamiąc formę jak wywody filozoficzne w „Ferdydurke" Witolda Gombrowicza.

Chociaż historia Kohoutka, przedstawiona w „Innych rozkoszach" nas rozśmiesza, to jednak refleksja, jaka z niej płynie, jest bardzo gorzka. Główny bohater wybiera ostatecznie ucieczkę. Nie potrafi żyć z jedną kobietą, decyduje się więc na desperacki krok: zabiera córkę i wyjeżdża. Swoją postawą pokazuje, że najlepsza dla człowieka jest samotność, inaczej wciąż będziemy pchani gdzieś, do kogoś, niepokojącą myślą (często o zabarwieniu erotycznym), że „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma", a to wcale nie musi być prawda.

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
24 października 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia