Czarne owce
„Schwarzcharakterki" - aut. Martyna Wawrzyniak - reż. Julia Mark - Fundacja Rekreacja w WarszawiePrzedostatnią odsłoną 18. Katowickiego Karnawału Komedii był spektakl „Schwarzcharakterki" zaprezentowany przez Fundację Rekreacja z Warszawy. Ten słodko-gorzki występ stawia w swym centrum kobiety oraz problematykę dotycząca ich roli w społeczeństwie, oraz codziennych przeciwności.
Motywem przewodnim jest w niej gniew. Stereotypowa kobieta nie powinna się złościć, ponieważ szkodzi to jej urodzie. I w ogóle powinna być potulna i miła, nawet gdy jest napastowana. Nie przystoi jej wulgarność, czy stawianie jasnych granic tego, na co może sobie pozwolić potencjalny absztyfikant. Bohaterki jednak muszą i chcą dać upust swej frustracji, która zbiera się w nich całe życie. Jest to złość na kwestie całkiem drobne, jak i te większe. Autorka sztuki zwraca uwagę, że płeć piękna także ma prawo głośno wyrażać niezadowolenie, a jej głos się liczy.
Przedstawienie nie ma określonej fabuły. Bardziej przyrównać je można do występu w formie stand-upu lub jakiegoś rodzaju performance. Inne pasujące określenie to monodram na dwa głosy. Najpierw na scenie pojawią się pierwsza bohaterka. Dopiero po jej kilkuminutowym wstępie na estradę wchodzi druga postać. Następnie z mniejszymi przerwami pozostają w świetle reflektorów już do końca spektaklu. Taka forma występu nie wymaga żadnej scenografii.
Aktorkom towarzyszą zatem tylko dwa stojaki na mikrofony. Sztuka składa się zaś głównie z monologów, będąc w paru momentach przerywana piosenkami. Ukazują one różne, prozaiczne sytuacje z życia codziennego jak niemiły kurier, czy uciekająca winda, które powodować mogą przypływ agresji. Jej przyczyną jest najczęściej brak empatii otoczenia.
Biorąc to pod uwagę ważną funkcję na scenie pełnią same artystki, ich wygląd oraz zachowanie. Można powiedzieć, iż pełnią one tutaj rolę zarówno twórców, jak i tworzywa. Nie jest to łatwe zadanie wypełnić sobą całą estradę, lecz warszawskiemu duetowi udaje się to w sposób zadowalający.
Spektakl ma w domyśle bawić i to zadanie zostaje spełnione, jednak zwłaszcza w drugiej jego połowie, uderza także w poważniejsze tony dotyczące przemocy słownej oraz fizycznej wobec kobiet. Można określić go mianem sztuki feministycznej, ale lepiej nie podchodzić do tego w ten sposób, a raczej z otwartą głową i bez żadnych oczekiwań.
Treść przedstawienia może zatem pomóc otworzyć oczy każdemu na pewne zagadnienia, o których mógł sobie nie zdawać sprawy. Także stroje bohaterek nie są tu bez znaczenia. Krzykliwe wręcz kostiumy stoją niejako w kontraście z ascetyczną scenografią.
Warszawska propozycja funduje widzom półtoragodzinną rozrywkę w dynamicznym oraz barwnym stylu.