Czemu nie lubimy klasyki?

Już w szkole robi się z uczniów petentów, których uczy się, jak należy jedynie słusznie interpretować teatr. A jak się w nim nie odnajdują, bo nie rozumieją, to wpędzeni przez nauczycieli w poczucie winy myślą, że albo są głupi, albo nie dorośli do tzw. wielkiej sztuki - mówi Paweł Demirski, juror tegorocznych OKT.
Konfrontacje zainaugurował w sobotę "Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł" , który jest kolejnym ważnym polskim spektaklem wyreżyserowanym na podstawie tekstu napisanego przez 29-letniego Pawła Demirskiego. Jest on przyzwyczajony, że z jego przedstawień ludzie wychodzą. Bo są oburzeni, zniesmaczeni lub obrażeni. Rozmowa z dramaturgiem jurorem Dorota Wodecka-Lasota: Tym razem część publiczności wyszła, bo zmasakrował Pan abp. Juliusza Paetza. I wyciągnął antysemityzm Maksymilianowi Kolbemu... Paweł Demirski: I super, że ludzie z teatru wychodzą. Wyjście z teatru to duży gest. Oznacza, że w tym teatrze zdarzyło się coś ważnego. Ktoś powie, że obraziłem jego uczucia religijne, a tymczasem jestem katolikiem i to moje uczucia obraża abp Paetz. Byłem oburzony jego uczestnictwem w jubileuszowych uroczystościach poznańskiego czerwca w 2006 roku. Nie tyle nawet jego obecnością, bo nie chodzi o to, żeby człowieka kamienować, ale tym świetnym samopoczuciem władz kościelnych w rodzaju - "nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało". Jestem oburzony opieszałością Kościoła w kwestiach targających nim afer pedofilskich, czy tym, że biskupi zrugali media za to, że wypowiadały się w sprawie nominacji bp. Głodzia w Gdańsku. Skoro Kościół jest wspólnotą, to uważam, że będąc w niej, mam prawo do wyrażenia swojej opinii na jej temat. Czy z tych, którzy zostali w teatrze, ktoś Pana skrytykował po spektaklu? - Byli tacy, którzy uważali, że Polska, jaką przedstawiliśmy, jest nieprawdziwa, bo ich zdaniem nie jest taka okropna. Ale widać żyjemy w innych Polskach. I oczywiście pytali, czemu w sztuce są przekleństwa, a ja takich pytań nie znoszę. Pytanie o przekleństwa jest tak naprawdę pytaniem o model teatru, który ludzie mają w głowach. Najczęściej jest to model mieszczańskiego romantyzmu. Pytania takie są związane z pokutującym stereotypem, że teatr to świątynia, w której chcemy widzieć rzeczywistość upiększoną, lepszą, niż jest. Ale te spotkania z publicznością mogą być naprawdę ciekawe, bo rozmawiamy o Polsce. Wychodząc od spektaklu, przechodzimy nawet do gospodarki neoliberalnej, Balcerowicza i ekonomii. W tle każdej dyskusji pytanie: po co nam klasyka? Przyznam, że mam poczucie winy, że mnie najczęściej ta klasyka nie pociąga. Myślę, że trudno odpowiedzieć na pytanie zadane przez dyrektora Tomasza Koninę: "Po co nam ta klasyka?". Co zrobić, żeby była dla nas partnerem, a nie my dla niej? Brak takiego dialogowania jest winą nie widza, tylko ludzi teatru. Poczucie winy to kluczowa sprawa w podejściu do klasyki. To następstwo edukacji, która jest kulą u nogi w jej zrozumieniu. Bo w szkołach uczy się jedynej słusznej interpretacji. Robi się z uczniów petentów, wbijając w głowę, jak mają teatr czy kulturę w ogóle odbierać. Żadnych poszukiwań, refleksyjnego czytania, tylko kalka. Jak Gombrowicz, to wiadomo - gęba, jak "Wesele" to mariaż inteligencji i chłopstwa. To jest okropne. I potem ludzie w teatrze się nie odnajdują, bo to, co widzą, odbiega od tego, o czym się uczyli. Bo jeżeli jest jedna prawdziwa interpretacja, no to oni już wszystko wiedzą, a tu nagle się coś nie zgadza. Więc wydaje im się, że nie rozumieją i wpędzeni przez nauczycieli w poczucie winy myślą, że albo są głupi, albo nie dorośli do tzw. wielkiej sztuki. Obowiązuje więc paradygmat myślowy, że to my jesteśmy głupsi, a tam na scenie mówią o takich ważnych sprawach, że aż nas one nie dotyczą. Poza tym nie mówi się o tym, że kultura może być istotnym, ważnym i przyjemnym elementem naszego życia. W neoliberalnym społeczeństwie kulturę przedstawia się jako nieprzynoszący zysku kwiatek do drogiego kożucha. Za taki stan winę ponoszą również Mędrcy Teatru, którzy obrażają się na widzów nierozumiejących ich spektakli. Zauważam duże oderwanie między stanem świadomości publiczności i głębokim samozadowoleniem twórców. Nam, młodym, zarzucają, że burzymy teatr, a tymczasem my odzyskujemy widzów. Ale trudno odzyskać ich klasyką. Często jest nudna. - Często jest niekomunikatywna. Ja nie jestem zwolennikiem reinterpretacji klasyki sprowadzającej się do przeniesienia akcji z dworku do blokowiska albo zamiany kostiumu z epoki na współczesny. Poza tym pytanie o klasykę to kolejne pytanie o model i funkcję teatru. Uważam, że uwspółcześnianie klasyki polega na ubogaceniu jej o naszą wiedzę historyczną, której siłą rzeczy nie miał autor. I uważam, że takie myślenie o klasyce jest potrzebne. Może pomóc w zrozumieniu tradycji czy uświadamia nasze głęboko zakorzenione stereotypy tożsamościowe. Paweł Demirski Rocznik 1979. Katolik. Niedoszły bramkarz Lechii Gdańsk. Kierownik literacki Teatru Wybrzeże, dramaturg. Autor tekstów: „Nieprzytomnie”, „Skurwysyny”, „Padnij” (spektakl na podstawie tego dramatu wszedł do finału ministerialnego konkursu na wystawienie polskiej sztuki współczesnej). Twórca nagrodzonego przez Teatr Rozmaitości scenariusza na konkurs „Carproject”. Stypendysta Royal Court Theatre w Londynie. Autor i opiekun dramaturgiczny projektu STM w Teatrze Wybrzeże.
Dorota Wodecka Lasota
Gazeta Wyborcza Opole
17 kwietnia 2008
Portrety
Paweł Demirski

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia