Czy można jeszcze uratować Paminę?

Spotkanie z Mozartem we Wrocławskiej Operze.

„Czarodziejski flet" Wolfganga Amadeusza Mozarta z librettem autorstwa Emmanuela Schikanedera należy do operowej klasyki. Utwór doczekał się bardzo licznych, różnorodnych inscenizacji. Uważany jest za jeden z najbardziej tajemniczych w historii gatunku, bogatych w złożoną, wielowarstwową, baśniową symbolikę. Odnajdujemy tu między innymi wątek miłości, o jaką należy walczyć, motyw bohatera, który, aby pozyskać rękę ukochanej, zostaje poddany szeregowi prób, problem walki dobra ze złem czy wolnomularską symbolikę.

Dzieło wiedeńskich twórców, niczym mit, otwarte jest na dialog z odbiorcą i potwierdza swą nieśmiertelność za każdym razem, kiedy wystawiane jest na deskach opery. Każda z inscenizacji nadaje mu nowe życie, nowy wyraz, nowy sens – i w tej otwartości sztuki Mozarta i Schikanedera tkwi jej ponadczasowa siła.

Twórcy najnowszego przedstawienia w Operze Wrocławskiej podjęli się szczególnego zadania – przeniesienia klasycznego, baśniowego świata do rzeczywistości Wrocławia lat dwudziestych XX wieku, w konwencję literatury kryminalnej. Zaproszenie do współpracy Marka Krajewskiego (autora dialogów), wrocławskiego pisarza, którego teksty osadzone są w realiach miasta, jest niewątpliwie zabiegiem nowatorskim i dość oryginalnym. W jego wyniku baśniowy świat zostaje zastąpiony obrazem miasta z początku wieku, Tamino – jeden z głównych bohaterów – staje się detektywem-Wolfgangiem Thormannem, któremu zlecone zostaje odnalezienie Paminy-Pameli – córki Królowej Nocy.

Na początku pierwszego aktu poznajemy narratora – bohatera cyklu kryminałów – Eberharda Mocka. To on spokojnym, ciepłym i głębokim głosem zaczyna opowiadać historię Tamina. Tym samym sztuka zostaje ujęta w wyraźne ramy kompozycyjne: jest opowieścią o detektywie, którego doświadczenia ukazują nam prawdziwe życie świata przestępczego lat dwudziestych XX wieku. Już od pierwszych scen widz zostaje zabrany do podziemnego uniwersum rządzonego przez Królową Nocy – Gabi Zelt – właścicielkę domu publicznego, gdzie swoje centrum ma także całe mroczne środowisko Wrocławia: przestępcy, zepsuci moralnie przedstawiciele wyższych warstw społecznych, żyjący na granicy jawy i narkotycznego transu. W miarę rozwoju akcji poznajemy „szczególne uroki" tej rzeczywistości: pod przykrywkami lóż masońskich odkrywamy miejsca orgii, gdzie rządzą zbrodnie i handel narkotykami, przeprowadzane są medyczne eksperymenty na ludziach, a syfilis jest najbardziej powszechną chorobą. To świat okrutny, odarty ze złudzeń, wyższych wartości, w którym miłość jest usługą świadczoną za pieniądze. Baśniowe elementy klasycznej opery w tej inscenizacji stają się wyrazem narkotycznej wizji: tytułowy czarodziejski flet jest symbolem „koksu" deformującego ludzką percepcję, trzy tajemnicze damy mające ratować Tamina/Wolfganga, to lubieżne prostytutki. Również postać Papagena – upierzonego stwora z dwoma dodatkowym odnóżami wykreowana jest tak, by reprezentował on część wyuzdanego światka Królowej Nocy. Para bohaterów: Wolfgang Thormann (Tamino) i Pamela (Pamina), zdają się wyróżniać z tego uniwersum: Wolfgang kierowany jest czystym uczuciem bezwarunkowej miłości do ukochanej, przechodzi zwycięsko kolejne próby w walce o swoją wybrankę. Pamela, chroniona przed złem i moralnym zepsuciem przez kapłana – szefa mafii – Sarastra, choć jako dziecko spędzała czas w domu publicznym u boku swojej matki i aktualnie ucieka przed zalotami złego Monostatosa, ubrana na biało – zdaje się zachowywać swą niewinność i wdzięk. W jednej z końcowych scen widz może z zainteresowaniem i z podziwem obserwować, jak para wspólnie przechodzi ostatnie z wtajemniczeń – próbę żywiołów ognia i wody. Niemniej, historia o czystej, wymagającej poświeceń miłości kończy się razem z końcem przedstawienia – jak niemal każdy element historii przedstawionego świata okazuje się być złudzeniem wyższych wartości.

Pierwotnie opera była skomponowana w taki sposób, by zachwycić jak największe grono odbiorców oraz wykorzystać skomplikowaną, wywołującą silne estetyczne wrażenie scenografię. Stąd fantastyczne wątki złożonej fabuły, obecne od wieków w literaturze motywy, ale też dbałość o inscenizacyjne detale. Jak pisał Albert Einstein: „Die Zauberflote" jest w stanie na równi oczarować dziecko, jak poruszyć dorosłego i zachwycić mędrca. Każdy człowiek, każda epoka znajdzie w nim coś innego, tylko barbarzyńcy nie mają tu nic do powiedzenia". Możemy postawić sobie pytanie, co współcześni twórcy wrocławskiej inscenizacji odnajdują w tym szczególnym dziele? Który z jego elementów akcentują? W jaki sposób podejmują dialog z dziełem Mozarta i Schikanedera i jaki jest owoc tego dialogu?

Utwór bez wątpienia urzeka bogactwem choreograficznym i scenograficznym (autorem scenografii jest Luigi Scoglio). Wydaje się, że zgodnie z pierwotnym zamysłem wiedeńskich artystów wrocławscy twórcy w pełni wykorzystują potencjał, jaki oferuje budynek opery: podzieloną na dwa poziomy ruchomą scenę oraz jej górną, obrotową część. Dzięki temu widz może śledzić płynnie zmieniającą się, złożoną scenografię. Dodatkowo, w głębi widzimy projekcje zdjęć z autentycznych, charakterystycznych miejsc z Wrocławia, jak również pojawiające się wolnomularskie symbole, dzięki czemu sceny nabierają trójwymiarowego charakteru, a widz może z łatwością zagłębić się w uniwersum sztuki. Już od pierwszych chwil widowiska, po ciekawym wprowadzeniu narratora, publiczność zostaje zaproszona do poznania mrocznych zakątków Wrocławia z początku wieku – naszym oczom ukazuje, zatopione w czerwonej tonacji, wnętrze lokalu prowadzonego przez Gabi Zelt-Królową Nocy – to centrum przestępczego światka.

Jednym z najbardziej zapadających w pamięć, kulminacyjnych momentów jest próba ognia i wody, jaką wspólnie przechodzi para głównych bohaterów. Z uwagi na efekt głębi, zbudowany przez obrotową, ruchomą scenę widz ma autentyczne wrażenie, że wraz z głównymi postaciami spektaklu płynie po otwartym morzu: obraz „pochłania" odbiorcę, sprawia, że czuje się on częścią prezentowanej historii. W połączeniu z bardzo dobrą grą orkiestry pod batutą Adama Banaszaka, śpiewem chóru, spektakl momentami zachwyca. Na uwagę zasługuje bardzo dobre wykonanie hymnu Królowej Nocy (w tej roli Maria Rozynek-Banaszak) – jednej z najbardziej znanych arii operowych świata. Także Pamela/Pamina (Marcelina Román) tworzy pełną emocji, szczerą, autentyczną postać, z dobrze zaśpiewanymi partiami sopranowymi.

Koncept interpretacji opery Mozarta i Schikanedera w konwencji kryminału rozgrywającego się na początku XX wieku we Wrocławiu jest bardzo interesujący, ale i obiecujący zarazem. Pierwsze sceny istotnie budzą ciekawość, doskonale wprowadzają w klimat spektaklu, w połączeniu z wprowadzeniem narratora, którym staje się Eberhard Mock, zdają się zapraszać do niezwykłej przygody. Od pierwszych chwil wiadomo, że klasyczne dzieło zyska zupełnie nowy wyraz, co dodatkowo intryguje widza. Oczywiście ogromną rolę pełni tu dobrze zagrana muzyka oraz piękna scenografia, oddająca klimat epoki lat dwudziestych. Z czasem jednak odnosi się wrażenie, że sama akcja nabiera pewnej monotonii, niekonsekwencji. Uderza swoisty scenograficzny przepych, ale wydaje się być nie do końca spójny z dialogami i librettem, którym brakuje głębszego sensu, wielowymiarowości. „Czarodziejski flet" ukazany w tej inscenizacji zdaje się zatracać swój znaczeniowy potencjał, symboliczną siłę, będącą tą wartością, która tak ciekawi widza.

Zamiast zapraszającej do interpretacji, pełnej symboli historii mamy opowieść o prostej przygodzie detektywa z początku wieku. Nie ma tu miejsca na interpretację, na interakcję z widzem, na ukazanie wzniosłych wartości, czy choćby problematyzację pewnych wątków, ich wysubtelnienie i stworzenie pewnej siatki znaczeń. Nie ma miejsca na główną myśl, intrygę, na spójną, konsekwentną interpretację. Nie ma także miejsca na stworzenie wyrazistych, charyzmatycznych postaci – bohaterowie zdają się gubić w scenograficznym bogactwie. Odnosi się wrażenie, jakby twórcom zabrakło pomysłu na „głębsze" odczytanie dzieła, a ukazanie różnych form moralnego zepsucia i tym samym zaszokowanie widza, było ich głównym zamysłem. Może właśnie taki był ich zamiar – żeby oszołomić odbiorcę estetycznymi efektami, zachwycić scenografią, oburzyć przełamaniem operowej konwencji, nie proponując żadnych dodatkowych sensów. Mamy tu obraz upadłego miasta, w którym rządzą przestępcy, handlarze narkotykami, a ludzie szukają tanich, cielesnych przyjemności. Przekaz jest bardzo prosty, bezpośredni. Także główna para bohaterów, która w spektaklu pragnie kierować się ideałami autentycznej miłości, na samym końcu staje się elementem zdemoralizowanego uniwersum, z którego wydaje się nie być wyjścia.

Sam pomysł na interpretację operowej klasyki jest bardzo ciekawy, ale jego wykonanie jako całość wywołuje u widza lekkie poczucie zawodu. Z piękną scenografią i choreografią, dobrą muzyką nie idzie w parze dobrze opowiedziana historia, a raczej czuje się tu jej brak, jakby przerost formy nad treścią. Widz ma wrażenie niekonsekwentnego rozłożenia akcentów: prawdziwym bohaterem tej sztuki jest scenografia, w tle pozostaje muzyka i chór, na trzecim miejscu aktorzy, którym brak wyrazistości, a opowiedziana historia wydaje się zaledwie pretekstem dla powyższych elementów, najmniej znaczącym.

Z tego powodu trzy godziny przedstawienia z tylko jedną przerwą stają się męczące, chwilowy zachwyt, który można odczuć na początku przedstawienia, przeradza się w znużenie, przerywane momentami przez bardzo dobre partie muzyczne. Na płaszczyźnie fabuły twórcy w pewien sposób odczarowują dzieło, chcąc nadać mu nowego znaczenia, specyficznego kolorytu, odbierają mu jego symboliczny potencjał, jakby nie do końca wsłuchali się w utwór Mozarta, a tym samym nie pozwolili mu przemówić, jakby autentyczna interpretacja, dialog z klasykiem, nie miał miejsca. Wszak aby go podjąć, trzeba zawsze otworzyć się na drugą stronę, a w tym wypadku odnosiło się wrażenie, że klasyczna historia zamyka się w pewnej wąskiej, jednoznacznej interpretacji. Finalnie Pamela/Pamina nie zostaje uratowana, a prawdziwa wartość – prawdziwa miłość okazuje się tylko chwilowym złudzeniem.

Zastępując baśniową fabułę realiami miasta z początku minionego wieku, autorzy tak kreują przedstawioną historię, aby odebrać jej metafizyczną głębię – losy bohaterów finalnie zdają się być zdeterminowane uwarunkowaniami środowiska, w którym żyją i ram którego nie udaje się im przekroczyć. Być może, atakując odbiorcę estetycznymi efektami, twórcy chcieli dotrzeć do jak największej części publiczności, stawiając na prosty w odbiorze, niezbyt skomplikowany przekaz.

Osobiście oczekiwałabym jednak czegoś więcej.

Dorota Seńków
Dziennik Teatralny Dolny Śląsk
6 listopada 2023

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia