Czym jest choreografia

Międzynarodowy Konkurs Sztuki Choreograficznej im. Sergiusza Diagilewa

Już po raz drugi miałam okazję obserwować z bliska Międzynarodowy Konkurs Sztuki Choreograficznej im. Sergiusza Diagilewa w Łodzi. To impreza nie do przecenienia i nie posiadająca swojego odpowiednika nie tylko w naszym kraju, ale także i w większości krajów Europy, o świecie nie mówiąc. O ile konkursy baletowe i festiwale tańca współczesnego z konkursami jako ich częścią składową, wciąż się odbywają, (choć konkursy baletowe nie mają już tej siły przebicia co dawniej), o tyle twórczość choreografów bardzo rzadko się ocenia, a jeszcze rzadziej nagradza. Dlatego chwała Alexandrowi Azarkevitchowi i Stowarzyszeniu Promocji Sztuki Choreograficznej, że obecnie co roku organizuje spotkanie choreografów z różnych krajów i widzów ich sztuką zainteresowanych.

 Konkurs jest bowiem w równym stopniu wydarzeniem dla twórców, jak i odbiorców współczesnej choreografii - co ważne bez sztucznych podziałów na taniec klasyczny, neoklasyczny czy współczesny. Oczywiście dominuje pośredni język tańca - łączenie neoklasyki, klasycznego warsztatu ze zdobyczami tańca modern, ale zdarzają się (i bardzo dobrze) propozycje bardziej awangardowe. I to chyba jest największa siła Konkursu - każdy znajdzie tu coś dla siebie, przegląd tak różnych choreografii jest bardzo kształcący.

W tym roku jednak sam wybór choreografii konkursowych trochę kulał. Owszem, było parę prac, które mogły się podobać, ale właściwie żadna nie była objawieniem, nie powaliła widzów na kolana. Największe oklaski zdobył doświadczony już choreograf izraelski Ido Tamar (on też otrzymał nagrodę dziennikarzy), który zaproponował kawałek dobrego, wielowymiarowego teatru czerpiącego z tradycji buffy, z wykorzystaniem gry aktorskiej, pantomimy, słowa (!), skromnej, ale pomysłowej inscenizacji. Nie tylko prawdziwie rozbawił i wzruszył publiczność portretem pary małżeńskiej, która kłóci się i kocha jednocześnie, która okazuje sobie czułość na różne żartobliwe sposoby, i która razem odchodzi w niebyt. Nade wszystko korzystnie wyróżniał się na tle wielu niemal takich samych duetów miłosnych, które zdominowały tegoroczną edycję. Przyznam, że po ubiegłorocznej, ta wydala mi się mieć nieco niższy poziom, a dobór finałowych choreografii wzbudził moje wielkie zastrzeżenia. Nie wiem, jakie były inne nadesłane na Konkurs propozycje, ale te, które wybrano do finału, nie zawsze wydawały mi się tego finału godne. Ponadto - niezależnie już od poziomu - dopuszczenie do finału aż 10 duetów na 13 dzieł finałowych było równie męczące i dla widzów, i dla jury. Dobrze, że wśród nich znalazły się dwa duety męskie (w ubiegłym roku ta właśnie forma zgarnęła dwie nagrody), dwa sola i jedna większa forma, ale mimo wszystko na jakiś czas będę odczuwać przesyt duetami! Być może rzeczywiście były to najlepsze z nadesłanych propozycji, ale ten aspekt prezentacji konkursowych na przyszłość należało by wziąć pod uwagę.

Ocenianie choreografii (i poniekąd tylko choreografii) jest niezwykle trudne. Bo czym jest choreografia - zwłaszcza współczesna? Dawniej choreograf układał "kroki" tańca na podstawie techniki tańca klasycznego, ludowego czy charakterystycznego, a za oprawę plastyczną, światła, kostiumy etc. odpowiadali inni specjaliści. Dziś, zwłaszcza wśród młodych choreografów, którzy, co tu kryć, nie mają środków na zrealizowanie swoich wyobrażeń z udziałem dużego aparatu twórczego, choreograf musi być człowiekiem-orkiestrą. Niejednokrotnie daje to zresztą jak najlepsze rezultaty, jeśli we wszystkich tych rolach choreograf okazuje się profesjonalistą. Prezentuje dzięki temu bardzo spójną wizję tego, co miał w głowie tworząc. Ale w takim razie - jak oceniać? Że zamysł i temat - oczywiste, że dobór środków tanecznych - jasne, że oryginalność i wyrazistość - oczywiste. Ale to, co nazywamy "inscenizacją"? Światła, kostiumy., dobór muzyki, wykonanie wreszcie? Dobrze stwierdziła koleżanka z jury dziennikarskiego: dobry choreograf z ciekawym dziełem daleko nie zajdzie, jeśli nie zaprezentują go doskonali tancerze! A zatem oceniamy tak naprawdę SPEKTAKL, który pojawia się przed naszymi oczyma tu i teraz. Nie da się rozdzielić poszczególnych elementów od siebie, ocenić tylko "układu kroków". Biorąc to wszystko pod uwagę oceniałam wrażenie, jakie dana choreografia na mnie wywierała - a właściwie w przypadku tego konkursu: czy w ogóle wywierała.

Większość zaprezentowanych układów "przeminęła z wiatrem" - w ogóle ich nie zapamiętałam. Dokąd mogłam zajrzeć w swoje sędziowskie notatki, rozróżniałam duet od duetu (prawda, dwa się wyróżniały, bo były to duety męskie). Pojawiło się kilka prac, które w moim przekonaniu nie powinny się znaleźć w finale, jak choćby macedoński Dotyk - duet o dominacji mężczyzny nad kobietą - za pomocą tańca modern przez 9 minut facet poniewierał kobietąTak samo francusko-szwajcarska Manger l'arbre de vie - kobiece solo folkowo-indiańsko-afrykańskie. Zaskoczeniem była choreografia Wiery Arbuzowej, dawnej solistki Teatru Baletu Borisa Ejfmana. Ta elegancka balerina przygotowała bardzo "męski" układ na dwóch wojowników w interesującym oświetleniu, dość abstrakcyjny. Włoch Raphael Bianco przywiózł choreografię na dwie pary tancerzy utrzymane w stylu tańca historycznego (barokowego) w bardzo zwolnionym tempie, przeplecionym z tańcem współczesnym. Tancerze ubrani byli w stelaże do strojów barokowych - gdy je zdejmowali zamiast stereotypowych kroków pojawiały się miedzy nimi interakcje. Niestety całość była za długa i powtarzalna - to, co raz było interesujące, powtórzone czwarty raz nużyło. Ciepłe reakcje wywołała choreografia Uladzimira Ivanou reprezentującego Czechy. Para "nagich" tancerzy była niczym Adam i Ewa w raju - piękną i czysta, jak ich taniec. Mnie jednak zbytnio choreografia ta kojarzyła się z wystawianym długie lata na warszawskiej scenie Pejzażem nocą Hanny Chojnackiej Rozczarował Serhii Kon - bohater ubiegłorocznej edycji konkursu. Tym razem przywiózł duet opowiadający - przynajmniej do pewnego momentu - o podporządkowaniu kobiety mężczyźnie - z wyboru, z przyzwyczajenia, z miłości. Im dalej jednak, tym bardziej wydźwięk baletu się rozmywał - słabł, starał się zagmatwany i przegadany. Ciekawostką było drugie solo w Konkursie, tym razem męskie. Beauty and his beasts Carlosa Miguela Veiti z Dominikany (!) zachwycająco odtańczył Juan Jose Castillo. Był to bezpretensjonalny portret macho-dandysa - podrywacza. Choreografia prosta, za to bardzo wyraziście wykonana, w dużej mierze swój sukces osobowości tancerza.

Jury Konkursu jury pod przewodnictwem prof. Vladimira Vasilieva (w jury zasiadali także: Mark Baldwin z Wielkiej Brytanii - tancerz i choreograf, dyrektor artystyczny Rambert Dance Company, Olivier Patey z Francji - jeden z najsłynniejszych francuskich tancerzy i baletmistrzów, , dr Barbara Sier-Janik z Polski - przewodnicząca Sekcji Tańca i Baletu Związku Artystów Scen Polskich (ZASP) w Warszawie, Radu Poklitaru z Ukrainy - tancerz, choreograf, założyciel i dyrektor artystyczny Kiev Modern Ballet, Marek Różycki z Niemiec - tancerz, choreograf i nauczyciel tańca, wicedyrektor ds. artystycznych Staatliche Ballettschule Berlin) nagrodziło grand prix Oleksieja Busko z Ukrainy za choreografię Album. Miejscami zabawna, miejscami nostalgiczna była dobrze skonstruowana, ale mnie osobiście jakoś nie zachwyciła. O wiele bardziej podobało mi się Causatum Courtneya Garratta z Wielkiej Brytanii. Miłosny duet pary mężczyzn był wirtuozowsko zakomponowany, ciekawy, świetnie wykonany, dość subtelny, by nie być nachalnym w swojej wymowie, ale dość wyrazisty i dobrze oddający emocje i namiętności. Ta choreografia otrzymała pierwsza nagrodę. Nagrodę jury dziennikarskiego, jak już nadmieniłam, otrzymała zabawna choreografia Pusty pokój Ido Tadmara z Izraela. Bufonada w połączeniu z tańcem modern (dużo wpływów contact improvisation, praca w parterze) ogromnie podobała się także publiczności. W skład komisji dziennikarzy (nazywanej też przez organizatorów komisją ekspertów) weszli: Elżbieta Pastecka (krytyk tańca i pantomimy), Wiesław Kowalski (redaktor serwisu teatralnego "Teatr dla was"), Leszek Bonar (TVP Łódź), Igor Rakowski-Kłos ("Gazeta Wyborcza") i niżej podpisana. Na koniec dwa zgrzyty, które mniej lub bardziej zakłóciły porządek Konkursu. Na otwarcie nie dojechał zapowiadany marszałek województwa, który miał uroczyście konkurs otworzyć, a komisja dziennikarzy zdziwiła się niezmiernie słysząc, że miała przewodniczącego w osobie Leszka Bonara - bo jako żywo nie wybieraliśmy żadnego przewodniczącego

Konkursowi towarzyszyły dwa występy gościnne. Pierwszego dnia przed prezentacją choreografii konkursowych wystąpił Młody Balet Berliński z fragmentami baletu Mały Książę Georga Seyfferta - bardzo urokliwymi, pełnymi dziecięcej radości i lekkości oraz fragmentami z Festiwalu kwiatów w Genzano (pas de deux) i Korsarza (pas de trois Konrada, Alego i Medory). Na wyróżnienie zasłużył szczególnie solista w Festiwalu kwiatów Glauber Mendes Silva - ciemnoskóry chłopiec o olbrzymiej swobodzie scenicznej, dyscyplinie gestu, świetnym skoku Drugiego dnia (niestety, już pod moją nieobecność) Kiev Modern Ballet z Ukrainy pokazał Dziadka do orzechów w wersji Radu Poklitaru.

Katarzyna Gardzina-Kubała
Teatr dla Was
5 grudnia 2012

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia