Dom dźwiękiem wybudowany

"Andy" - reż. Krzysztof Czeczot - Teatr Polskiego Radia

Andy jestem. Tak powiedzieć może sobie każdy po wysłuchaniu tej kompozycji. Krzysztof Czeczot powrócił do teatru radiowego autorskim słuchowiskiem Andy, by otworzyć głowę – najpierw swoją, potem swojego bohatera, wreszcie – naszą. Należy mocno nagłośnić ten eksperyment, bo takie właśnie formy decydują o idiomie tego wyjątkowego gatunku, jakim jest słuchowisko.

Od początku słuchowiska należymy już do głowy Andrzeja (Adam Woronowicz), realizatora dźwięku pracującego przy serialach (bohater wymarzony dla radia). Andrzej stracił pracę, żyje z tego, co da mu nadopiekuńcza matka i powoli wycofuje się w światy dalekie. Światy dalekie przynosi nam z otchłani dziejów radia Roman Wilhelmi. Radio jest medium. Nie pierwszy raz uświadamiam sobie, że w Teatrze Polskiego Radia dzieją się rzeczy metafizyczne. Nieżyjący od przeszło dwudziestu lat Wilhelmi zamieszkuję głowę Andrzeja i stwarza w nim Andy'ego. Czyta niby to Moskwę-Pietuszki Jerofiejewa. Z czasem jednak zaczyna wybierać te kwestie powieści, które czynią go żywym dla Andy'ego. Woronowicz spełnia się w tytułowej roli. Chimera głosowa tego aktora zdążyła już zaistnieć w radiu kilkakrotnie. Przypominam sobie Pierwszy raz Michała Walczaka, Sponsora Krzysztofa Beśki czy zeszłorocznego Obcego człowieka Rafała Wojasińskiego. Aktor ten ma głos, który gra na wielu rejestrach, pobudza różne struny. Neurotyzm tego głosu kiedyś objawiał Marek Walczewski, dzisiaj mamy Woronowicza.

Andy szaleje. Pokój bohatera wypełnia się co rusz nowymi melodiami. Mamy tu Pink Freud'ów, Lisę Ekdahl a nawet Modesta Musorgskiego. Radiowy świat Czeczota jest pełen chilloutu, dostarczał nam go już we wcześniejszych, szczecińskich realizacjach radiowych (Dublin. One way, Jeszcze się spotkamy młodsi, Pętla). Dobór brzmień muzycznych otwiera nam drogę do mrocznych tajemnic, których sam Andy sobie nie uświadamia. Mamy tu radiowe Twin Peaks wreszcie, podsycone ambientem, genialnymi głosami Magdaleny Cieleckiej a także uwaga – Zbigniewa Konopki. Konopka tworzy postać mrocznego potentata medialnego, który decyduje o tym, kto ma w serialu mówić głośniej, a kto ciszej. Głos tego aktora pozostaje w pamięci. Ma w sobie tę zdolność stylizacji głosowej, że ucho wyłapuje każde wypowiadane przez niego słowo. W pewnych chwilach przypomina samego Wilhelmiego (nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, choć podejrzewam, że było to zamierzone). Cielecka z kolei uwodzi. Niewinnie wdziera się do głowy Andy'ego i pcha go w przepaść. W pewnym momencie aktorka wyśpiewywuje Cry me a river i robi to
z profesjonalnym jazzowym pomrukiem.

Andy zaczyna mieszać rzeczywistość z podszeptami serialowych ikon. Nad wszystkim czuwa gospodarz tego domu, Wilhelmi – aż prosi się o parafrazę słów niezapomnianego gospodarza z Alernatyw 4. On jest patronem świata, z którego Andy już się nie uwolni. Nieżyjący aktor mówi raz z offu, raz ze słuchawki telefonu, aż wreszcie wchodzi do studia Teatru Polskiego Radia, by zasiąść obok Woronowicza. Idź w lewo, idź w prawo, mimo wszystko do niej – zaczyna dyrygować zamierzeniami Andy'ego.

Intryga kryminalna, która zawiera się w tej schizofrenicznej opowieści osamotnionego realizatora dźwięku otwiera teatr radia na nowe zjawisko. Wszystkie tropy, poszlaki objawiają się w tej opowieści podskórnie, poza słowem. Czeczot nie zamierza zbaczać z obranej kilka lat temu drogi – to pod słowem czai się klucz do radia. Andy biegnie, dusi matkę, strzela albo do niego strzelają – wszystko to są nasze przypuszczenia, które wynikają tylko ze ścieżek pozasłownych partytury tego słuchowiska. Gdyby nie odsłuch w formacie Dolby Pro Logic 2 wiele sygnałów nie dotarłoby do słuchacza. Ta technologia, która w tym wypadku jednak dzieli słuchaczy na tych bardziej wtajemniczonych (odbiorców kina domowego) i tych mniej (klasycznego stereo) jest kluczem do radia pasji, radia gdzie misyjność jest w stanie się obronić.

Wykorzystując tę formę – Teatr Polskiego Radia – z powodzeniem odkryje każdą przestrzeń antycznego teatru (realizując Króla Edypa czy Medeę) czy mnogiej parady sztuk rodem z absurdu czy groteski. Nigdy też teatr radia nie będzie tak blisko słuchacza jak w pięcionośnym dźwięku. Andy zrobił na mnie duże wrażenie dopiero przy ponownym odsłuchu. Słuchając malutkiego radyjka w kuchni nie poczułem tej głębi, w którą później zanurzyłem się odsłuchując surrounowego Andy'ego. Po wysłuchaniu słuchowiska zacząłem się poważnie zastanawiać czy gospodarz tego radiowego świata – Wilhelmi – rzeczywiście nie żyje.

Brawa także dla Andrzeja Brzoski i autora muzyki – Adama Walickiego. Jak sam przyznał Brzoska, Czeczot jest wymagającym reżyserem. Mimo poziomu, jaki autor postawił w scenariuszu, zespół Teatr Polskiego Radia po raz kolejny potwierdził, że dźwięk należy szanować do ostatniego wygłosu. Każda pauza, każdy plan akustyczny jest wprowadzony z sensem, nie ma tu niedoróbek i konfliktów. Teatr radiowy w dźwięku przestrzennym można porównać do poruszania się po mieszkaniu wielopokojowym.

W jednym pokoju leci Teleexpress, w drugim Andy montuje głos Wilhelmiego, z innego dobiega głos zrzędzącej matki a z jeszcze innego wpływa śpiew Cieleckiej. Stereo to tylko ruch w prawo bądź lewo. Tutaj – otoczeni zewsząd bodźcami, musimy wybierać w jakim kierunku chcemy iść. W takim też kierunku idzie nasza precyzja percepcyjna. Za-mieszkanie radiowe. W Teatrze Polskiego Radia jest takich mieszkań wiele – następne szykuje się w marcu (Świat jest skandalem Tomasza Mana). Obdarzony wyobraźnią radiową i przesycony radiowym myśleniem Man zaprosi nas do odwiedzenia kolejnego, jak sam mówi – radiowego piekła.

Janusz Łastowiecki
Dziennik Teatralny
18 lutego 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...