Don't FOLLOW ME

"Follow me" - reż. Radosław Rychcik - Teatr Nowy w Krakowie

Spektakl to erupcja emocji – zaczyna się od krzyku i właściwie do końca traktuje intensywność jako medium prawdy. Sztuka jednak wyłącznie okrężną drogą prowokuje jednak widza do zaangażowania czy empatii: budząc frustrację, cechującą bohaterów. Dystans do ekshibicjonizmu postaci na scenie – zarówno fizycznego, jak i psychicznego – każe się zastanawiać nad treścią, która przynosi kolejne rozczarowanie.

Szkoda, ponieważ punkt wyjścia jest interesujący. Spektakl powstał w ramach projektu Parallel Lives – The 20th Century through the Eyes of Secret Police, zainicjowanego przez Międzynarodowy Festiwal Teatralny Divadelná Nitra. Sześć teatrów z różnych krajów Europy Środkowej stwierdziło konieczność przepracowania traum, ukazania życia zatrutego ciągłą inwigilacją, życia w systemie, prowadzącym do relatywizacji pojęcia prawdy.

Podstawą dla przedstawień są akta tajnej policji, ale zamiast lustracyjnego szaleństwa czy przyjęcia postawy „poeta pamięta" chodzi raczej o wyobrażone konfrontacje jednostek połączonych tragicznie, które jednak nigdy się spotkały, rozmijając się w czasie i przestrzeni. Te przeszkody zostały zakwestionowane jedynie pozornie w spektaklu Radka Rychcika i Tomasza Kireńczuka. Na scenie dochodzi do spotkania Józefa Schillera (Krzysztof Zarzecki), SB-ka inwigilującego małopolskie środowisko inteligenckie, z Adą Grudziński (grającą samą siebie), francuską żydówką polskiego pochodzenia, córką uciekającego po 1981 do Francji Michała Grudzińskiego. Jednak postacie – zajmujące odseparowane części sceny, nigdy nie wchodzące w dialog – nie potrafią się spotkać, prowadząc żywoty równoległe, na co wskazuje sama nazwa projektu.

Schiller jeździ na wózku inwalidzkim – okaleczenie fizyczne współgra z psychicznym. Jest to człowiek żyjący z poczuciem krzywdy po transformacji ustrojowej, bowiem nie stracił jedynie sprawności fizycznej, ale i siłę, jaką dysponował w poprzednim systemie. Upokorzony, wypalony wewnętrznie, sfrustrowany i rozgoryczony miota się po scenie, wykrzykuje nienawistnie i niemalże ekstatycznie oskarżenia – lecz nie wiadomo, czy pod pozorem porachunków z teraźniejszością; nie rozlicza się z przeszłością, z komunizmem, który zakrzywił jego poczucie rzeczywistości i umieścił poza czasem. Jak można przeczytać w materiałach Teatru Nowego, spektakl Rychcika ma być próbą zrozumienia fenomenu SB-ka, który specjalizował się w uwodzeniu swoich współpracowników, w wytwarzaniu uzależnienia emocjonalnego, choć można się zastanawiać, czy wybór konkretnej osoby i nazwiska nie był pretekstualny, gdyż ważniejszy jest pewien mechanizm.

Niebezpieczny splot agresji i uwodzenia widoczny jest w dialogu ze striptizerką, wijącą się obok na rurze, podobnie jak Schiller zajmującej się kuszeniem. I tak spektakl zamienia się w ilustrację związku seksu i władzy, co nie jest jednak konkluzją szczególnie odkrywczą. O wiele bardziej interesująca wydaje się próba wpisania historii w ciało (koncept w Teatrze Nowym wykorzystywany został np. w „Tanzcafe Lurch"), choć pomysł wydaje się dotknięty pobieżnie, skupiając się na kliszy erotyzacji sfery politycznej. Schiller – upokorzony i złamany – jest inwalidą; system, który dał mu władzę, także go okaleczył, zmusił do funkcjonowania w świecie przeszłym, co podkreślają wyświetlane na ekranie za nim znane obrazki z życia Polski Ludowej, sprawiające jednak wrażenie przypadkowych oraz niekomentujących wydarzeń na scenie (pomijając kontrapunktowe zestawienie orgazmu Schillera z sukcesami polskiej reprezentacji futbolowej). Z drugiej strony jest ona – chce żyć poza przeszłością, własnym życiem, więc odrzuca doświadczenie swojego ojca. Przez to funkcjonuje w próżni – jedynym sposobem poczucia sprawowania władzy jest taniec na rurze, w czasie którego kieruje pożądaniem. Spektakl w większości przypomina monodram Zarzeckiego, ale w finale Ada Grudziński wstaje ze swojego podestu, wychodzi na środek i prowokacyjnie – albo rozpaczliwie – przypomina o tym, że ma głos. Opowieść o martwym jeleniu ma pokazać, że kobieta to nie tylko ciało, ale także i dusza. Jednak sentymentalna historia nie jest w stanie tchnąć ducha ani w striptizerkę, ani w spektakl.

Co wynika z kolizji przeszłości i teraźniejszości? Problem polega na tym, że niewiele. Obie postaci funkcjonują obok siebie – nie spotkały się w rzeczywistości, a i na scenie nie dochodzi do konfrontacji, przez co obserwujemy dwa dyskursy odbiegające od wykładni martyrologicznej, niejako niekonwencjonalne in spe. Z jednej strony jest osoba, która po intensywnym romansie z komunizmem nie potrafi się odnaleźć w rzeczywistości wolnej Polski. Z drugiej – osoba buntująca się przeciwko definiowaniu siebie poprzez traumę pokolenia rodziców. Oboje próbują siebie uwieść, ale na pewno nie uwodzą widza.

Marta Stańczyk
Dziennik Teatralny Kraków
26 listopada 2013

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia