Emocjonalny rollercoaster

"Niżyński" - reż: Waldemar Zawodzinski - Teatr im. S. Jaracza w Łodzi

Pewne zjawiska zdobywają miano kultowych. Wstyd ich nie zobaczyć, nie brać w nich udziału, a tym bardziej o nich nie słyszeć i nic o nich nie wiedzieć. W Łodzi takie miano bez wątpienia zyskał spektakl w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego "Niżyński" z głośną rolą Kamila Maćkowiaka. Na scenie Teatru im. S. Jaracza egzystuje już prawie cztery lata - w sobotę obchodził swoje setne urodziny.

Wacław Niżyński wielkim tancerzem był. Co do tego nikt nie ma wątpliwości. Swoją karierę musiał zakończyć przedwcześnie z powodu nasilającej się choroby psychicznej. Będąc już ciężko chory spisał swoje stany lękowe w formie dzienników. To właśnie one posłużyły twórcom spektaklu do stworzenia monodramu na deskach łódzkiej sceny.  

„Niżyński” to nie jest pean na cześć najwybitniejszego tancerza XX wieku - nikt nie zaintonuje pochwalnej pieśni. To powolne stadium destrukcji jednostki wybitnej. Karą za bycie genialnym jest choroba, niechybnie prowadząca do śmierci. Niżyński w swoich lękach pozostaje zupełnie sam. Powolny proces umierania będzie ostatnim przedstawieniem, w którym przyjdzie mu zagrać pierwszoplanową rolę.  

Dramat Niżyńskiego zostaje ukazany poprzez słowo oraz ekspresję ciała. Właśnie elementy tańca uwiarygodniają jego los - jednostki wybitnej skazanej na zatracenie. Taniec staje się środkiem wyrazu życiowego ekstremum. To balet chorego umysłu.  

Szaleństwo Niżyńskiego nie potrzebuje współczucia, sentymentalnych wzruszeń czy otarcia łez. To emocjonalna melodia bez krzty fałszu, za to wygrana na nutę prawdziwości. „Niżyński” to emocjonalna jazda bez trzymanki. Jesteśmy sam na sam z aktorem - nie ma wyjścia ewakuacyjnego czy telefonu do przyjaciela. „Niżyński” to samoistne skazanie się na masochistyczną przyjemność. Może zmiażdżyć bądź doprowadzić do katharsis. 

W postać wielkiego tancerza wciela się Kamil Maćkowiak. Aktor balansuje na krawędzi przebłysków normalności oraz szaleństwa. Podąża krętą ścieżką, której jedynymi drogowskazami są kolejne nasilenia choroby psychicznej. Wszystko zaś zostaje przekazane w ekstremalnych rejestrach, nie ma tu miejsca na przeciętność czy odcienie szarości, świat Niżyńskiego jest czarno-biały - albo kocha na zabój albo szczerze nienawidzi, przeżywa rozkosz lub cierpienie.  

Aktor wcielający się w postać Wacława Niżyńskiego wzbudza lęk, a zarazem pobudza niszczycielską chęć podglądania cierpienia. Widzowie bezwstydnie mogą się poddać uprawianiu voyeryzmu. Stają się podglądaczami nieuchronności ludzkiego losu. Na scenie dochodzi do handlu ludzkimi emocjami, intymnością oraz wrażliwością. Czerpanie przyjemności z oglądania spektaklu to stąpanie po niepewnym gruncie.  

Momentami na scenie trudno dokonać rozgraniczenia między aktorem a wygrywaną przez niego postacią Niżyńskiego. Aktor poświęcił Niżyńskiemu całego siebie. Zaprzedał duszę, ale jednocześnie stworzył rolę wyraziście genialną. Kamil Maćkowiak nas nie czaruje, nie kokietuje, nie wdzięczy się i nie mizdrzy. Jest ot tak po prostu - cholernie utalentowany. 

„Niżyński” to monodram, który pochłania, zniewala, emocjonuje, frapuje i zaprząta każdą myśl. To psychoza, która hipnotyzuje.

Monika Macur
Dziennik Teatralny Łódź
18 grudnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...