Festiwal Teatrów Muzycznych na półmetku
2. Ogólnopolski Festiwal Teatrów MuzycznychTrwa jedyny w Polsce festiwal teatrów muzycznych. Podsumowujemy dotychczasowe wydarzenia festiwalu.
W Gdyni po raz drugi pojawiła się niemal pełna reprezentacja polskiego musicalu. Z zaproszenia na festiwal nie skorzystał tylko warszawski Teatr Muzyczny Roma. Widzieliśmy już "Jesus Christ Superstar" w wykonaniu aktorów Teatru Rozrywki z Chorzowa, "Yentl" Teatru Muzycznego w Łodzi, "Skrzypka na dachu" Teatru Muzycznego w Lublinie, "Ragtime" Gliwickiego Teatru Muzycznego oraz "Wieczór Latynoski" warszawskiego Teatru Studio Buffo.
Zgodnie z zapowiedziami organizatorów, forma przedstawień jest bardzo zróżnicowana. "Yentl" jest muzycznym monodramem Anny Dzionek, a show "Wieczór Latynoski" stanowi kontynuację spektakularnej telewizyjnej klapy produkcyjnej - "Przebojowa noc".
O ile występ solistki łódzkiego Teatru Muzycznego bez kłopotów można włączyć w nurt konkursowy festiwalu, ponieważ Anna Dzionek godzi w swoim spektaklu aktorstwo dramatyczne ze śpiewem musicalowym (szkoda, że z tak marnym skutkiem), to tancerze występujący w show Janusza Józefowicza nie mieli możliwości stworzenia jakiejkolwiek kreacji scenicznej. Główną rolę w tym widowisku wziął na siebie prowadzący dwugodzinne spotkanie z widzami Józefowicz. Na tle słabo tańczącego i śpiewającego zespołu warszawskiego teatru, świetnie zaprezentowały się profesjonalne tancerki zespołu "Afro Carnaval", występujące w show Józefowicza. "Wieczór Latynoski" wydaje się dobrym pomysłem jako impreza towarzysząca. Dlaczego więc figuruje jako impreza nurtu konkursowego?
Najciekawszym wydarzeniem pierwszej części festiwalu był otwierający festiwal pokaz Teatru Rozrywki w Chorzowie - "Jesus Christ Superstar" w reżyserii ś.p. Marcela Kochańczyka i choreografii oraz współpracy reżyserskiej Jarosława Stańka. Ogromną skalą głosu zaskakiwał Janusz Kruciński (Jezus), a swoje znane gdyńskiej publiczności ze "Snu nocy letniej" Wojciecha Kościelniaka umiejętności wokalne potwierdził Janusz Radek (Judasz). Pomimo pewnych braków choreograficznych, energetyczna rock-opera powstała na podstawie ostatniego tygodnia życia Jezusa stanowiła bardzo dobry prognostyk przed kolejnymi wydarzeniami, a obaj wspomnieni artyści są kandydatami do zwycięstwa w jednej ocenianych przez jury kategorii - pierwszoplanowa rola męska.
Publiczność elektryzowała możliwość porównania ostatniego hitu Teatru Muzycznego w Gdyni z leciwą inscenizacją Teatru Muzycznego w Lublinie (premiera miała miejsce 15 lat temu), wyreżyserowaną przez Zbigniewa Czeskiego. Na tle błyskotliwej gdyńskiej realizacji zespół lubelskiego teatru wypadł bardzo słabo. Ogromne braki choreograficzne i reżyserskie przedstawienia w połączeniu z anachronicznym aktorstwem, przekonały, że nawet świetne, najeżone humorem i satyrą partie libretta "Skrzypka" (dialogi między Tewje Mleczarzem a Gołdą, czy monologi Tewjego z Bogiem) mogą stracić wiele ze swego powabu. A dysponujący głosami operowymi aktorzy Teatru Muzycznego z Lublina zaprezentowali się dość przeciętnie, z pozbawionym charyzmy Bernarda Szyca wykonawcą głównej roli Marcinem Żychowskim na czele.
Lepiej wypadł Gliwicki Teatr Muzyczny. "Ragtime" [na zdjęciu] w reż. Marii Sartovej opowiada o amerykańskim micie "od pucybuta do milionera" i kłopotach rasowych w Ameryce z początku XX wieku. Uboga scenograficznie inscenizacja przedstawia trzy zazębiające się historie. I właśnie mnogość wątków jest najsłabszym punktem gliwickiej realizacji. Spektakl pozbawiony jest tempa, a nawet najciekawsze pomysły (dwie duże role dziecięce, łączenie stylu filmy akcji z serialowym romansidłem) eksploatowane są ponad miarę. Po "Ragtime" pozostają w pamięci dwie ciekawe kreacje: Wioletty Białk (Matka) i Oksany Pryjmak (Sarah).
(ah)