Idealna sztuka na nieidealne czasy
"Czerwone nosy" - aut. Peter Barnes - reż. Jan Klata - Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu, 22.10.2022r.Czerwone nosy są krzykiem artystów w czasach pandemii. Rzeczywistość protestu, niepohamowanej walki polityków, niedomówień oraz wątpliwości wobec działalności kościoła katolickiego – to wszystko nadaje spektaklowi prawdziwie realne i rzeczywiste znaczenie. Staje się on głosem czasów teraźniejszych, dotkniętych pandemią – zjawiskiem niesłychanym i aktualnym.
Teatr Nowy w Poznaniu nie po raz pierwszy wystawia ten spektakl. Czerwone nosy ukazały się na jego deskach w latach 90. Premiera odbyła się w roku 1993 w reżyserii Eugeniusza Korina. Spektakl został wówczas entuzjastycznie odebrany, uważano iż aktorzy popisali się grą zespołową, ale także indywidualnymi kreacjami. Można powiedzieć, że poprzeczka została postawiona dość wysoko.
Czy Jan Klata laureat „Paszportu Polityki" z 2006 roku, Nagrody im. K. Swinarskiego za sezon 2007/2008, Lauru Konrada w 2009 roku, Europejskiej Nagrody Teatralnej w 2018 roku i wielu innych wyróżnień, sprostał temu wyzwaniu i osadzając fabułę spektaklu w nowych okolicznościach, okazała się ona równie zajmująca oraz interesująca jak poprzednia interpretacja Petera Burnesa?
Akcja rozgrywa się w czasach mrocznych wieków średnich okresu papieża Klemensa VI ( w roli Ildefons Stachowiak). Francja pustoszeje przez epidemię dżumy. Ludzie poszukują drogi ku zbawieniu i wydarciu się opresji. Ksiądz Flote (Łukasz Schmidt) tworzy grupę tytułowych Czerwonych Nosów. Część Bogu będą oni oddawali w dość nietypowy, jak na tamte czasy sposób. Postanawiają wielbić Stwórcę śmiechem i radością.
Innowacyjny pomysł księdza Flote nie spotyka się początkowo z aprobatą i zrozumieniem innych duchownych. Finalnie papież daje Flotowi szansę, aby mógł stworzyć swoją drużynę klaunów Boga – jak ich sam nazywa, aby przynosili ulgę w cierpieniu i chorobie. W jej skład wchodzą najdziwniejsze indywidua, między innymi ślepy przewodnik grupy Wielki Le Grue (Łukasz Chrzuszcz), były najemnik Rochfort (Michał Kocurek), czy też jąkała Frappe (Dariusz Pieróg). Są to głównie nieudacznicy i ludzie niepełnosprawni. Takie postaci udowadniają, że są równie ważni, co „normalni' ludzie.
Okazuje się także, iż mogą zrobić coś znaczącego w świecie. W tym spektaklu widać, że jest to możliwe – ci, którzy są skazani na „banicję" artystyczną mogą zrobić coś pięknego i ważnego – ma to niestety także swoją cenę. Gdy zagrożenie epidemią mija, władza duchowa wraz ze świecką ogranicza swobody artystów, którzy stają przed dylematem: jasełka (po bożemu) albo śmierć.
Spektakl jest ponadczasowy – Jan Klata go uniwersalizuje. Ma liczne odniesienia do współczesności – już w pierwszej scenie, chorzy ubrani są w sterylne, białe stroje, a lekarz odziany w kombinezon. Kościół jest ściśle powiązany ze społeczeństwem – wpływ instytucji kościoła na politykę, świat, na codzienne życie. Jan Klata bardzo mocno uwypuklił wspomniane relacje, ukazał w jaki sposób one wyglądają: powiązał religię z polityką.
Warto jeszcze podkreślić grę aktorską niesamowitego zespołu sceny Teatru Nowego. Szczególna uwagę chciałabym zwrócić na Janusza Andrzejewskiego w pantomimicznej roli Sonneriera, a także Ildefonsa Stachowiaka występującego jako Papież Klemens VI. Współgranie ruchów scenicznych Janusza Andrzejewskiego z muzyką budziło podziw widowni. Dariusz Pieróg w roli Frappera, swoim jąkaniem z łatwością rozśmieszał widownię. Spektakl nie odbyłby się również bez scenografii Justyny Łagowskiej, która ogranicza się do otoczenia sceny matowymi plastykowymi żaluzjami. Budują one zamkniętą przestrzeń chorego, odizolowanego świata. Nastrojowość budowała także odpowiednia oprawa muzyczna Jakuba Lemiszewskiego i choreografia Maćko Prusaka. To wszystko tworzy interesujące i spójne widowisko teatralne.
Najpewniej spektakl zostanie odebrany w dwojaki sposób: albo z zachwytem lub zostanie znienawidzony przez widza. Elementy, które mogą budzić niesmak i frustrować to chociażby strzelanie z krzyża jak z karabinu, różaniec użyty jako nunczako/proca. Naruszane są przy każdej okazji tematy tabu. Dzięki zabiegom, które zastosował Klata widzowie mogą sprawdzić samych siebie – na ile ja, jako widz potrafię się zdystansować, do reguł określających współczesny świat, ale przede wszystkim, czy jesteśmy w stanie się z tego i siebie śmiać. Reżyser sprawdza elastyczność widza i jego otwartość, ale w pewnym sensie także tolerancję.
Klata pokazuje, że śmiech posiada właściwości lecznicze, poprzez poczucie humoru można się wyleczyć z tego co aktualnie zatruwa ludzkie serca – rzeczywistości absurdalnej, niełatwej, pełnej rosnących podziałów oraz lęku. Uważam, że te cztery godziny upłynęły mi bardzo szybko. Każdy oglądając spektakl, znajdzie coś dla siebie i pomijając elementy, budzące kontrowersje, gra aktorska sprawi, że uśmiech na twarzy pojawi się chociażby jednokrotnie u najbardziej zdystansowanego widza.
Cóż, jest to idealna sztuka na nieidealne czasy, w których dane jest nam egzystować.
Fotografie: Marcin Baliński