Inspekcja, czyli poza kadrem

"Inspekcja" - reż. Jacek Raginis-Królikiewicz - Teatr Telewizji

Wasilij Zarubin, sowiecki rezydent wywiadu, przeprowadza na terenie nazistowskich Niemiec nieudaną akcję, co musi być ukarane pokazową śmiercią. Sytuację mężczyzny zmienia wybuch wojny.

Stalin daruje mu życie, aby przeprowadził inną inspekcję. Tym razem inteligentny szpieg otrzymuje misję masowego zwerbowania do komunistycznych służb polskich oficerów przebywających w obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Wierni zasadom żołnierze nie wykazują woli współpracy. Wkrótce dochodzi do zbrodni katyńskiej.

Tyle sygnalizuje anons poprzedzający sztukę „Inspekcja", która miała premierę 9 kwietnia w paśmie telewizyjnej jedynki. Siłą rzeczy wpisuje się niniejsze przedstawienie w cykl już ponad dekadę temu zapoczątkowanej Sceny faktu, choć formalnie zakończyła ona działalność w roku 2011. Pierwotnym reżyserem „Inspekcji" miał być Grzegorz Królikiewicz. Ten awangardowy twórca był autorem tak nietuzinkowych produkcji jak „Na wylot", „Fort 13" czy „Przypadek Piekosińskiego". W pierwszym z wymienionych filmów Królikiewicz zastosował nowatorską (w 1972 roku) technikę polegająca na przeniesieniu części wydarzeń poza kadr kamery, tak aby widz miał jedynie domyślać się przebiegu akcji. Niedawna śmierć reżysera sprawiła, że schedę przy produkcji „Inspekcji" przejął po ojcu syn- Jacek Raginis-Królikiewicz, zresztą współtwórca scenariusza sztuki.

Odnosi się jednak nieodparte wrażenie, iż aktualnym przedsięwzięciem niejako powraca on do zabiegu podjętego w debiutanckim filmie Królikiewicza seniora. Nie w sensie dosłownym, jeśli idzie o ścisłość. W „Inspekcji" mianowicie nie tyle istotnym jest to, co pokazali autorzy sztuki, lecz raczej czego nie dopowiedzieli. Sama zaś treść przedstawienia sprowadza się do wspomnianych już zabiegów szpiega w celu zwerbowania 20 procent spośród kilku tysięcy przebywających w Kozielsku oficerów. Taki pułap wyznaczył Zarubinowi Józef Stalin. Kwitując w epilogu sztuki swoje daremne starania wywiadowca samokrytycznie wyznaje, że nie zwerbował nawet jednego procenta ze zleconych dwudziestu. Co zatem sprawiło, iż będący uprzednio na cenzurowanym Zarubin wrócił do łask dyktatora? A o tym świadczyć przecież miała błyskotliwa kariera, która stała się potem udziałem zdolnego oficera. Tego właśnie twórcy „Inspekcji" nie wyjaśnili. Zresztą detalami epoki żongluje Królikiewicz dość swobodnie.

Ucharakteryzowany na Stalina Piotr Głowacki przypomina raczej Siemiona Budionnego, jednemu z przesłuchiwanych Polaków Zarubin wręcza zaś lekturę książki Winstona Churchilla. Oczywiście taki przypadek mógł się zdarzyć. Jednak na przełomie roku 1939 i 1940 późniejszy premier Wielkiej Brytanii był jeszcze ekscentrycznym outsiderem politycznym, nie zaś literackim noblistą. Sama akcja sztuki umiejscowiona została w pomieszczeniach fabrycznych, a centralne kwestie w czymś na kształt dyspozytorni lotów kosmicznych. Jeśli zatem nie literalną relacją wydarzeń historycznych miała być sztuka Królikiewiczów, to czym w istocie została. Raczej nie lukrem podlaną politgramotą, która ma dowodzić niezłomnych postaw oficerskich, bo z samej sztuki wynika, iż Polacy w niewoli na współpracę nie poszli, jednak obraz więźniów Kozielska do krystalicznych nie należy. Królikiewicz pokazuje akty braku solidarności i nielojalności wśród korpusu oficerskiego.

Czemu zatem twórca tak kontrowersyjny i wymykający etykietkom podjął się reżyserii sztuki dość przewidywalnej? Zachodzi przypuszczenie, iż dzieło przeznaczone początkowo w format wyznaczony precyzyjnie zakreślonymi ramami jak uśpiona 7 lat temu Scena faktu trafiło rykoszetem gdzie indziej. „Inspekcja" to bowiem raczej rzecz o Zarubinie i jego sztuce manipulacji niż o samej sprawie katyńskiej. Wywiadowca przesuwa piony na szachownicy z gracją cynicznego rutyniarza i utyskuje na niski poziom przesłuchujących. Podejmuje z aresztantami wyrafinowaną grę. Nie jest typem rzeźnika, raczej psychologa. „On nam salutuje, my jemu nie, czy to dobrze?-zastanawiają się więźniowie. Zarubin tymczasem gra na ich ambicjach, zawiściach, kompleksach. Wygląda na to, jakby intencjom Królikiewiczów była resuscytacja przypadku Porfirego Pietrowicza ze „Zbrodni i kary". I tylko efekt wydaje się jakiś inny.

Można przyjąć założenie, iż twórca o tak ambitnej biografii jak Grzegorz Królikiewicz nie dałby się upchnąć w ramy sceny adaptującej działania grupy rekonstrukcyjnej. Historia sceny faktu to wszelako lista produkcji szlachetnych w intencjach lecz miałkich w wartości artystyczne. Ze sztuki „Inspekcja" bardziej zapamiętamy przewrotne wolty śledczego niż kaźń osadzonych. Bardziej ich upokorzenie, niż cierpienie. „A ty zostaniesz nowym ministrem sprawiedliwości" –przepowiada przesłuchiwanemu Wacławowi Komarnickiemu Zarubin, chcąc oficera nakłonić do współpracy agenturalnej. Już po ataku III Rzeszy na ZSRR Komarnicki istotnie zostaje wzmiankowanym ministrem w rządzie Władysława Sikorskiego. A Królikiewicz przypomniał ten chichot losu. Znowu poza kadrem.

Tomasz Misiewicz
dla Dzienika Teatralnego
28 kwietnia 2018

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...