Jest Mickiewicz, jest impreza!

"Adama Mickiewicza liryczna próba odnalezienia się w branży rozrywkowej, czyli Mickievix Reaktywacja"

Weź dobry pomysł, duże aktorstwo, środki proste, aż do rozczulenia, umieść w malutkim wnętrzu sopockiej kawiarni artystycznej Młody Byron, lekko wstrząśnij, i bum!

Oto 9 lipca roku 2014, dnia upalnego, zaledwie parę dób przed pełnią, przybywa z samego nieba Adam Mickiewicz. Ten ponoć płanetnik za życia, widać i po odejściu w szacowne niebieskie grono, nie stracił śmiałości ani natchnienia i z samym Bogiem potrafi ponegocjować. Nie dla siebie jednak, ale dla dobra naszego, Polski, Polaków, zgodny z samymi niebieskimi normami, Projekt napisał, który to projekt, mocą boską oceniony, punktów odpowiednią ilość dostał, by w ograniczonej perspektywie czasowej być realizowanym.

I oto, znany już monodram Wojciecha Tremiszewskiego, znanego, a jakże, z Kabaretu Limo, było dane obejrzeć zainteresowanym w kawiarnianym wnętrzu, naturalnie i z wdziękiem przearanżowanym na teatr. Wnętrze Dworku dobrze zagrało; tu dworek, zabytek niezakurzony, żyjący życiem codziennym i kulturalnym, a tu Tremiszewskiego Mickiewicz, współcześniutki, postawny i medialny, który od XIX wieku, widać, zachował młodzieńczy, natchniony błysk w oku. A że dworek niewielki, widzowie byli z poetą twarzą w twarz, oko w oko, spocone czoło w zarumienione od gorąca i przejęcia policzki. Zagrał gościnny dworek całkiem ładną rólkę.

Pomysł i rzetelne wykonanie to baza tego monodramu. I już. Nic więcej nie trzeba, ani surdutu, ani fajerwerków. Mickiewiczowska gęsta czupryna zrzucona jednym ruchem, dwudziestopierwszowieczne ubranie, za to kołnierzyk białej koszuli romantycznie rozpięty i rozchylony. Na marginesie, widziałam koszulę tak noszoną całkiem serio, u młodzieży inspirującej się tradycją patriotyczno-romantyczno-powstańczą. Wieszcz apgrejdowany na miarę potrzeb, gotowy, by z nieugaszonym zapałem nieść treść przez duże TRE. Tyle że próba przekazania TREści współczesnymi środkami wyrazu: reklamą, telewizyjnym show, bywaniem na bankietach dla środowiska, pozostaje tylko próbą.

Banalne byłoby to, co ukazuje autor monodramu, że Polak wyłącznie po kilku kieliszkach może znaleźć nić porozumienia z drugim Polakiem tylko przy odpowiednim stopniu podchmielenia tego drugiego, że zrozumienie i współodczuwanie możliwe są jedynie z dala od blichtru, w tak zwanym zwykłym życiu. TREmiszewski omija tę rafę, gdyż rytmem i dużym tempem spektaklu wciąga widza zupełnie. Jak w rozmowie przyjaciół, można zaobserwować takie nadawanie na wspólnych falach, gdy poglądy i opinie formują się na bieżąco, nie są więc banalne, ale świeże, własne, na tę chwilę odkrywcze. Do tego grzmiący, wieszczący głos, to znów przygaszony głos Boga - pana w podeszłym wieku, egzaltowane głosiki dzieci poety – postaci z jego utworów, przymilna mowa managera, proste i komunikatywne zajmowanie scenicznej przestrzeni, zabawne, aż do śmiechu w głos scenki z życia wielkich romantyków, Wielkiej Emigracji, trójcy wieszczów. Trochę się widz daje wkręcić w spełnianie snu współczesnego managera, pana od kultury, bo jednak śmieje się z mistrzowsko przedstawionych dykteryjek z życia historycznych postaci, trochę łapie się na lep mistrzowskiego kabareciarstwa, różnych zmyśleń, scenek niemal z tabloidowych ustawek. Dobra robota, dlatego. Ale skąd to zapatrzenie i zasłuchanie przez pełną godzinę występu? Monodram jest gęsty od skojarzeń: driada z kagankiem oświaty, Beyoncé, Henryk Sienkiewicz w wieku trzech lat, lajkowanie, hip-hop i bloki, i łeb pełen ega (sic!), samokrytycznie chłodzony wodą przez wieszcza w młodzieńczym wieku, gimnazjum współczesne i ówczesne. Jest i iskierka boża, jest śmiesznie, ale się myśli także.

Tak to, owego dnia, między sprzedażą piwka i kawy, sprzedawano dobrą zabawę. Naprawdę jednak zawiązano polsko-polską wątlutką pajęczynkę porozumienia. Podziękowaliśmy sobie za to wzajemnie, widzowie i aktor, pięknie i szczerze, i tradycyjnie – ukłony, oklaski takie serdeczne, niewymuszone, aż mało nasze, bo Tremiszewskiemu udało się nakłuć balonik narodowego zadęcia i przemądrzałości i spuścić powietrza tak akurat, w sam raz.

Może bym i Adama Mickiewicza liryczną próbę odnalezienia się w branży rozrywkowej II zobaczyła... Albo może jeszcze ktoś z Wielkich zechce zaszczycić nasze stulecie zstąpieniem z nieba, w ramach rozpisanego konkursu na projekty, rzecz jasna. Pana Tremiszewskiego uprzejmie prosimy, by nadal trzymał rękę na pulsie.

Małgorzata Bierejszyk
Gazeta Świętojańska
14 lipca 2014

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia