Klaty Teatr Ogromny

,,Wyzwolenie" - aut. Stanisław Wyspiański - reż. J. Klata – Teatr Wybrzeże w Gdańsku

,,Wyzwolenie" obok ,,Wesela" czy ,,Nocy Listopadowej" Wyspiańskiego jest świętym tekstem, biblią narodową. Klasyka – jak mawiają. Wszelka więc próba inscenizacji tego dramatu jest naznaczona niecierpliwym oczekiwaniem krytyków teatralnych (krytycznych ze swej natury), historyków literatury (pamiętających każdy szczegół tekstu) i podejrzliwej, wymagającej publiczności (najważniejszej chyba w całej tej triadzie). Reżyser mierzy się nie tylko z wielkością samego utworu, ale i wielkością mitów, tradycji powstałych wokół niego.

,,Wyzwolenie" w Teatrze Wybrzeże to moim zdaniem najlepszy spektakl Klaty. To prawdopodobnie także jedno z najlepszych przedstawień w ogóle. A muszę przyznać, że to było moje pierwsze spotkanie z zespołem Teatru Wybrzeże – w mojej ocenie przedstawienia nie pomógł zatem żaden sentyment wobec instytucji czy zespołu.

Klata oddał to, co zdaje się w dramacie najważniejsze – słowo. Słowo Wyspiańskiego wybrzmiewa wyraźnie, wypełnia całkowicie scenę i przesiąka w każdy zakątek widowni. (Tutaj być może należy wspomnieć, że Klata wystawił swój spektakl w nowo otwartej sali Teatru Wybrzeże – dla samego doświadczenia tej przestrzeni warto było przejechać pół kraju).

Niesamowite, jak tekst napisany ponad sto lat temu, jest dziś aktualny, jak doskonale opisuje dzisiejsze problemy społeczne, polityczne. A to chyba właśnie tego tak w teatrze poszukujemy – opisu rzeczywistości, możliwości odnalezienia nas samych w bohaterach na scenie.

Trudno mi mówić o najlepszej scenie tego spektaklu, najlepszym aktorze czy najlepszej aktorce. Klata stworzył jednolitą całość, przepływamy przez tekst Wyspiańskiego niezwykle płynnie. Każde słowo jest jasne, odpowiada temu, co dzieje się na scenie. Nic nie brzmi sztucznie, nie jest wymuszone – choć, co warto podkreślić – oprawa estetyczna jest nieoczywista i (na pozór) bardzo kontrowersyjna.

Pozwolę sobie wspomnieć o jednej szczególnej dla mnie scenie – zwanej u Wyspiańskiego sceną Masek, postaci, które do dziś są powodem kłótni literaturoznawców. U Klaty interesują mnie dwie rzeczy – oprawa scenograficzna i sam tekst. Na środek sceny wjeżdża podłużny korytarz, który przełamuje się i przez szczeliny przeciskają się aktorzy i aktorki. Jest to niezwykle intensywne estetycznie rozwiązanie, pozwala zarazem oddać pewien demoniczny, choć także niejasny, charakter Masek. Słowa, które w tej scenie padają, są drugim interesującym aspektem.

Muszę przyznać, że podczas oglądania spektaklu myślałam, że realizatorzy pozwolili sobie na własny komentarz, na uzupełnienie (o, zgrozo!) Wyspiańskiego. Jak się jednak okazało już po spektaklu, gdy z ciekawości przejrzałam tekst, słowa między innymi ,,I nie filozofować, by nie przefilozofować Polski'', ,,Wytwarza się tłum ludzi obojętnych dla naszego narodowego społeczeństwa, którzy go zaprzedają'' czy ,,A co jest mi wstrętne i nieznośne, to jest to robienie Polski na każdym kroku i codziennie'' są słowami napisanymi przez Wyspiańskiego. Ponad sto lat temu.

U Klaty brzmią niezwykle współcześnie, złośliwi może powiedzą, że zbyt publicystycznie, że Klata pozwala sobie na ocenę społeczeństwa przez przytaczanie pustych formułek z opinii publicznej – jeśli jednak mamy poczucie, że realizatorzy dokonują opisu stanu polityki i społeczeństwa, że wchodzą w debatę stronnictw politycznych, to musimy być świadomi, że czynią to za pośrednictwem cytatów, mówią Wyspiańskim.

Co więcej? Bardzo podobała mi scenografia – i sądzę, że samemu Wyspiańskiemu też by się spodobała (wielkie brawa dla Mirka Kaczmarka!). Widzimy instalacje techniczne, a przed spektaklem wyświetla się wielki napis ,,Dekoracyja", następnie puszczone zostaje nagranie informujące o rozpoczynającym się startowaniu – zabieg, jeśli mogę tak powiedzieć, bardzo w stylistyce Klaty.

Ciekawym rozwiązaniem okazała się także kostiumografia (postaci są pomalowane na biało, występują w samej bieliźnie, mają zakrwawione krocza, są niemal identyczni), a w szczególności sceniczna wersja Muzy z dramatu, która u Klaty wybrzmiewa jako Literatura. Postać o trupiej twarzy, w samej bieliźnie i czarnej marynarce, z zakrwawionymi udami, siedząca na dwóch płytach połączonych niczym grób. Sama postać jest oczywiście przejmująca, natomiast aktorka Katarzyna Dałek podbudowuje charakter Muzy – sposób, w jaki wypowiada słowa, sprawia, że pojawiają się ciarki, jej głos nas przeszywa, co świetnie oddaje naturę bohaterki Wyspiańskiego.

Powiedziałam już o wartości słowa, którą Klata podbudował w swojej inscenizacji. Trzeba natomiast także powiedzieć, że ,,Wyzwolenie" w Teatrze Wybrzeże jest pięknym widowiskiem estetycznym. Postaci na scenie są niezwykle demoniczne – moim zdaniem bardziej niż w samym dramacie. Prawdopodobnie spowodowane jest to rozwiązaniami choreograficznymi (Maćko Prusak), spójnymi, konsekwentnymi i godnymi podziwu. W pierwszej scenie zespół stoi na schodach rozciągniętych wzdłuż całej sceny, skierowanych ku publiczności. Zbliżają się do nas postaci białe, z plamami krwi, wypowiadające transowy tekst Wyspiańskiego i wykonujące przedziwne, hipnotyzujące ruchy. Spektakl utrzymany jest raczej w tonacji czarno-białej, czy też bardziej ciemno-jasnej. Nie brak jednak silnych akcentów kolorystycznych – wspomniana już krew czy ogień na plecach postaci.

,,Wyzwolenie" Klaty będzie pewnie spektaklem szeroko komentowanym – z jednej strony przez porwanie się reżysera na świętość, z drugiej strony na kontrowersyjne rozwiązania inscenizacyjne, ale także – co moim zdaniem najważniejsze i tego spektaklowi życzę – ze względu na wybitność tej realizacji.

Wyspiański pisał, że widzi teatr ogromny. Klata ten teatr ogromny nam pokazał.

Aleksandra Górecka
Dziennik Teatralny Trójmiasto
25 listopada 2023

Książka tygodnia

Bieg po linie
Wydawnictwo MANDO
Maria Malatyńska, Jerzy Stuhr

Trailer tygodnia