Kłótnie bywają w porządku
„Korepetycje z miłości" - komp. Agnieszka Osiecka - aut. Jeremi Przybora - reż. Sławomir Narloch – Teatr Powszechny w ŁodziW 2021 roku w Teatrze im. Stefana Jaracza Sławomir Narloch wyreżyserował Listy na (nie)wyczerpanym papierze na podstawie listów i piosenek iej i Jeremiego Przybory. Był to spektakl o miłości: o tym czym jest? jak jest? dlaczego jest? skąd czerpie tyle przyjemności i co zrobić z bólem? Jednak być może odpowiedzi nie były satysfakcjonujące. Być może niektórzy potrzebują korepetycji.
Ta sama energia, która kiedyś napędzała miłość Charlotte (Magda Zając-Zawadzka) i Maxa (Artur Zawadzki), teraz ich od siebie odpycha. Obrażają się nawzajem, krytykują sposób życia i wytykają przykrości wyrządzone na przestrzeni 27 wspólnych lat. I już kiedy mąż ma z hukiem odejść od żony zjawia się on – sąsiad. Młody, wysoki, jeżdżący na hulajnodze obiekt pożądania sąsiadek okazuje się być Doktorem Love (Jakub Kryształ, Kamil Suszczyk), miłosnym kolumnistą gazety „Elle". Przez większość kolejnych aktów będzie próbował wydobyć resztki namiętności ze starego małżeństwa.
Korepetycje z miłości, na podstawie tekstu francuskiej aktorki i dramatopisarki Flavi Coste, nie są spektaklem odkrywczym. W jednym z wywiadów reżyser, Sławomir Narloch, mówi, że chciałby robić spektakle zrozumiałe. Woli rozwiązania retro, chce żeby ludzie się dobrze śmiali, a na scenie była muzyka na żywo. I to wszystko jest – i dobrze skrojony dramat, i śmiechy na sali, i świetny akordeonista (dodatkowe oklaski za niemą charyzmę Pawła Majchrowskiego) – jednak widząc, w jaki sposób Narloch potrafi mówić o miłości z wyczuciem, ze świadomością subtelności i wyjątkowości każdej emocji (jak to było w Listach...), Korepetycje... wydają się zbyt powierzchowne. Rady Doktora Love są raczej nieinwazyjne (zamienić uszczypliwość w komplement, nie rozgrzebywać starych win, skupić się na jednej sprawie na raz itd.), ale brakuje czegoś, czego nie przeczyta się w „Elle" (z całym szacunkiem do redakcji „Elle").
Poza tym, niektóre morały są zwyczajnie wątpliwie – nie każdy związek powinno się ratować, a kłótnie mogą mieć pozytywny wpływ na relacje. Jak pisze psycholog i humanista, Bogdan Wojciszke, „[...] uczucia w bliskim związku przeżywane są tak długo, jak długo partnerzy doświadczają niepewności i jej usuwania, jak długo w trakcie ich stosunków pojawiają się zaburzenia czy różnego rodzaju chropowatości i niespodzianki" (Psychologia Miłości).
Proszę, tylko nie myślcie, że spektakl jest banalny. Na początku scena przedstawia zwyczajne mieszkanie. Kanapa, stolik i podgniłe tapety. Jednak wraz z odkrywaniem kulis miłości małżeństwa, odkrywa się również scena. Scenografia Maksa Maca jest dynamiczna: manipulowanie kilkoma elementami dekoracji przenosi dramat miłosny w czasie i przestrzeni.
Dodatkowo zaskakuje precyzja choreografii. Gra aktorska bywa chaotyczna i przejaskrawiona, ale rytm tańca, ruch sceniczny, interakcje z przedmiotami, czy sposób siadania... wraz ze zmianą przestrzeni intencjonalność gestów staje się wielokrotnie wyraźniejsza. Świetnie obrazuje to postać wspomnianego Doktora Love. Różowy kupidynek (to była bardzo niespodziewana przebieranka – mój organizm nie wiedział, co ma zrobić, więc zaczął się śmiać) i dokładność jego ruchów bardzo przyjemnie kontrastowały z egzaltowaną gestykulacją małżeństwa. Kradnie show nawet na drugim planie, nieustannie reagując na akcję. Konkretny, kolorowy i komiczny, pasuje jak rękawiczka na szaloną dłoń Konsultacji.... Uznanie należy się również Zuzannie Brzezińskiej. Zupełnie niespodziewana rola, bardzo ekspresywna, podkreśla zdolności taneczne aktorki.
Z jej postacią wiąże się również sprawa tematyki spektaklu. Pozostawiając jej tożsamość niespodzianką, powiedzmy tylko, że sama jej obecność kwestionuje definicję miłości. Terapia małżeńska skupiała się na poszukiwaniach źródeł samego uczucia, a wątek związany z postacią Brzezińskiej komentuje spełniane przez miłość funkcje. Czy kochamy dlatego, że rezonujemy z duszą i ciałem drugiej osoby, czy dlatego, że spełnia ona nasze fizyczno-psychiczne potrzeby? Twórcy ewidentnie mają podejście fenomenologiczno-emocjonalne do miłości i drugi sposób patrzenia jest wartościowany negatywnie. Ale taka oto polityczna funkcja komedii – ustanawia podział na to, co nasze i poważne i to, co obce i śmieszne. A miłość jest przecież czymś nieskończenie złożonym – jest i moim uczuciem, i naszą relacją, i naszymi potrzebami. Nie istnieje w próżni jako byt sam w sobie. Tak mi się przynajmniej wydaję.
Ale może jednak miłość jest bardziej indywidualna? Może ja na razie potrzebuję miłości pisanej w listach wierszem? Może na docinki małżeńskie ochota przychodzi z wiekiem. W programie sztuki zacytowano fragmenty Rolanda Barthesa, w których wspomina Cierpienia Młodego Wertera: „Czekacie na mnie tam, gdzie ja iść nie chcę: kochacie mnie tam, gdzie mnie nie ma". Nie było mnie tam, gdzie ewidentnie chciały być Korepetycje.... Ale była tam cała widownia wypchana do ostatniego miejsca. I to w środku tygodnia, ponad pół roku po premierze.
I wiecie co? Powoli przestawałem być studentem-krytykiem, a pod koniec śmiałem się ze wszystkimi.