Kompleksy

Gorsze niż wysypka, niż wyrostek

Kompleksy jak mawiają należy leczyć. Różne choroby należy, ale kompleksy szczególnie. Gorsze niż wysypka, niż wyrostek. Chorują na nie najczęściej ludzie bez ambicji, uważający, że to, co mają do zaprezentowanie jest zwyczajnie słabe. Chorują mieszkańcy mniejszych państw (Litwa wobec Polski), sportowcy lig regionalnych wydziarani jak gwiazdy stadionów (zauważyliście, że siatkarscy mistrzowie świata nie mają dowartościowujących tatuaży, jak piłkarze polskiej ligi), chorują aktorzy prowincjonalni wobec tych bardziej sławnych z telewizji, lub większego teatru.

Mądre zdanie o prowincji usłyszałem pierwszy raz ponad dekadę temu od Krzysztofa Czyżewskiego: że prowincja to nie miejsce zamieszkania a stan umysłu. Piszę ten tekścik w przededniu wyjazdu z lubelskim teatrem do Warszawy. Powiedzieć w Lublinie „Warszawa", to jak powiedzieć „Eldorado", czy „Sezamie otwórz się". Tu na „Warszawa" nie podnosi się głosu, ścisza raczej, w szept przechodzi. „Bo wiesz, dooo... Warszawy spadam na weekend. W galeriach pobuszuję". Albo „no wreszcie jadę prawdziwy teatr zobaczyć, do Żebrowskiego może pójdę, albo do Krysi?". Tak to tutaj jest.

Pamiętam z poprzedniego roku, przepełnionego wyjazdami z Unią Teatr Niemożliwy, jak rożnie przyjmowano nas w małych ośrodkach. W tych najmniejszych, ściubiących budżet domach kultury częstowano, oprowadzano, pomagano, uśmiechano się... W tych większych, miastach powiatowych, tych jak to się mówi... z aspiracjami było chłodno, niemiło, nijak. Boże uchroń mnie od miast z aspiracjami, myślałem wówczas. Stasiuk kiedyś napisał: „chciałbym zamieszkać w państwie, którego obywatele pragnęliby być drudzy". No właśnie, nie wallenrodyzm i nie aspiracje. Bo tam zaraz pojawiają się kompleksy a dalej to już konflikt. Zakompleksione domy kultury w miastach powiatowych często tworzą grupy teatralne pokazujące farsy w dekoracjach ze sklejki, takie intelektualne umpa umpa. Wobec przyjezdnych z większych ośrodków, dajmy na to wojewódzkich zachowują się albo ostentacyjnie olewczo, albo z uniżonością. Te dwie taktyki pracowników powiatowych domów kultury są równie słabe.

Wyobraźmy sobie (poteoretyzujmy) taką sytuację. Przyjeżdża jedyny zawodowy teatr z miasta wojewódzkiego do powiatowego domu kultury a tam budynek pusty, sprzątaczka pokazuje garderoby. Spektakl za cztery godziny, warsztaty dla młodzieży za godzinę. Pusto, ciemno, nikogo. Goście, aktorzy dzwonią na komórkę osoby odpowiedzialnej za przyjazd teatru. A tu cisza. Nie odbiera i nie oddzwania. Jest gdzieś indziej, ma w niedzielę przecież ważniejsze rzeczy na głowie. Osoba, nazwijmy ją... Pani Terenia... wreszcie się pojawia. Zdziwiona i radosna. Nie zapewniła miejsca na dyskusję po spektaklu, bo po co, nie poinformowała widzów o rozmowie z artystami, chociaż ci czekali przed budynkiem, nie przywitała się z dyrekcją teatru, nie pożegnała, no generalnie żenada. Trudno to sobie wyobrazić, prawda? To przykład olewania wynikającego z kompleksów.

Przykład kornego sługi zgiętego z kompleksów w pałąk? Ano czytam właśnie, że Lublin na otwarcie stadionu miejskiego zaprosił TVN-owskie gwiazdy. „Talent czy Factor" brzmi hasło imprezy. Dwie drużyny dwóch rozrywkowych programów doprowadzą lubelską publiczność zapewne do ekstazy. „Swoje rękawice skrzyżują Grzegorz Hyży, Ewelina Lisowska, Artem Furman, Klaudia Gawor, Me Myself and I i inni.". Wstydzioch trochę, bo nie znam żadnego z tych, jak mawiają paparazzi, „ryjów". Wypada dodać, że krzyżować będą za 800 tysięcy złotych, bo taką kwotą miasto wsparło krzyżowanie. Dobry to przykład dymania mózgów lublinian przez prywatne media. Przyjadą gwiazdy telewizyjne z Warszawy (szeptem, szeptem) i będą krzyżować. Lublinianie ich pokochają. Lublin – miasto kultury.

Bartłomiej Miernik
miernik Teatru
24 września 2014

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia