Kontestator w mieszczańskim teatrze
o Krzysztofie JasińskimStarzeję się; nie, żeby sam. To idole młodości obchodzą nagle jakieś okrągłe urodziny. I oto kolejnemu stuknie za moment siedemdziesiątka; daj Boże każdemu w takiej formie. Dopiero co oglądałem "Spadanie" i "Sennik polski", a tu dowiaduję się, że Krzysztof Jasiński staje się 70-latkiem.
Ileż godzin wysiedziałem na spektaklach STU, ileż emocji - wzruszeń, poruszeń, ileż zamyśleń, zaskoczeń... W piśmie "Zdanie", wciąż ważnym z uwagi na grono autorów, w kultywowanej na tych łamach "od wieków" formule "Trzech na jednego" Edward Chudziński, Tadeusz Nyczek i Adam Komorowski prowadzą z Jubilatem rozmowę zgoła nie jubileuszową, nie laurkową. O dokonaniach Jasińskiego wiadomo wszak wiele; prezentował je przy ul. Brackiej, w namiocie, wreszcie w obecnej siedzibie, którą to salę kamery TVP rozsławiły dzięki pamiętnym benefisom (nie licząc wojaży po kraju i świecie).
"Wywiadowcy" ze "Zdania", znający twórcę STU od dekad i na wylot, związani z tym teatrem także zawodowo, pytają zatem Jasińskiego
o jego dorastanie, o młodość burzliwą i buńczuczną (z powtarzaniem klasy z powodu niedostatecznego zachowania, z niedoszłym nowicjatem, z wyrzuceniem ze szkoły i ojcostwem przed maturą, fakt, opóźnioną), o dostanie się do PWST, drugiej ręki", a przede wszystkim o etyczną i estetyczną ewolucję. Jasiński opowiada zatem o swej drodze od nastolatka, który zbezcześciwszy pomnik Lenina, wylądował na etapie śledztwa w Rawiczu i Sztumie, do teatralnego kontestatora, który w połowie lat 70. oprawił artystycznie odsłonięcie nowohuckiego pomnika wodza rewolucji.
O "instynkcie pragmatyka", a przede wszystkim, prowokowany przez trzech kolegów, pokazuje swą teatralną przemianę. Od spokojnej kontestacji ("nie chciałem uchodzić za takiego kontestatora jak koledzy z Salonu Niezależnych czy z Teatru Ósmego Dnia") i pokoleniowych spektakli ("Spadanie", "Sennik polski", "Exodus") po teatr mieszczański. "Trudno dyskutować z niegdysiejszym kontestatorem adorującym dziś klasyczny teatr mieszczański" - zauważa Nyczek. "Jeśli coś po nas zostanie w Krakowie, to nie kontestacyjna legenda, lecz właśnie miejsce, gdzie o 19.00 można przyjść, kupić bilet i obejrzeć przedstawienie. I to jest największa wartość tego, co robimy" - mówi Jasiński. No nie do końca prawdziwie, bo przychodząc o 19, biletu nie kupimy. Dawno wyprzedane. I to nie tylko na tak komercyjne przedstawienia jak "Sztuka kochania", do której pewnie teraz dołączy "Roma i Julian", arcyzabawna komedia Krzysztofa Jaroszyńskiego, ze świetnymi dialogami (no może w paru miejscach przydałyby się nożyczki), a przede wszystkim z aktorskim popisem Beaty Rybotyckiej, mającej okazję ujawnić cały swój komiczny talent. Jasiński, stary wyga, który prowadzi swój teatr już 47 lat, dobrze wyczuwa oczekiwania widzów, zatem serwuje repertuar od Sasa do Łasa - jak nazwie to Nyczek - w którym są wspomniane komedie i kabaret Rafała Kmity, i "Wyzwolenie" (intrygująco pomyślane jako część trylogii), i "Zemsta" z Danielem Olbrychskim i Jerzym Trelą (Jasiński wie, że ludzie chodzą na aktorów, czy na Zbigniewa Wodeckiego w roli Belzebuba), i "Biesy", i "Hamlet"... "Teatr jest faktem społecznym i ma sens tylko wówczas, jeżeli przychodzi do niego publiczność i szczelnie go wypełnia" - deklaruje jasno Jasiński.
Polecam obszerny wywiad, bo z uwagi na jego rozmach, w mediach pisanych dziś wyjątkowy, daje on okazję do poznania Jasińskiego mówiącego np. o swych aliansach z polityką, o fascynacji teatrem Krygiera i Grotowskiego, ale i przyznającego się do autorstwa (tekst i muzyka) hitów, co to poszły w lud - "Na dancingu tańczą goście" i "Obozowe tango".
Ot, kontestator mający swój mieszczański teatr. I zdanie o nim też.