Korzenie

"Grupa krwi" - reż. Maciej Gorczyński - Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku - 2022-09-24

Tajemniczy, stary dom w urokliwej okolicy, sterane czasem wnętrze, meble w poszarzałych pokrowcach, niczym w całunie, to sceneria spotkania, którego nikt nie chciał, nie przewidywał, nie śnił o nim nawet. Na scenie pojawiają się dwa rodzeństwa, jedno wchodzi doń z widowni, sugerując tym sposobem, że historia, którą za chwilę zobaczymy dotyczyć może każdego, wszyscy bowiem możemy znaleźć się w pętli czasu, utknąć w dyskomfortowej sytuacji kryzysu tożsamości, wszyscyśmy przecież niejako stąd i znikąd.

Pierwsze rodzeństwo to ludzie przeciętni, choć bardzo różni. Anna jest minimalistką, osobą nadspolegliwą, konformistyczną, uważa, że dobrze mieć marzenia, ale niespecjalnie ją boli, gdy się nie spełniają, zatem dryfuje przez życie nie cierpiąc nadmiernie. To klasyczny korpoludek, jeden z najmniejszych trybików w społecznej machinie, singielka z kredytem na 28 lat za 28 metrów kwadratowych, umową na czas nieokreślony – zakotwiczona w strefie domniemanego bezpieczeństwa. Michał 2. jest jej przeciwieństwem – ambitny, asertywny, naturalny. To człowiek z budzącą się pasją, buntownik in spe, budowlaniec z Londynu, raczej antysystemowy, po odmowie kredytu.

Druga para to ludzie sukcesu. Michał 1. jest dziennikarzem – celebrytą, to postać empatyczna, choć momentami ocierająca się o kabotyństwo, inteligent - idealista, wolontariusz budujący studnie w Darfurze. Budzi solidną sympatię. Rita, niegdysiejsza prawniczka, obecnie artystka, to figura zdecydowana, by nie rzec zaborcza, przyzwyczajona do tego, być iść do przodu, nie patrząc na cenę. Bywa prowokacyjna, antypatyczna, cynicznie szczera lub nieprzenikniona, w zależności od potrzeb i okoliczności. Widownia jej raczej nie pokocha.

Spotkanie jest konsekwencją testamentu właściciela tajemniczego dworu, który staje się katalizatorem tyleż niespodziewanych, co niechcianych zmian, uchyla wrota czasu, stawia osoby dramatu w sytuacji, w której trudno im się będzie odnaleźć, brutalnie uświadamiając, że dość wyświechtane retorycznie stwierdzenie, iż jedyna pewność w życiu to jej brak, może stać się ciałem, zawsze i wszędzie. W narracji pojawia się wspólny pradziadek o znaczącym imieniu Michał, dwie prababki, ognisty mezalians, co tworzy zagmatwaną historię, rodzącą sekwencję problemów, z których majątek do podziału jest najmniejszym ze wszystkich.

„Grupa krwi" to dramat rzadkiej urody, subtelny i bezlitosny jednocześnie, koncentrujący się na kwestiach tożsamości, korzeni, na anatomii zmiany, analizie tyleż koniecznej, co wypieranej transgresji. Tekst stanowi wnikliwą wiwisekcję roli trafu w życiu, determinizmu ciągnącego się przez pokolenia, fatalizmu, który potrafi niepodzielnie dzielić i rządzić w społecznym kontekście. Pokazuje jak genetyczny przypadek, chwilowa fascynacja, uprzedmiotawiająca kobietę, może ekskluzywnie określić przyszłość pokoleń, jednych moszcząc w zasobności dworu, innych spychając w nędzę chłopskiej chaty, z szyderczą rekompensatą w postaci przysłowiowych dwóch mórg i krowy. Tak to byt określa predestynację, w świadomości przekleństwa braku równych szans. Dramat stawia istotne, otwarte pytania – po czyjej stronie leży wina, czy można ją odpokutować, czy jest szansa i potrzeba kary i zadośćuczynienia. Grupa krwi jest przecież czymś co dane jest raz na zawsze, a ich mieszanie powodować może nieobliczalne konsekwencje...

Dramaturgicznie tekst ewoluuje z ostrej rodzinnej psychodramy, idącej tropami Strindberga, Bergmana, a ze współczesnych Yasminy Rezy czy Marka Modzelewskiego, gdzie spotkanie osób pozornie sobie bliskich staje się ringiem bezlitosnego, ironicznie – sarkastycznego, dialektycznego starcia, do czasu, gdy w akcie III rodzi się społeczny, choć kameralny arcydramat, ponad czasem i pokoleniami, z cieniami Wesela, a raczej Wesel, od Wyspiańskiego po Smarzowskiego. Gdzie przepełniona cieniami historii szafa, z nieustannie wypadającymi szkieletami, przypomina o rachunku krzywd, których swojska dłoń też nie przekreśli. Cytując Annę Wakulik – to „ten moment w sztuce, kiedy kończy się ironia, a zaczyna powaga. I w życiu też."

Trzeci akt dramatu jest dynamicznym, poruszającym kontrapunktem, przełamaniem narracji i granic gatunku, stanowi o odpowiedzialności za przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, mówi o trudzie zmierzenia się z prawdą, szokująco nieakceptowalną, która może wpłynąć na poczucie bezpieczeństwa i zburzyć oswojony, uporządkowany światek, stawiając człowieka przed arcytrudnym wyzwaniem. To doborowy psychothriller, w którym lawinowo narasta świadomość, że tak pracowicie zbudowana i zaaprobowana tożsamość okazuje się być tylko kostiumem, nieswoją skórą. Najbardziej zapada w pamięć scena nieoczekiwanej zamiany miejsc, symbolicznej dziejowej sprawiedliwości o klasowym podtekście, moment wejścia delikatnych stóp w rozdeptane i dziurawe buty przodków, dającej bolesną, lecz konieczną lekcję społecznej historii. Chłopskie dybuki wcielają się w tych, którzy mieli więcej szczęścia na targowisku losu, wypowiadając długą litanię krzywd, listę nienaprawialnych przewin, monotonny, wciskający w fotel krzyk pokoleń żyjących w upodlającej nędzy.

W słupskim przedstawieniu na szczególne podkreślenie zasługuje spójna, konsekwentna reżyseria Macieja Gorczyńskiego, kondensująca przesłanie dramatu w sposób niedający oderwać oczu od sceny. Scenografia Iwony Bandzarewicz jest dyskretną, lecz nader czytelną ramą spektaklu, a pomysł videosupraporty rewolucyjnie oryginalny. W obsadzie trzeba koniecznie wyróżnić Adama Borysowicza jako Michała 2. Aktor zalicza kolejną, po „Ciemnej wodzie" wybitną kreację, budowaną z nieskrywaną pasją. Z kolei Katarzyna Pałka, jako Rita, zdecydowanie prowadzi widza przez meandry skomplikowanej osobowości postaci. Duże brawa.

Otrzymaliśmy mądre, wzruszające, niepozostawiające nikogo obojętnym przedstawienie, tak ważne w społeczeństwie melanżu grup społecznych, mocno historycznie wymieszanego, gdzie tożsamość może znaczyć wszystko i nic, stawiające szereg istotnych pytań. Czy krzywdy da się naprawić, czy ten gest cokolwiek znaczy i daje, wreszcie czy teatr może być terapią. Spektakl w Nowym Teatrze daje katharsis i nadzieję, choć metoda jest radykalna. „Grupa krwi" pozwala na jakże nieoczywistą konstatację, że nie tylko przyszłość jest niepewna i nieznana, lecz ten walor dotyczy także przeszłości, jakby wbrew myśli Seneki, wartej cytatu: „Na trzy okresy dzieli się życie: na przeszły, teraźniejszy i przyszły. Z tych trzech ten, w którym żyjemy, jest krótki, ten w którym dopiero będziemy żyli – wątpliwy, ten w którym już żyliśmy – pewny. Jest to okres, do którego los stracił wszystkie prawa, i nikt już nie może na niego rozciągnąć swojej władzy." Czyżby?

Tomasz Mlącki
Dziennik Teatralny Warszawa
8 października 2022

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia