Krzywe zwierciadło muszli klozetowej
„Prezydentki" - aut. Werner Schwab - reż. Piotr Kruszczyński - Teatr Nowy w PoznaniuRenesansowa sentencja mówi „człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce". Istnieją na świecie pewne dzieła sztuki, które każą zastanowić się nad tym, jak daleko można posunąć ten truizm, i w którym momencie zerwiemy z nim na rzecz obrzydzenia i strachu przed niektórymi nieprzychylnymi aspektami ludzkiej natury. Okazuje się, że człowiek to istota zdolna do zarówno do najgorszych, jak i najlepszych, czynów.
„Prezydentki" Wernera Schwaba opisywana, jako „sztuka fekalna" jest przykładem eksploracji tych gorszych części człowieczeństwa. To śmiały krok w groteskowy i komiczny świat naszej własnej codzienności. W brutalnie szczery sposób ukazuje nam nas samych, wywołując na zmianę śmiech i rozpacz.
Fabuła sztuki opowiada o trzech kobietach, Irence, Renatce i Maryjce – starych znajomych, które spotykają się pewnego wieczoru na herbacie, żeby porozmawiać o przeszłych i obecnych troskach oraz snuć fantazję odnośnie nierealnej przyszłości, która mogłaby ich z tych trosk wyciągnąć. Staje się to źródłem zarówno konfliktu, jak i chwili zbliżenia między bohaterkami, które być może pierwszy raz w życiu konfrontują się ze swoimi własnymi demonami.
Pomimo ordynarnego słownictwa i bardzo prostego sposobu patrzenia na świat, stają się dla nas w tym momencie bardzo ludzkie. Schwab obnaża w nich jednocześnie małomiasteczkową małostkowość i hipokryzję, ale też eksploruje przyczyny ich godnego politowania stanu, w który wkradła się nie tylko bieda materialna, ale również duchowa i intelektualna. Mamy więc do czynienia z personalnym koktajlem frustracji, ograniczeń, jak i niespełnionych marzeń mieszanych ze sobą w metaforycznym rynsztoku.
Rynsztok jest tutaj zresztą bardzo istotnym aspektem dzieła. W ogromnej wulgarności i kloacznym humorze, które Schwab skutecznie przeplata ironicznymi monologami o charakterze liturgicznym, tworzy się intrygująca poetyka, której ciężko jest doświadczyć gdzie indziej. Fantazje Maryjki stają się na pewnym etapie czymś w rodzaju kazania, lub nawet proroctwa. Ich tematyka to świętość ekskrementów ludzkich i glorii płynącej z ich przetykania w sedesie, co jest w równym stopniu zabawne i intrygujące.
Fascynujące jest również to, że kloaczna, mroczna i wulgarna rzeczywistość naszych bohaterek ostatecznie wpływa również na ich myślenie. Ich marzenia nie są nawet specjalnie atrakcyjne. Być może wynika to z tego, że na tym etapie życia nie są one już w stanie sięgnąć wyobraźnią do świata bez wszechogarniającej groteski. Nieustannie następująca degeneracja finansowa, moralna, intelektualna i jakąkolwiek jeszcze byśmy nie chcieli zastosować, służą w sztuce, jako konieczność zetknięcia się publiczności z tym, co być może chciałaby ona odrzucić i zapomnieć.
Sztuka nie jest komedią i dominującymi uczuciami w trakcie jej oglądania raczej powinna być mieszanka współczucia i strachu, ale nie jest pozbawiona humoru. Chociaż opis w stylu „sztuka fekalna" mógłby wzbudzić obawy, że będzie to humor czysto toaletowy, jest on bliższy humorowi absurdalnemu. Mniej tutaj wymaga się po prostu uznania fekaliów za zabawne na fundamentalnym poziomie, a bardziej polega się na jukstapozycji ambitnej tematyki i ordynarnego sposobu przedstawienia, który naturalnie wywołuje często śmiech widowni.
Podsumowując, „Prezydentki" Schwaba są ciekawym krzywym zwierciadłem postawionym przed nami, abyśmy mogli przejrzeć się w jego brudnej tafli i zobaczyli siebie takich, jakimi wolelibyśmy się nie widzieć. Skażonymi. Zwłaszcza, jeśli pamiętamy, że w zasadzie jedyną różnicą między nami, a bohaterami sztuki to nasza lepsza sytuacja życiowa, na którą nie mieliśmy przecież wpływu przychodząc na świat.