Kto Ty jesteś? – Polak Mały
"Balkon Ordona" – reż. Paweł Wolak, Katarzyna Dworak-Wolak – Lubuski Teatr w Zielonej GórzePatrząc przez dziurkę od klucza widzisz tą perfekcyjną rodzinę. On – głowa rodziny z idealnie przystrzyżoną brodą, ona – niczym grecka Hestia, opiekunka domowego ogniska, która ochoczo przygotowuje niedzielny obiad. Nie można pominąć także dzieci. Starszy syn osiąga sukces żyjąc poza granicami naszego biało-czerwonego kraju. Młodszy zakłada rodzinę.
Ostatnim elementem tej wyidealizowanej układanki jest babcia-weteranka, która przy suto zastawionym stole opowiada wojenne historie. Co jednak stanie się, kiedy mrugniesz? Odsuniesz głowę od drzwi i pozostawisz tych bohaterów w swoich czterech ścianach?
Takie pytania śmiało można było zadać sobie podczas oglądania spektaklu „Balkon Ordona" w reżyserii Katarzyny Dworak-Wolak i Pawła Wolaka (duet PiK) wystawionego na deskach Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze.
W tą blokowiskową przestrzeń zostaliśmy wprowadzeni przez młodego chłopaka imieniem Piotr (Jakub Mikołajczak). Na horyzoncie była wyświetlona przez większość spektaklu ściana bloku, aby tym bardziej wprowadzić widza w tę miejską atmosferę. Za te wizualizacje odpowiedzialni byli Kamil Derda oraz Paweł Wolak.
Poprzez wykorzystanie rapu, jako środka przekazu mogliśmy, jako widzowie tym bardziej poczuć tą miejską atmosferę miejsca, w które zostaliśmy zabrani. Nadało to lekko muzycznego charakteru całej sztuce.
Piotr „wniósł walizki widza" do mieszkania, w którym żył razem z pozostałymi członkami swojej typowo-nietypowej rodziny. Jak się okazuje, nie jesteśmy jedynymi, którzy mieli zostać ugoszczeni w tych czterech ścianach. Od pierwszych chwil byliśmy świadkami przygotowań do odwiedzin starszego syna Jarka – powraca on w rodzinne strony po latach spędzonych w Kraju Herbaty i Królowej Elżbiety. Ekscytacja Matki (Anna Stasiak) i Ojca (Paweł Wolak) łudząco przypomniała mi tą radość, kiedy to w nowotestamentowej przypowieści z Ewangelii według świętego Łukasza do swego ojca powrócił syn marnotrawny. Suto zastawiony stół, prezenty – wszystko miało być idealne. Czy taka była jednak rzeczywistość tej rodziny? Ten jakże fantastyczny tort oblany kolorowym, słodkim lukrem w środku był tak naprawdę zakalcem, którego zjeść w tym domu nie chciał nikt.
Powrót syna Jarka (Aleksander Stasiewicz) połączył się raczej z gorzkim jak niesłodzona herbata rozczarowaniem. Nie było tak, jak wyobrażali sobie jego bliscy. Oliwy do ognia dolał fakt, że wybranka serca Jarka, była innego wyznania, niż to, które jego rodzina uważała za jedyne słuszne i prawdziwe. Dla typowej, polskiej, katolickiej rodziny był to ciężar, którego nie mogli znieść. Stanowiło to punkt zapalny do rozważań na temat tolerancji i akceptacji. Była to swoista polemika z tym „co ludzie powiedzą". Pełen absurdu i hiperboli spektakl sprawił, że widz mógł śmiać się do rozpuku z jakże komicznych momentów tej sztuki. Był to jednak śmiech przez łzy.
Sztuka w reżyserii duetu PiK przypomniała mi fraszki Krasickiego, które również miały wyśmiać i uwypuklić przywary narodu polskiego. Nasze nadmierne przejmowanie się opinią sąsiadów, nasza krucha, jak maślane ciasteczko tolerancja, która łamie się, gdy dochodzi do jej rzeczywistego okazania. Nasza pobożność, która kończy się zaraz po podzieleniu się opłatkiem, albo w najlepszym przypadku po niedzielnej mszy. Nasz patriotyzm, który kończy się wraz z wspomnieniami o dzielnych husarzach, bo od ludzi starszych opowiadających o tej jakże bliskiej patriotycznej historii chcemy uciekać jak najdalej. Jeden problem mniej. Przecież wygodniej uczyć dzieci wierszyków „Kto Ty jesteś? – Polak Mały", niż pozwolić im obcować z jeszcze żywą historią. Żywą w pamięci tych, którzy przeżyli wojenne piekło.
Typowo polski dom przestaje być bezpieczną przystanią. Staje się polem walki, z którego żywy nie zejdzie nikt. Każdy ma cierpieć, bo mesjanizm wpisany jest w krew Polaka. Odwiedziny Jarka to krok milowy, do tego, aby zamknąć swoje cztery ściany i być może zrzucić łańcuchy, którymi spętany jest w tym domu każdy.
Jak więc wygląda przystań, do której wraca Jarek?
Patrząc na miejsce, w którym żyli bohaterowie spektaklu, na myśl przychodzi typowe mieszkanie z czasów PRL'u. Ten klimat został nadany poprzez scenografię, która była dziełem Ewy i Piotra Tetlaków. Na środku sceny znajdowała się czerwona kanapa, przed nią długi stół nakryty niebieskim obrusem. Po lewej stronie kanapy mogliśmy zauważyć różnego rodzaju szable natomiast po prawej stronie znajdował się tytułowy balkon. Nieco w głębi sceny stała duża drewniana szafa, niczym w „Opowieściach z Narni" – wprawne oko mogło dostrzec jej magiczne moce. Po lewej stronie zostały umieszczone drzwi wejściowe, a obok nich stała choinka. Nie mogło zabraknąć także telewizora. Wszystkie elementy scenografii nadawały przytulności i swojskości tej przestrzeni. Prawdziwy polski dom.
Uwagę zwracały także kostiumy, za które również odpowiadała Ewa Tetlak. Korespondowały one z osobowościami bohaterów – koszulka z flagą Wielkiej Brytanii którą nosił Jarek i muzułmańskie odzienie jego ukochanej Innej (Joanna Wąż-Stasiewicz) sprawiły, że wszystkie te elementy stanowiły spójną całość.
Nie można pominąć fantastycznej gry aktorskiej. Tatiana Kołodziejska w roli Babci wywołała swoim występem (zwłaszcza końcowym monologiem) ciarki na mojej skórze, natomiast Paweł Wolak wcielający się w rolę Ojca wzbudził szereg różnorodnych emocji. Bezsprzecznie jednak wszystkim aktorom należą się owacje na stojąco!
„Balkon Ordona" było to prawdziwe przeżycie, dzięki któremu w głowie zrodziło się tak wiele myśli na temat Polski, Polaków, naszych przywar i sposobu życia. Kim jako naród jesteśmy? Jakiego bohatera nam trzeba? W kogo i w co wierzyć?
A w co wierzę? W Polskę wierzę?