Małpy nas nie uratują
"Amazonia" - reż. Agnieszka Glińska - Teatr Na Woli im. T. Łomnickiego w WarszawieCo decyduje o tym, że wychodząc ze spektaklu myślimy "wspaniały", "genialny"? Dobre aktorstwo? Świetny scenariusz? Ciekawa scenografia? Błyskotliwa reżyseria? Trafiona obsada? Chyba jednak nie, skoro żadnego z wymienionych elementów w Amazonii nie brakuje, a przecież wychodząc z Teatru Na Woli jedyny przymiotnik, jaki cisnął mi się na usta brzmiał - "przyjemny"
„Amazonia” w reżyserii Agnieszki Glińskiej na podstawie dramatu Michała Walczaka to teatr przyjemny. W srebrnej scenografii pełno jest przesuwanych puf, które mogą być stołem czy łóżkiem, ale i kajakiem płynącym po mazurskim jeziorze. Na tych stołkach i łóżkach rozgrywa się historia Anety (Agata Wątróbska), początkującej aktorki, która wygrywa casting do roli Klaudii w nowym serialu „Amazonia”, i Mundka – też aktora, tyle że bardziej sfrustrowanego rynkową rzeczywistością. Ten drugi, zamiast „sprzedawać się w serialu”, żeby zarobić na życie, musi „popylać w kuflu”, rezygnując z grania w „Wiedźmina” i palenia trawy. Popylając, spotyka Frankę (Patrycja Soliman), która też chciała być aktorką, ale bez „pokazywania cycków”. To ona zaprowadzi Mundka do reżysera-guru, „geniusza, którego zawsze chciała spotkać” – i co z tego, że reżyser Jerzy (stylizowany na Warlikowskiego Łukasz Lewandowski) okaże się świrem, skoro to właśnie w jego „Apokalipsie” Mundek znajdzie poszukiwaną sławę i wreszcie zaistnieje na scenie?
Aneta gra w „Amazonii” razem z Krzysztofem (stylizowany na Macieja Zakościelnego Maciej Zakościelny), aktorem, który „szuka siebie” układając w wannie monodramy. Nad projektem czuwa reżyser, chcący wyżywić swoje „trzy rodziny”, tym „polskim”, łączącym wszystkich serialem. Ma swoją wizję polskich realiów i wysyła bohaterów do dżungli, a tam w końcu „małpy im pomagają”.
Tekst jest zabawny – na dowód sala wybucha co chwila śmiechem (chociaż czasami podpuszczona przez autora myli tylko PISF z PiS-em), zawiera okrutne obserwacje dotyczące smutnej polskiej „amazonii”: że brak pracy, że związki się rozpadają, że nie da się zrobić czegoś „naprawdę”, że zostaje popylanie w pizzy albo w kuflu, albo granie w „Wiedźmina”, albo „pokazywanie cycków”. Zgrabnie poprowadzone przejścia od wątku do wątku, bardzo interesująco rozegrane sceny – zdawałoby się nie do wyobrażenia w teatrze (świetna scena trailera, nienachalna parodia niektórych wyimków naszej rzeczywistości – to wszystko trzeba zapisać spektaklowi na plus. Także przenikanie się płaszczyzn rzeczywistości. Nie wiemy, co tak naprawdę oglądamy. Losy dwójki młodych aktorów, projekty w jakie się angażują? A może serial o dwójce młodych aktorów i projektach, w jakie się angażują? Co jest sceną w teatrze, co taśmą wysłaną na casting, co kawałkiem domowego video, a co fragmentem rzeczywistości? Chyba to właśnie niepewność co do tego, co tak naprawdę widzimy i z czego się śmiejemy, siedząc bezpiecznie na widowni można uznać za największą zaletę przedstawienia. Teatr przyjemny, nad którym po chwili jakże przyjemnie jest się zastanowić.