Mamy prawo do kreacji i prowokacji
Rozmowa z Patrycją Kowańską i Dominiką KnapikKiedy szukałyśmy nazwy to od razu chwyciło, że Patrycja to Gruba. A ja? Nie mogę być "Chuda", bo nie jestem chuda. Długo rozmawiałyśmy i ja powiedziałam „Może Głupia!?". No i jesteśmy. Gruba i Głupia. To "Gruba" paradoksalnie odnosi się do nas obu. Jako wychowanka szkoły baletowej, gdzie są inne kategorie grubości i chudości, zawsze czułam się zbyt gruba. Słyszałam zresztą, że jestem zbyt gruba jak na baletnicę. Więc w tym dziwnym kontekście, który dla większości ludzi jest z kosmosu, jestem nie tylko głupia, ale i zbyt gruba. Jako Gruba i Głupia posługujemy się ironią i poczuciem humoru, notabene właśnie zakładamy fundację, pod nazwą Fundacja Kreatura.
Z Grubą i Głupią, czyli Patrycją Kowańską i Dominiką Knapik - między innymi o prawie do kreacji i prowokacji przy zanikającym poczuciu humoru w Polsce - rozmawia Weronika Piróg z Dziennika Teatralnego.
W rozmowie z Dziennikiem Teatralnym zdradzają szczegóły swojej pracy, szczerze wyjawiają, jakie mają marzenia. Trudno o bardziej otwarte rozmówczynie. Wystarczyło kilka krótkich pytań, by uruchomiły wiele osobistych wątków, głębokich rozważań i anegdot... Co kryje się zatem pod maską błaznów szekspirowskich, w które się wcielają?
Weronika Piróg: Zacznę od waszej nazwy, Gruba i Głupia, intrygującej już w pierwszym kontakcie. Pewnie jest to pytanie z którym często się spotykacie. Czemu wybrałyście taką prowokacyjną nazwę? Ja to interpretuję jako próbę dokonania subwersji tych określeń. Takie słowo jak „gruba" zawsze było używane, by kogoś urazić. Zastanawiam się, czy nie kryje się za Waszą nazwą idea, żeby sprawić, że to słowo zacznie być traktowane jako normalne, jeśli będziesz - Ty Patrycja - sama tak o sobie mówić. Jakbyście się do tego odniosły?
Patrycja Kowańska: Na pewno to słowo ma obraźliwe konotacje. Ale już od jakiegoś czasu ruchy grubancypacypacyjne funkcjonują ze wzmożoną siłą, również w Polsce - ta nazwa idzie z ich duchem. Zajęło mi trochę czasu żeby to słowo odczarować, na nowo je sobie przyswoić. Teraz jestem grubsza niż byłam jeszcze niedawno, więc dlaczego miałabym to w ogóle ukrywać, skoro to jest widoczne? Kiedy w którym przyjęłam na siebie ileś książek, podcastów, które biorą na warsztat zjawisko społecznej stygmatyzacji osób, które są grube, i tego słowa które służy obrażaniu ich, to odkryłam, że nic mi nie grozi. Tak samo jak ktoś jest wysoki, niski, dobrze zbudowany, ktoś inny jest gruby. To jest określenie. Dla mnie możliwość posługiwania się nim publicznie jest wyzwalająca. Powiedzieć komuś że jest głupi i gruby, to jest niby najgorsze co może być. My jesteśmy duetem tych najgorszych epitetów. W zeszłym roku zrobiłam "Furor", performance którego tematem był fatshaming, sporo w nim przepracowałam. Natomiast to, że ja to przepracuję, nie znaczy, że społeczeństwo ma to przepracowane.
W: A powiedz mi, Dominika, jak ze słowem „głupia"?
Dominika: Nazwa "Gruba i Głupia" to prowokacja, z założenia jest przewrotna. A Głupia to: nie dość mądra, żeby reżyserować, ale dość mądra, żeby robić ghostdirecting prac innych reżyserów. Inspiracja przyszła od Szekspira i jego różnych typów błaznów. Są ci grubi, jak Falstaff, którzy bekają, pierdzą i piją alkohol. Jest też drugi typ, takiego "suchego mądrali", jak w Królu Learze na przykład. To jest taki błazen gorzki, jedyny w całym królestwie, który nie boi się powiedzieć królowi Learowi: „Stary, przegiąłeś". Ja zawsze uważałam, że błazen to ktoś, kto jest najmądrzejszy i kto po prostu mówi prawdę. Kiedy szukałyśmy nazwy to od razu chwyciło, że Patrycja to Gruba. A ja? Nie mogę być "Chuda", bo nie jestem chuda. Długo rozmawiałyśmy i ja powiedziałam „Może Głupia!?". No i jesteśmy. Gruba i Głupia. To "Gruba" paradoksalnie odnosi się do nas obu. Jako wychowanka szkoły baletowej, gdzie są inne kategorie grubości i chudości, zawsze czułam się zbyt gruba. Słyszałam zresztą, że jestem zbyt gruba jak na baletnicę. Więc w tym dziwnym kontekście, który dla większości ludzi jest z kosmosu, jestem nie tylko głupia, ale i zbyt gruba. Jako Gruba i Głupia posługujemy się ironią i poczuciem humoru, notabene właśnie zakładamy fundację, pod nazwą Fundacja Kreatura. Jako artystki kultywujemy prowokację przy groźnie zanikającym poczuciu humoru w Polsce, smutnym kraju skłóconych ludzi. Ja za wszelką cenę walczę o poczucie humoru i o to, żeby można było walić prawdę między oczy. Chcę rozbrajać różne polityczne poprawności, jakie istnieją - zarówno po lewej, środkowej jak i po prawej stronie naszego społeczeństwa. My nie zajmujemy się sztuką śmiertelnie poważną, zajmujemy się sztuką śmieszno-wesołą, groteskową, straszną i świadomie żenującą.
W: A Ty Patrycja, czujesz się czasem głupia?
P: Ja jestem totalnie głupia (śmiech). Ukrywam to w tym, że jestem dramaturżką. Powiedzieć o sobie że jest się głupim, to uwolnienie i danie sobie przyzwolenia na ignorancję, która otwiera możliwości. Pozwala na bezczelność i daje prawo by rzeczywistość sobie „ugniatać", generować nową.
D: Wszyscy teraz chcą empatyzować i z czułością odnosić się do innych. Oczywiście to jest super i jestem za, jednak ten trend kultywowany jest momentami do przesady. Wg mnie trzeba uważać na te słowa bo mogą się skompromitować. Usłyszałyśmy od kogoś: „Dlaczego taka okrutna nazwa?, dlaczego nie Piękna i Mądra?"
P: Ktoś inny powiedział też, że ta nazwa jest „ekonomicznie trudna", w sensie takim, że nie przyciąga.
W: Powiedziałabym, że jest dokładnie na odwrót.
D: Nie zna się, co on wie w ogóle? (śmiech).
P: Ta nazwa została stworzona na potrzeby spektaklu Very Funny, została z nami. Dała duży power, bycia wbrew kanonowi piękna, który jest szantażem, w którym funkcjonujemy. To czego nie rozumiem, to dlaczego kultura wizualna nie reprezentuje rzeczywistości tak, jak ona wygląda.
D: Według mnie to się zmienia, choć ta zmiana jest bardzo powolna. Coraz częściej w teatrze, w filmach i serialach widzi się nienormatywne ciała. Ale zgadzam się z tobą, Gruba, ciągle za mało. Bańka artystyczna musi po prostu nadgonić lata braków. Pojawiają się nowe specjalizacje, np. koordynatorzy scen intymnych. Ciała nienormatywne wkraczają i będą wkraczać na sceny i ekrany, bo jeżeli w życiu tacy ludzie istnieją, to dlaczego na ekranie widz ma ciągle mieć do czynienia z przeestetyzowanym terrorem szczupłego i pięknego? To niebezpieczny absurd.
W: Czy zgodziłybyście się, że z brakiem miejsca w teatrze dla nienormatywnych ciał jest podobnie jak w przypadku osób z niepełnosprawnościami, albo (nie wiem czy mogę użyć takiego słowa), starych?
P: (śmieje się)
W: Nie wiem czy to słowo, podobnie jak gruba, jest normalne.
P: Ja też tego nie wiem, nie jestem częścią tych społeczności. Zaśmiałam się, bo miałam dokładnie taką samą rozkminę. Wiesz, chce się powiedzieć „osób dojrzałych", a może ludzie którzy, są "starzy" mieliby na to określenie zgodę. Ale tego nie wiemy. Osoby z niepełnosprawnościami to z pewnością w teatrze niedoreprezentowana grupa. Przychodzi mi na myśl Teatr 21, który zrzesza osoby z zespołem Downa. Był też spektakl Michała Borczucha, "Paradiso", który angażował osoby w spektrum autyzmu, ale to pojedyncze przypadki. Jeżeli chodzi w teatrze o osoby dojrzałe, stare...? Kojarzy mi się to z wiekowymi aktorami, o których mówi się jako o nestorach danego teatru, podkreśla się ich doświadczenie i tę starość się honoruje. Podchodzi się do niej z dużym szacunkiem - na pewno słusznie. Ciągle mam jednak wrażenie, że starość musi być szlachetna, bo jej mniej piękny obraz jest dla ludzi trudny do przyjęcia.
W: A czy jest w tej sferze różnica między teatrem klasycznym, instytucjonalnym, a offowym?
D: Jest. Kiedy pójdziesz na showcase do Nowego Teatru w Warszawie to na pewno zobaczysz inne rzeczy niż na festiwalu teatralnym w mniejszym mieście.
P: Trochę się z Tobą zgadzam, a trochę nie. Myślę, że jakbym poszła na showcase do Nowego Teatru, to i tak bym zobaczyła na scenie w większości osoby białe, szczupłe i młode. Wydaje mi się, że to problem społecznej gotowości. I to się dzieje w Polsce ale powoli, stopniowo. Wiadomo, że zaczyna się to w tych dużych ośrodkach.
D: A propos starości jeszcze - jest np. taki super zespół The Dance On Ensemble, który zrzesza tancerzy po czterdziestce. To stały zespół, który odrzuca ideę górnej granicy wieku w tańcu. Jednak ma on bazę w Berlinie...
W: Zaczęłyśmy od waszej nazwy i tutaj padło już słowo „błaznowanie". Czy ma ono cel performatywny w takim znaczeniu, żeby zmieniać rzeczywistość, czy chcecie się na rzeczywistość wyżalić? Czy liczycie na to, że coś jesteście w stanie zmienić czy to parodia z rzeczywistości, z którą nic nie możecie zrobić i pozostaje tylko się śmiać?
D: To są duże słowa: zmienianie rzeczywistości. Nie wiem czy teatr jest miejscem, które naprawdę może ją zmieniać. Nie mam w sobie pierwiastka takiej mitomanii, żeby umieć powiedzieć: moja sztuka, nasza sztuka zmienia rzeczywistość. Przestraszyłabym się, gdybym była w gronie ludzi, którzy tak mówią. Natomiast fajnie jeśli to co robimy, daje komuś poczucie nadziei. Jakoś rok temu miałam poczucie, że pracuję w prestiżowych miejscach i współpracując robię różne projekty, ale coś w tym było nie halo. Tak naprawdę chcę wypowiadać się w sprawach, które są dla mnie osobiście istotne. Kiedy pracujemy jako Gruba i Głupia ważne jest dla nas żeby znaleźć uniwersalny język na opowiedzenie czegoś, z czym ludzie mogą się identyfikować. Zawsze punktem wyjścia jest jakieś osobiste doświadczenie. W spektaklu Very Funny wprost opowiadamy o kondycji freelancera. Odnalazłyśmy się obie w tym sojuszu i wzajemnym wsparciu w reżyserowaniu. A czy maska błazna jest odpowiedzią na rzeczywistość? To chyba zależy o jakim projekcie mowa. Very Funny powstało, kiedy byłyśmy wkurzone, a jednocześnie śmieszyły nas pewne sytuacje. Stwierdziłyśmy: dobra, zrobimy spektakl o tym jakie to jest żenujące, śmieszne a przy okazji tragiczne być freelancerem. Co to znaczy funkcjonować na „kapryśnej fali freelance'u"? To określenie Patrycji.
P: W naszym duecie dobrze się uzupełniamy. Mam takie dni, kiedy uważam, że teatr absolutnie zmienia rzeczywistość. Tak było ze zrobieniem spektaklu Pentezylea. Rekonstrukcja ciała Amazonek w Scenie Roboczej w Poznaniu do naszej garderoby weszła zapłakana kobieta. Powiedziała, że potrzebowała tego spektaklu, że to jest dla niej bardzo ważne i przytuliła nas wszystkich. Była po mastektomii, chemię przestała brać kilka miesięcy wcześniej. Zapytałyśmy Amazonek, które są z nami w spektaklu na scenie, czy to jest ich znajoma. Powiedziały, że pierwszy raz widzą tę kobietę. Więc ten jeden spektakl, dla tej jednej osoby tę rzeczywistość na chwilę zmienił. Takie myślenie jest idealistyczne, ale jest myśleniem o wartości tego co robimy.
D: Usłyszałam od wielu osób które oglądały Very Funny, że dziękują za taki szczery obraz jak to jest być freelancerem i że nie pokazujemy wszystkiego w różowym świetle sukcesu, tylko pokazujemy też drugą stronę. A to, co działa na osoby spoza bańki teatralnej, które przyjdą na spektakl to pokazanie, że robienie sztuki na offie to praca jak każda inna. Niestety ten element osobisty, które wkładamy w spektakle, ta ilość niepewności przy zainwestowanym czasie - to bywa też depresjogenne. Presja ciągłego "bycia na fali" kosztuje.
P: A jak mawiał Tadeusz Kantor, trzeba nie być fali, a być falą (śmiech).
W: Wydaje mi się, że poprzez te spektakle ludzie zdają sobie sprawę z tego, że czasem też są grubi, głupi i ta rzeczywistość jest niedoskonała i można ją też obśmiać.
P: Tak, to ma taki katarktyczny vibe.
W: Trochę poruszyłyście już temat Pentezylei. Chciałabym pogadać o tym spektaklu. Zaciekawiło mnie to, dlaczego wzięłyście na warsztat temat raka piersi, chociaż nie jest to wasze osobiste doświadczenie. Legendarnej Amazonce można było dać wielu różnych przeciwników. Zdecydowałyście się wziąć do tego spektaklu osoby, które doświadczyły tej choroby?
D: Amazonki, jak wieść niesie, były wojowniczkami, strzelały z łuku i przez to, że pierś im przeszkadzała, dokonywały jej amputacji. Rak piersi to było pierwsze skojarzenie. Kolejna myśl była taka, że nie interesuje nas historia romansu pomiędzy Pentezyleą a Achillesem, tematem była dla nas walka. Najważniejszy był dla nas research. Otworzyłyśmy ten proces na "prawdziwe" Amazonki, trzy super dziewczyny zgodziły się na wzięcie udziału w spektaklu. Zgromadziłyśmy sporo materiałów, w tym ankiety które anonimowo wypełniały Amazonki z całej Polski. To był bardzo krótki i intensywny projekt. Taki spektakl można robić wiele miesięcy. Rezydencja trwała zaledwie dwa tygodnie na miejscu plus kilka spotkań na Zoomie. Bardzo nas te spotkania poruszyły. Praca na podstawie "Pentezylei" Kleista i mitu o Amazonkach to dla nas projekt zakrojony na szeroką skalę, który może mieć wiele różnych odsłon. Mamy nadzieję w przyszłości je zrealizować. Pentezylea: rekonstrukcja ciała Amazonek" to pierwsza odsłona tej podróży.
P: Pentezylea powstała w niedalekiej przyszłości od Very Funny, na przestrzeni kilku miesięcy. Very Funny to skok na dużą głębokość w to co osobiste, są tam np. nagrania bezpośrednio z wnętrz naszych mieszkań. Pentezylea ma z kolei wymiar społeczny i skłania się w stronę czegoś, co tylko pozornie nas nie dotyczy. Jesteśmy kobietami i to może nas dotknąć w każdej chwili. Moja babcia miała raka piersi kiedy byłam mała, przeszła mastektomię. Nie jest to trauma z dzieciństwa, ale pamiętam to i noszę w sobie. Dziewczyny Amazonki mówiły nam, że zrobienie sobie badań genetycznych, które wykrywają odpowiedni gen odpowiedzialny za tę chorobę to nie są duże pieniądze i żebyśmy je koniecznie zrobiły. Spotkanie tej trójki - kobiet które to przeżyły, miało dużą moc. Ciekawiło nas, co się dzieje w momencie, w którym podejmujesz temat trudny, niewygodny, z którym nie wiadomo co i jak na scenie. One trzy były na różnych etapach pogodzenia czy niepogodzenia się z tą chorobą. Ja mam w sobie taką potrzebę patrzenia tam, gdzie się nie patrzy. To jest w sumie grube. Zaprosić osoby, które mają doświadczenie raka piersi, które mają dużo znajomych które nie wyzdrowiały, żeby podzieliły się tym doświadczeniem. Żeby wystąpiły na scenie. Po to jest ten duet, żeby takie rzeczy robić. Trudne, niewygodne, straszne.
D: Ja po prostu nie utożsamiam się z nurtem, w którym sztuka jest po to, by oglądać piękne, estetyczne rzeczy i odklejać się od rzeczywistości. Rak piersi jest najczęstszym rakiem występującym u kobiet. Dużo rozmawiałyśmy o tym, że na szczęście czasy się zmieniłī i teraz nie jest to już wyrok śmierci. To jest choroba, można ją wyleczyć, jeśli się ją wyłapie w dobrym momencie. Jeszcze nasze mamy, babcie miały inne podejście, natomiast my musimy o tym dużo mówić i dzielić się tymi historiami. Wydaje mi się to bardzo istotne aby o tym trąbić. Każda z nas, ja też, ma taki lęk przed nowotworem.
P: To zawsze był, i jest wciąż temat tabu.
D: Chodziło też o to, żeby ten temat zbadać z poczuciem humoru. Myślę, że w ten sposób zdobyłyśmy zaufanie Amazonek, że byłyśmy szczere. Powiedziałyśmy: „Niewiele o tym wiemy, opowiedzcie nam o swoim doświadczeniu".
W: Czy nie bałyście się przekroczenia granicy? Tego, że to będzie źle oceniane, że wyśmiewacie się z poważnego tematu? Nie miałyście wrażenia stąpania po czymś kruchym?
P: Tak, cały czas. Natomiast kilka mocnych rozmów z dziewczynami pokazało nam, że mamy ich zgodę, bo „nic o nas bez nas". Jest taki paradoks, który zauważamy, że osoby które to przeżyły, albo są blisko osób które to przeżyły, mają potrzebę śmiania się z tego. Natomiast osoby, które nie mają tego doświadczenia ani nie miały z tym kontaktu, boją się i potrzebują ostrożniejszego podejścia. Mam wrażenie, że ten spektakl łączy te postawy, zestawia je ze sobą. Paradoks jest taki, że wtedy, kiedy spektakl jest zabawny, to ludzie się nie śmieją, bo mam wrażenie obawiają się, zostać przyłapani się na śmianiu z raka. A kiedy spektakl poważnieje, to tęskni się za tą lekkością, dystansem do tej sytuacji. Konstrukcja całości jest przewrotna.
W: Chciałabym Was zapytać jeszcze o autotematyzm w Pentezylei. Mówicie o tym, co się działo jak tworzyłyście spektakl, albo co miało w nim się znaleźć, ale tego nie będzie. Wydaje mi się, że to poszukiwanie języka do mówienia o raku. Odsłaniacie przed widzem nieporadność w starciu z tym tematem.
D: Na początku spektakl miał wyglądać trochę inaczej. Ale zdałyśmy sobie po prostu sprawę, że mając dwa tygodnie i performerki obecne raz dziennie przez cztery godziny, po prostu nie zdążymy zrobić farsy o raku, którą wcześniej zakładałyśmy. Stwierdziłyśmy, że zamiast biadolić i trzymać się dalej swojej wizji, trzeba się obudzić i zrobić taki spektakl, jaki jesteśmy w stanie zrobić. Stwierdziłyśmy że przejdziemy od konwencji lekkiej, dowcipnej, w molowy nastrój. Była w tym strategia na przetrwanie, ale też chęć zrobienia czegoś artystycznego, szczerego wobec sytuacji.
P: A propos szukania języka, to często tematyzujemy w ogóle spektakl, bycie na scenie, proces prób. Pokazujemy szwy. Dotykając rzeczy które najczęściej nie są widoczne, pokazując je widzom, skracamy dystans.
D: Ja nie lubię takich spektakli gdzie jestem pouczana jak mam żyć. Myślę, że chodzi o zbudowanie sojuszu z widownią, o pokazanie: niewiele wiemy, tak samo jak wy. Natomiast inną kwestią jest performowanie w takim spektaklu. Tu potrzebna jest taka specyficzna, brechtowska kondycja To jest trudne. Dopiero podczas występu w Gdańsku, w IKM udało nam się osiągnąć obecność wspólnego bycia na luzie.
W: A wcześniej tak nie było?
D: Na premierze na pewno było czuć napięcie. W końcu w lekkiej formie opowiadamy o trudnym temacie.
W: Widzę w tym też uczciwość w stronę widza, nieudawanie że jest to perfekcyjne tylko jest jakie jest i można się tym bawić.
P: Jednocześnie jest to też uczciwe w stosunku do Amazonek i do nas samych, jeśli chodzi o proces.
D: Natomiast jak mamy tą scenę w której czytamy ankiety, to tam nie ma miejsca na bekę. Tam już próbujemy odbyć intymne spotkanie.
P: Zdecydowanie. Beka w tym spektaklu blenduje się w inne kolory. Ten spektakl jest trochę eklektyczny. Posługujemy się instalacją performatywną i skeczem, bo taki był jego proces. Właśnie ta uczciwość to jest coś, na czym bardzo nam zależy i w sumie cieszę się, że to funkcjonuje na scenie.
W: Co Was skłoniło do tego, że zaczęłyście współpracę artystyczną? Co chciałyście powiedzieć o sobie, że zdecydowałyście się występować, a nie pracować w tle? Jakie macie idee?
P: Z Dominiką długo już pracujemy razem. Działało to jak praca na drutach, nasze działania nachodziły na siebie i tworzyły nową fakturę. W ten sposób pracowałyśmy nad własnym językiem scenicznym. Nasz duet to konsekwencja tych działań, odpowiedź na potrzebę widzialności.
W: To jak teraz pracujecie? Rozumiem, że nie jesteście jakoś związane instytucjonalnie, tylko działacie na grantach. Jaki macie podział pracy, czy w ogóle jakiś macie?
P: Im dłużej pracujemy, tym mam wrażenie, że mamy mniejszy podział, albo że jest wymienny. Dominika jako osoba z dużym doświadczeniem choreograficznym i reżyserskim na pewno w sytuacji ustawiania czegoś i pracy stricte scenicznej działa z dużą swobodą. Mnie bliżej jest to porządkowania, chwytania formy i struktury. Teraz robimy spektakl Very Sad. Współpracujemy w tym przypadku z kompozytorem, Szymonem Lechowiczem, który musi nas znosić (śmiech). Dzielnie towarzyszy nam reżyser świateł, Wolfgang Macher. Myślimy też już o kolejnych projektach. Off daje możliwość takiego funkcjonowania, stąd też Fundacja Kreatura, którą powołałyśmy - żeby móc tego typu projekty generować i żeby mieć swój kapitał.
D: Jeśli chodzi o sam rodzaj pracy to spotykamy się dużo na zoomie. Nagrywamy takie spotkania bo nigdy nie wiemy co się wydarzy. Potem możemy to wykorzystać jak w Very Funny czy Pentezylei. Potrafimy normalnie zrobić porządną aktorską próbę na zoomie. Po wykluciu się konceptu spotykamy się na około 10 dni. Wtedy jedziemy już na maksa, w takim trybie postawić spektakl. Też dlatego, że sobie ufamy i nie musimy się do własnych pomysłów przekonywać.
W: Powiedzcie mi na koniec jakie macie plany i marzenia zawodowe. Mówiłyście o Very Sad. Słyszałam, że to ma być trylogia. Co możemy jako widzowie od was usłyszeć i zobaczyć?
P: Very Sad będzie miało premierę w ramach OFF PPA we Wrocławiu, 16 marca w Teatrze Capitol.
D: Zrobimy też Very Cheap Nie możemy jeszcze zdradzić gdzie.
P: Idealnie byłoby mieć trzy razy Very i móc grać je w pakiecie.
D: A jeśli chodzi o granie, to gramy 23 marca w Łodzi na Festiwalu Teatropolis. 28 maja na zaproszenie Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego powracamy żeby zagrać na dużej scenie Very Funny. To będzie ciekawe zamontować ten skromny inscenizacyjnie spektakl na dużej, specyficznej scenie Teatru Szekspirowskiego. A Fundacja Kreatura? Czekamy niecierpliwie na rejestrację, a w międzyczasie scrollujemy granty.
W: A marzenia...?
P: To nie jest marzenie, ale ja domagam się dużego budżetu (śmiech). Chcemy zrobić spektakl w teatrze instytucjonalnym, z zespołem aktorskim.
D: Jesteśmy mówiąc nieskromnie, sporym unikatem na polskim rynku bo zajmujemy się czymś na przecięciu tekstu i ruchu, choreografii i teatru, a jednocześnie wypracowałyśmy styl i narzędzia w ramach których potrafimy robić komunikatywne i dowcipne spektakle. I czujemy, że to jest ten czas, że jesteśmy gotowe na większe wyzwanie.
__
Gruba i Głupia, czyli Patrycja Kowańska i Dominika Knapik, to duet choreograficzno - dramaturgiczno - performerski. Artystki mają na swoim koncie kilka sukcesów, na przykład nagrody dziennikarzy i nurty SzekspirOFF na Festiwalu Szekspirowskim, za spektakl Very Funny w 2023 roku.