Mickiewicz i lalki
Minęło dwieście lat od ukazania się tomiku "Ballad i romansów" Adama Mickiewicza.Rok 2022 przypomniał nam, że minęło dwieście lat od ukazania się tomiku Ballad i romansów Adama Mickiewicza, umownie uznanych za początek polskiego romantyzmu. Wiele się zmieniło od tamtego czasu, ale nadal ten niewielki zbiór wierszy obecny jest w lekturach szkolnych i powraca w rozprawach literaturoznawców. Rzadziej – teatroznawców. Zaskakującym zjawiskiem okazał się urodzaj na inscenizacje Ballad i romansów w teatrach lalek. Zapewne uznano, że jako lekturę szkolną, wiersze młodego Mickiewicza warto przypomnieć na scenach adresowanych do młodego widza. Projekt dofinansowano ze środków Ministra KiDN, a dyrektorzy wielu teatrów uznali pomysł za intratny i godny uwagi.
Spotkania Mickiewicza z teatrem lalek mają długą tradycję i dotyczy ona także Ballad i romansów, granych pod różnymi tytułami, obejmujących po kilka wierszy z tego tomu lub tylko jeden. Jeszcze w Samarkandzie, w 1945 roku, Teatr Lalek Niebieskie Migdały założony przez Janinę Kilian-Stanisławską wystawił Panią Twardowską. Spektakl przeniesiono potem do repertuaru Niebieskich Migdałów w Krakowie (1947) i w Warszawie (1949), gdzie Jan Wilkowski zadebiutował jako lalkarz rolą Mefista. Niemal każdy wiersz z Ballad i romansów trafił do teatru, ale częściej do teatrów nielalkowych lub do Teatru Polskiego Radia, gdzie niestrudzony Zbigniew Kopalko zrealizował kilka tytułów. W lalkach między innymi Joanna Piekarska wyreżyserowała Bajki i ballady w TLiA w Poznaniu (1956), Danuta Michałowska – Ballady w Ateneum w Katowicach (1978), Włodzimierz Jasiński – Ballady i bajki w Grotesce (1997), Bogusław Kierc – adaptację Co to będzie? w Teatrze Lalek w Wałbrzychu (1982). W pierwszej dekadzie XXI wieku Ballady i romanse wyreżyserowała Simona Chalupová w Grotesce (2008) i Karel Brožek w Ateneum (2009).
Jak widać tradycja jest zarazem duża i nieduża, zważywszy na osobę Mickiewicza i rangę tomiku z 1822 roku. Przeszkodę zapewne stanowił poetycki gatunek, trudny do scenicznej inscenizacji. Zarazem, w samej definicji „ballady" tkwi zasada łączenia wszystkich trzech rodzajów literackich: epiki, liryki i dramatu, tak więc zarówno opisywane wydarzenia dają się „opowiedzieć", jak i mają własną dramaturgię, łącznie z dialogami.
Typowa dla romantyzmu emocjonalność, a także tajemniczość, groza, magia, oniryczność, gwałtowne przemiany (kobiety w rybę, mężczyzny w kamień, jeziora w miasto) – wszystko to, co przekracza przyziemny realizm – wydaje się łakomym kąskiem dla teatrów animacji, oswojonych z baśniowymi czarodziejstwami, swobodą wyobraźni czy metamorfozami lalek, które w rękach dobrych animatorów mogą wszystko.
Co pokazały współczesne teatry lalek w jubileuszowym roku, biorąc na warsztat Ballady i romanse? Spójrzmy na kilka przykładów.
Bielsko-Biała
Teatr Banialuka wyprzedził rocznicowe obchody o 10 lat, wystawiając Ballady i romanse w reżyserii Pawła Aignera 21.09.2012. Widowisko do dzisiaj pozostaje w repertuarze, bo ma rozmach, jest efektowne pod względem plastycznym (głównie bogate szlacheckie kostiumy Zofii de Ines) oraz muzycznym (atrakcyjne kompozycje Piotra Klimka). Ramą spektaklu uczyniono Pierwiosnek, skojarzony z dziecięcością. Reszta rozegrana jest krwawo, skupiona na pokazywaniu okrutnego i przemocowego świata szlachetczyzny. Po rubasznej i wypełnionej bijatykami Pani Twardowskiej, następuje pełne grozy To lubię, zakończone – o dziwo – zabiciem przez Poetę „prawdziwej" Maryli. Tylko tutaj użyto animantów w postaci dwóch upiorów osadzonych na drewnianych krzyżach. Jeden – to pokutująca Maryla, a drugi – upiór Józia. Dalej mamy Rybkę, Lilie, Rękawiczkę, Świteziankę i Romantyczność. Po drodze reżyser wykorzystał dwa teksty spoza tomiku z 1822 roku: balladę Ucieczka oraz „balladę ukraińską" Czaty.
Każda część została zainscenizowana z rozmachem, z walkami, bieganiem, krzykiem. Tekst przerzucany jest z ust do ust i nie zawsze przypisany konkretnej postaci. Szczególnie zaskakujące jest włożenie w usta księdza znamiennych słów Starca z Romantyczności: „Duchy karczemnej tworem gawiedzi..." oraz „nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu". Jest w tym sprzeczność, a uczynienie z księdza orędownika nauki i racjonalizmu kłóci się z sensem ballady. Usunięto postać Poety, a najważniejsze przesłanie: „miej serce i patrzaj w serce" wypowiada Karusia.
Aktorzy dwoją się i troją, deklamują i śpiewają, Mefistofeles rozgrywa lazzi wstrętu, Pani biega z nożem, trup ściele się gęsto, jest mnóstwo krzyków i wszelkich efektów dźwiękowych ilustrujących akcję. Aktorzy grają przesadnie, wyolbrzymiają gesty i do znudzenia stosują ilustracyjność gestu wobec działania. W Rękawiczce dwóch aktorów szarpie się po scenie w rolach lwa i tygrysa. Liczne drobne miniscenki służą rozbawieniu widowni, jak dzwonnik podlatujący do góry podczas ciągnięcia sznura.
Efektowność inscenizacji idzie w parze z przekonaniem twórców, że humor, ironia, a nawet wygłup, z dodatkiem brutalności i porcyjką erotyzmu, stanowią najlepszy sposób na zainteresowanie współczesnych, a zwłaszcza młodych widzów.
Rzućmy okiem na kilka realizacji Ballad i romansów w ostatnim roku – w układzie chronologicznym. Jest to wybór wynikający z dostępności nagrań, za które bardzo Teatrom dziękuję (na żywo widziałam tylko przedstawienie olsztyńskie).
Rzeszów (prem. 3.09.2022)
Ballady i romanse z Teatru Maska w Rzeszowie są musicalem. Reżyserka, Magdalena Drab, zbudowała scenariusz jako samodzielny dramat opowiadający o nocnym biwaku grupy licealistów. Bawiąc się w wywoływanie duchów, bohaterowie odgrywają role z ballad Mickiewicza, potraktowane jako sekwencja przywidzeń. Muzyka Alberta Pyśka nawiązuje do schyłku XX wieku, a scenografia Karoliny Fandrejewskiej podkreśla współczesność zdarzeń. Na scenie widzimy namiot, a aktorzy noszą stroje biwakowo-młodzieżowe. Licealiści nie do końca świadomie uruchamiają siły nadprzyrodzone, boją się ich, ale zarazem w dawnych opowieściach odkrywają zbieżności ze swoimi emocjami. Potoczne rozmowy młodych są mówione, zaś upiorne opowieści – śpiewane. Chłopca ze Świtezianki głaszcze po głowie animowana pusta koszula. Za odchyloną połą namiotu widać czarne cienie. Płaskie kształty błyszczącego tworzywa układane są w kształt ryby, a potem jeziora.
Jedna z bohaterek denerwuje się, bo „nie lubi nie rozumieć", ale reszta młodych poddaje się niesamowitemu nastrojowi. Zaczynają opowiadać współczesne straszne historie („czarna wołga" lub „czarne bmw" porywające dzieci). Wszystko kończy się zwrotem do widzów i demaskacją teatralności.
Ballady i romanse ujęte w ramę innej, współczesnej opowieści, zyskały sensowną, wspólną dramturgię. To był bardzo dobry pomysł.
Katowice i Łódź (prem. 16 i 22.09.2022)
Śląski Teatr Lalki i Aktora w Katowicach, w koprodukcji z Teatrem Pinokio w Łodzi, zaproponował młodym widzom Ballady i romanse w lekkostrawnej formie żartów z klasyki. Odbywa się próba, aktorzy część wierszy czytają z kartek, inspicjentka podpowiada, po każdym odbębnionym „numerze" aktorzy wzdychają z ulgą, że następny kawałek z głowy. Poza końcowym Dudarzem, recytowanym bez wygłupów, cała reszta jest celowo „antyrecytowana" w stylu złego teatru amatorskiego lub szkolnej akademii. Reżyser, Gabriel Gietzky, założył, że takich ramot nie da się traktować poważnie, więc uruchomił atrakcje: kabaretowe miny i gesty, przerysowane rekwizyty i elementy kostiumów (scenografia: Klaudia Laszczyk). A to pojawiają się różowe maski przeciwgazowe i sprzęt wojskowy w Świtezi, a to żywy trup w Romantyczności jako kosmita z maską lekarza zadżumionych, a to agresywna Krysia z Rybki w podświetlonej rybiej masce. Czerwone akcesoria (drabina, megafon, wieniec) ubarwiają prześmiewcze Lilie, z celowo przerysowaną grą morderczej bohaterki. Na Świteziankę zabrakło pomysłu. Próby interakcji z widzami, smartfony w rękach, mikrofony i współczesna muzyka z elementami rapu (Michał Zdrzałek) mają pokazać nowoczesne podejście do Mickiewicza. Aktorzy chyba nieźle się bawią.
Opole (prem. 21.09.2022)
OTLiA zastosował tytuł: Niektóre ballady i jakieś romanse Adama Mickiewicza. Bogusław Kierc nieraz w swojej karierze mierzył się z Mickiewiczem (nawet jako aktor, grając Gustwa-Konrada w Dziadach). Tym razem pełni rolę reżysera i współautora scenografii (wraz z Danutą Kierc). Zarówno on, jak i cały zespół aktorski, nie wyszli z założenia, że Ballady... to ramota, z której można tylko się pośmiać, lecz uznali, że jest to zbiór tekstów mających nam nadal wiele do zaoferowania, zarówno w treści, jak i w swej poetyce. Ramą przedstawienia uczyniono pracownię plastyczną, ze sztalugami i blejtramami, nawiązując do wiersza Mickiewicza z 1821 roku zwanego potocznie Do malarza, ale oryginalnie noszącego tytuł Do K... von D... robiącego dla mnie obrazek Maryi. To jedyne odstępstwo od tomu Ballad i romansów. Z malarskich akcesoriów budowany jest kurhanek Maryli, koń i misa ze święconą wodą w Pani Twardowskiej, okno w Pierwiosnku. Stół do ustawiania modeli jest zarazem śmiertelnym łożem Tukaja, zaś postawiony pionowo staje sie parawanem, na którym toczy się akcja Lilii. Dwa bliźniacze, miękkie manekiny (czarny i biały) odgrywają na stole akt miłosny, potem płaczą na kurhanie, a w końcu grają role skłóconych braci zabitego Pana. Szkoda, że nie wykorzystano w przedstawieniu więcej animantów, ale dobre i to.
Wszyscy twórcy opolskiego przedstawienia i wszyscy aktorzy potraktowali tekst poważnie, starając się dociec sensów, nie zgubić ich, a w dodatku dbać o jakość recytacji i śpiewu. Muzyka Jacka Wierzchowskiego jest przejmująca, buduje nastrój i ludowo-kresowy klimat. Smętne fragmenty Kurhanka Maryli oplatają spektakl powracającym motywem muzyczno-wokalnym. Dominuje melancholia, ale nie brakuje fragmentów weselszych, zgodnie z duchem romantyzmu, łączącego smutek z ironią.
Olsztyn (prem. 22.10.2022)
W Olsztyńskim Teatrze Lalek nadano przedstawieniu tytuł Upiory i cudy. Reżyser i autor adaptacji, Andrzej Bartnikowski, posłużył się jednym z wariantów ballady Romantyczność („Lecz gdy chcesz widzieć upiory i cudy, / Miej serce i patrzaj w serce"), by uwypuklić szczególnie interesujący go wątek ludowej wiary w upiory. Zarazem chciał (jak deklarował w wywiadach) pokazać romantyzm jako powracającego upiora.
Zgodnie z tą intencją, przedstawienie zaczyna się od sceny wstającego z trumny Mickiewicza (scenografia Anita Piotrowska), który odpowiada na słowa młodego Poety. Obaj mówią tekstem Ody do młodości, ale kompozycja sceny sprawia, że ogromna lalka Mickiewicza-upiora góruje nad leżącym młodzieńcem. Także głos Poety ginie wobec tubalnego, „nieziemskiego" głosu Upiora.
Odpowiedzią na poetyckie rozmowy ze zmarłymi jest postawa wiejskiej społeczności. Kobieta z ludu atakuje Poetę za jego nocne spacery po cmentarzu, po czym, z pomocą dwóch chłopów robi to, co od dawna praktykował lud wobec upiorów: łopatą odcina mu głowę, którą kładzie w trumnie w nogach zmarłego. Lud wie, jak należy postępować z upiorami. Nie jest też ani zdziwiony, ani przerażony zachowaniem Karusi. Szydzi z niej, wytyka palcami. Reżyser wzmocnił obraz obłędu Karusi, każąc aktorce biegać, chorobliwie śmiać się oraz wymachiwać lub tulić kawałek materiału, który okazuje się kaftanem bezpieczeństwa. Kaftan chwilami staje się animantem – figurą zmarłego Jasia, a potem pełni już tylko funkcję praktyczną. Lud szydzi zarówno z Karusi, jak i z Poety oraz Starca-racjonalisty. To właśnie Starzec reprezentujący „szkiełko i oko", który pojawił się we wsi ze swoim dziwacznym pojazdem (przypominającym rower z kilkoma kołami) i tajemniczą maszyną optyczną, zostaje przez Lud spętany kaftanem bezpieczeństwa. Reprezentant rozumu jest potraktowany jak wariat, bo „nie zna prawd żywych".
„Interesowało mnie spotkanie wyobraźni romantyków ze światem kultury ludowej" – stwierdził reżyser, ale rozegrał to spotkanie jako konflikt. Mickiewicz ustawiał się po stronie Ludu, pokazywał podobieństwa w postrzeganiu świata przez poetę i gmin. W olsztyńskim przedstawieniu jest inaczej: reprezentanci Ludu odchodzą w swoją stronę, Karusia idzie za Poetą, a spętany Starzec miota się po podłodze.
Taka koncepcja mocno wpływa na interpretację następnej po Romantyczności ballady, jaką jest Tukaj, albo próby przyjaźni. Starzec-Tukaj od razu pokazany jest jako wariat, bo wciąż tkwi w kaftanie. Pięcioro wieśniaków zostaje teraz użytych do animowania kół i świateł z rozebranego na części pojazdu Starca z Romantyczności. Dziwaczny twór staje sie metaforą Mefistofelesa, przemawiającego z offu grobowym głosem, podobnie jak na początku upiór Mickiewicza (znacząca zbieżność). Taki diabeł nikogo nie przeraża, a cała historia zostaje poddana prześmiewczym zabiegom. Przyjaciel co prawda, zgodnie z żądaniem, rozczłonkowuje przy pomocy łopaty ciało Tukaja, ale potem bawi się ludzkimi szczątkami, do przechodzącej dziewczyny macha odciętą ręką, w końcu wszystko zakopuje do grobu. Romantyczna frenezja zostaje wykpiona. Z jednej strony to zrozumiałe, bo pokolenia wychowane na współczesnych horrorach mają prawo drwić z romantycznej grozy. Z drugiej jednak strony, zostaje utracone coś istotnego. Rozmowy Tukaja z Mefistem, w oczywisty sposób nawiązujące do Fausta Goethego, stawiają poważne pytania. Tu jednak tragedię zamieniono w komedię.
Wejście Poety zamyka wątek Tukaja, a rozpoczyna balladę To lubię. Upiór Maryli odbywa karę, ciągnąc na sznurze balię z wodą. Kolejne sceny niewiele mają wspólnego z Mickiewiczem. Krótkie słowa: „Poszedł i umarł z miłości" zainspirowały reżysera do sekwencji komicznie rozegranych samobójczych prób nieszczęsnego Józia, który próbuje się utopić, powiesić, ugodzić zbyt długą szpadą, zastrzelić (a Maryla podsuwa narzędzia). Scenki mają nieomal charakter lazzi z komedii dell'arte i nic dziwnego, że publiczność śmieje się w głos. Pytanie, czy w ten sposób wyśmiano sam pomysł samobójstwa z miłości, czy romantyczną uczuciowość w ogóle? Cierpienia młodego Wertera Goethego (1777) były jedną z najbardziej wstrząsających i formacyjnych dla romantyzmu powieści i silnie oddziałały na Mickiewicza. Bez tej inspiracji nie byłoby IV części Dziadów. Co prawda ballada To lubię została poprzedzona żartobliwym wstępem Do przyjaciół, ale chyba w teatralnej adaptacji posunięto się za daleko.
Ostatnią balladą w olsztyńskim spektaklu jest Świtezianka. Obok Chłopca i Dziewczyny występuje czteroosobowy chór rewelersów wyśpiewujący partie narracyjne. Z komedii trafiamy do kabaretu. Obiektem zabawy staje się zarówno sama historia i wypowiadane przez bohaterów słowa, jak i romantyczne gesty (padanie na kolana, ręce na sercu), a nawet magia zaczarowanego jeziora.
Na koniec wraca powstały z trumny upiór Mickiewicza i „narzeka, ach, narzeka" słowami wiersza Gdy tu mój trup... z cyklu liryków lozańskich. Trudno mu się dziwić!
Wałbrzych (prem. 29.10.2022)
TLiA w Wałbrzychu przygotował spektakl pt. Ballady i romanse ver. 2022, a więc z góry zapowiadając uwspółcześnienie. Reżyserka, Roksana Miner, wykorzystała pięć ballad: Switeź (na początku i na końcu), Romantyczność, Świteziankę, Lilie oraz Rybkę. Odrzuciła wszelką ilustracyjność i dała nastoletnim widzom to, co podobno lubią: musical (z dobrymi kompozycjami w stylu techno Macieja Cempury), nowoczesną choreografię, współczesne, codzienne kostiumy i pustą scenę, przecinaną niekiedy pasmami ledowych świateł, które mogą sugerować grzmoty i błyskawice, ale częściej – dyskotekę (scenografia: Agnieszka Aleksiejczuk). Liny służące spętaniu niewiernego kochanka w Świteziance oraz pomysłowe błyszczące tafle użyte jako jezioro oraz rybia łuska w Rybce – to niemal jedyne rekwizyty. Dziesięcioro aktorów, maźniętych na twarzach białą farbą, naśladuje filmowych zombie. Tego rodzaju środki teatralne sprawiają, że nastoletnia publiczność się nie nudzi (czasem nawet się śmieje, jak odnotowuje recenzentka). Teksty wybranych ballad zostały w zasadzie nie zmienione (tylko skrócone), ale zaśpiewane, z elementami recytacji i melorecytacji. Nieoczekiwanie – jako libretto musicalu – Ballady i romanse zabrzmiały jak średniej jakości teksty piosenek, opowiadające nieco dziwacznym językiem historie trochę sentymentalne, a trochę „straszne" (ale na niby). Mickiewicz, ze swoim wyjątkowym poczuciem muzyczności i rytmiczności wiersza, okazał się nawet nienajgorszym tekściarzem.
Będzin (prem. 12.11.2022)
Premiera w Teatrze Dzieci Zagłębia, w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego i Marty Wiśniewskiej ma charakter opery rockowej. Rytmiczna muzyka (Marcin Partyka), śpiew i choreografia, czarne kostiumy (plus jeden biały), czarne obwódki pod oczami – wszystko służy wydobyciu grozy dawnych ballad w stylu popularnych thrillerów (scenografia Joanny Martyniuk). Dymy, całuny, gabloty przypominające przezroczyste trumny (jest i nagrobek Mickiewicza) współtworzą cmentarny nastrój. Obok aktorów w rolach zombie pojawiają się takie animanty, jak głowa z paskami białego materiału, spływającego jak całun, czy biała maska w roli Jasia z Romantyczności. Płachta materii gra rolę jeziora, maski na twarzach i w rękach multiplikują ludową gromadę. Efektów jest dużo, ale ich natłok usuwa na dalszy plan wiersze Mickiewicza, potraktowanego jako dręczony obsesjami tekściarz rockowego musicalu.
Reasumując
Skrótowość powyższego przeglądu wymuszona jest dopuszczalną objętością artykułu, ale i w takim ekspresowym oglądzie ujawnia się kilka znamiennych rysów współczesnych prób odczytania Ballad i romansów, jakie podjęły teatry lalek. Po pierwsze, uderza niemal całkowity brak form animowanych (z niewielkimi, wymienionymi wyżej, wyjątkami). Nieludzkie postacie – upiory, żywe trupy, topielice i świtezianki, Mefistofeles, pokutne duchy, lew, tygrys i inne stworzenia żywe i nieżywe – nie stały się (generalnie rzecz biorąc) inspiracją do wymyślenia animantów, lecz zostały sprowadzone do ludzi, aktorów w żywym planie. Maski w Teatrze Dormana czy upiory rozpięte na krzyżach w Banialuce są bardziej elementami scenografii niż ożywianymi postaciami.
Po drugie, romantyczne nastroje i obsesje, a zwłaszcza frenezja, okazały się nie tyle „straszne", co śmieszne. Granie z dystansem, bawienie się postaciami, a nawet jawnie kabaretowe tony, zdominowały sposoby interpretowania kolejnych opowieści. Poważnie potraktowano je głównie w Opolu oraz Rzeszowie.
Po trzecie, większość reżyserów uznała, że Mickiewicz się przeżył, że nie warto starać się przemyśleć go na nowo, lecz – skoro należy go wystawić – to trzeba stworzyć efektowne widowisko, oparte głównie na śpiewie, choreografii, pomysłowych elementach scenografii i kostiumów, a nade wszystko mrugać do widzów, by wiedzieli, że twórcy też uważają Ballady i romanse za ramotę, a Mickiewicza za męczącego upiora z lektur szkolnych. Czy mają słuszność? „Ja nie wiem".
Dominantą rocznicowych obchodów stał się ironizujący musicalowy horror w aktorskim teatrze młodego widza.