Miernik Teatru w Dynowie, cz.1.
Dla siebie i kolegów zamawiam cztery wódkiSiedzę pod dachem na dworcu kolejki wąskotorowej Dynów. Wtorkowy wieczór. Padało, siąpiło, taka mżawka. Dosiadł się Marek. Marek w spektaklu zamienia się w osła. Właśnie, przed chwilą, skończył próbę, ma czas. Dziś od rana nosiliśmy „euro-palety", a Marek zaprosił do siebie na herbatę. Teraz kolejna okazja, by porozmawiać. Opowiada o bezdomnych spod wiaty przystanku Lubicz w Krakowie. Spotkał ich zimą. – Mieli wisienkę, mieli co pić, byli szczęśliwi. Jeden wspomniał, że brakuje im fajek. To poczęstowałem. Stwierdzili, że teraz wreszcie są pełni szczęścia. Uszczęśliwiłem ludzi!
Albo taka scena: obok dworca, z zadumą na twarzy, stoi Magda – reżyserka. Odbywają się wieczorno-nocne próby. Dookoła Magdy aktorzy (kilku z nich wczoraj tu, na dworcu, pod chmurką nocowało). Zbliża się premiera, próby trwają długo. Reżyserka emanuje wyciszeniem, opanowaniem i zmęczeniem. Jak stwierdził jej tata, grający w przedstawieniu jednego z robotników: „– Magdzie się zaczęło." Premiera za trzy dni a dziś pierwszy, pełny przebieg całości.
*
Dynów. Wahałem się, czy tu przyjechać. Mnóstwo spektakli obejrzanych w ostatnim sezonie, wiele festiwali, konkurs, w którym jeździłem, tony artykułów, rozmów. I upragnione wakacje. Odpoczynek. A tu kolejny projekt? Znowu? Zamiast wczasów w Juracie? Chciałem przyjechać, by obejrzeć Magdy pracę z aktorami. To powód.
*
Albo Łukasz. Gra Demetriusza i śmiesznie biega po zakurzonym placu. Przysiadł się i pogadaliśmy o aktorach. Łukasza wszystko boli, sporo, jak mówi, narzeka. Aktor charakterystyczny ze sporym poczuciem humoru, autoironią. Ciekaw jestem jego dalszej pracy w zawodzie.
*
Niedzielny wieczór spędziłem na Błękitnym Sanie na „Projekt Plaża". Gwiazdy muzyki chodnikowej zjechały do Dynowa. I wbijamy. I podrygi i „Dynów się bawiiii" i jest wesoło. I jest zabawa. I „nie spać, śpiewać, za-pier-da-lać!" (hasło mogłoby zresztą posłużyć jako skrótowy opis działań aktorów i elfów na stacji kolejki). Podchodzę do baru i dla siebie i kolegów zamawiam cztery wódki. Pani baristka zgina się wpół do lodówki, akrylowymi tipsami wyciąga jedną po drugiej cztery butelki wódki. – Ale chodziło o cztery kieliszki! – prostuję. My na kieliszki nie sprzedajemy. – odpowiada.
*
Albo fototapeta z napisem Paradise: plaża, palmy, takie, wiecie, na terakotę naklejone w barze, zwanym też „Cafe Bar". Dochodzę tam w poniedziałek przed południem piękną, malowniczą ulicą Łazienną. W Paradise pani się uśmiecha, tam zimniej niż skwar ulicy. Tam i kawa jest. Żałuję, że kawy nie pijam, bo ta pyszna się wydaje. „La Vazza" brzmi jej wypisana na filarze baru nazwa, za całe złote cztery. Wybieram żurek. Gęsty, zawiesisty, sycący, idealny na przedpołudniowego kaca.
*
Albo wczoraj te piłkarzyki. Mateusz mnie namówił. Zresztą namówił mnie i na nocną wyprawę i godzinną dyskusję nad Sanem. Mateusz gra Lizandra. Opowiadał o tym, jak odbierany jest chłopak, który z małego miasteczka poszedł na studia aktorskie. Mieszkańcy wiedzą, że poszedł, wiedzą że skończył. No i dlaczego go nie ma w serialach, czemu nie gra w telenowelach? Ale wracając do tych piłkarzyków. Już zdrowo po północy i bramkarz jakiś chromy, ledwo się ruszający. Jak się okazało dziewczyna, która bramkarzem grała niewiele pamięta. To zresztą oczytany bramkarz. Uwielbia „Grę w klasy" Cortazara.
*
Albo Aneta, dyrektorka domu kultury, dzielonego z pogotowiem. Aneta, która z projektów wyremontowała cały strych, zakupiła instrumenty, wygrywa projekty. Albo doskonała atmosfera pośród małych dzieci grających elfy. Niektóre w dynowskich przedstawieniach grają już dziesiąty rok. Albo Diana, która z Jeleniej Góry, jechała tu aż czternaście godzin. – Znów będę się tarzać na scenie – mówi. Diana skończyła studia aktorskie, będzie grała w teatrze jeleniogórskim. Rozmawiamy o braku pracy dla młodych aktorów, o rynku, o tym, jak ciężko się wkręcić w to maleńkie, zamknięte środowisko. Diana poszła na próbę. Kończy się dzień. Czas zamknąć komputer. Finito. Na puentę, na „Sen nocy letniej", zapraszam w piątek.
Więcej tekstów tego autora można przeczytać na miernikteatru.blogspot.com