Monumentalny Dostojewski

"Biesy" - reż: Krzysztof Jasiński - Teatr Scena STU w Krakowie

"Biesy" Krzysztofa Jasińskiego naprawdę robią wrażenie. Wątłe światełka świec odbite w wiszących na ścianach lustrach, skupiona i przekonująca gra aktorów oraz niesamowita cerkiewna muzyka wykonywana przez chór Woskresinnia rzeczywiście sprawiają, że widzom ciarki chodzą po plecach.

Próba przeniesienia monumentalnej powieści Dostojewskiego na deski teatru wydaje się pomysłem naprawdę karkołomnym, a jednak efekt jest imponujący. Od pierwszej sceny spektaklu, kiedy na oświetloną jedynie światłem świec scenę wchodzi mały chłopiec w ministranckiej komży i, przemawiając po rosyjsku, roznosi znany z kościelnych uroczystości zapach kadzidła, widz wessany zostaje w jakąś tajemniczą, opanowującą wyobraźnię rzeczywistość.  

Spektakl ten różni się pod względem estetycznym od tego, co oglądamy dzisiaj w teatrze, wydaje się wręcz należeć do dawno minionej epoki. Kostiumy i rekwizyty odnoszą widza do konkretnej rzeczywistości historycznej oraz pogłębiają wrażenie odrealnienia towarzyszące oglądaniu „Biesów”. Mimo to, wszystkie zastosowane środki w gruncie rzeczy są bardzo proste i, moim zdaniem, to zrezygnowanie z uciekania się do formalnych fajerwerków, a wręcz posługiwanie się środkami bardzo klasycznymi w rozgrywaniu większości scen, jest naprawdę znakomitym rozwiązaniem reżysera. Dzięki temu Jasiński kieruje uwagę widza do środka, do myśli i treści spektaklu, nie pozwalając mu ślizgać się po powierzchni. Sprzyja temu również gra aktorów, którzy ze swoich ról wywiązują się świetnie. Jest w nich tak wielkie skupienie, że nawet kilkunastominutowe sceny rozgrywane w zupełnym milczeniu nie nużą, lecz mają wymowę równie silną, jeśli nie silniejszą, jak pozostałe.  

Nie znaczy to jednak, że spektakl jest monotonny i, że stan religijnego skupienia dominuje od początku do końca. Wręcz przeciwni -  do wielu scen wkradają się błyskotliwe nuty komizmu i groteski (warto w tym miejscu wspomnieć i pogratulować roli Grzegorzowi Mielczarkowi).  

Nigdy też jeszcze nie zdarzyło mi się słyszeć w spektaklu teatralnym tak niesamowitej, przejmującej, chwytającej za serce muzyki. Ukraiński chór Woskresinnia prowadzony przez Aleksandra Tarasenko daje temu przedstawieniu duszę. Od swojego wejścia na scenę na początku spektaklu jako czarno ubranej procesji z zapalonymi świecami w dłoniach do ostatniej pieśni wykonanej na zakończenie buduje wszechogarniający nastrój skupienia i metafizycznej refleksji. Bez tej muzyki spektakl nie byłby tym, czym jest, straciłby połowę swojej siły i magii. 

Podsumowując, „Biesy” to spektakl pod wieloma względami wyjątkowy i zdecydowanie warty obejrzenia. Ogromne walory estetyczne spektaklu, niesamowita muzyka i świetne aktorstwo w połączeniu z nieodłączną świadomością obcowania z wielką literaturą tworzą całość o potężnej sile oddziaływania.

Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
2 czerwca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...