Msza żałobna rozpisana na język tańca

"Requiem d-moll" - chor. Jacek Tyski - Opera Śląska w Bytomiu

Kunsztowna forma, przejmująca muzyka, majestatyczny śpiew, monumentalna scenografia i pełen emocji taniec – „Requiem d-moll" W. A. Mozarta zaprezentowane w Operze Śląskiej to dzieło wyjątkowe i przygotowane w hołdzie ofiarom pandemii koronawirusa. To idealna propozycja na Wielki Tydzień.

Requiem d-moll (KV 626) do tej pory było stricte związane ze sferą sacrum i prezentowane w uświęconej przestrzeni kościoła. Opera Śląska postanowiła zerwać ze stereotypami i wprowadzić pewne modyfikacje do utworu powszechnie znanego jako „msza żałobna". Efekt? Piorunujący! I nie chodzi tu o gromy z jasnego nieba, ale długie owacje na stojąco.

Należy przypomnieć, że utwór zwany jako Requiem d-moll KV 626 Wolfganga Amadeusza Mozarta to dzieło niezwykłe i owiane tajemnicą – muzyczny testament kompozytora. Zostało zamówione przez tajemniczego posłańca, a kompozytor podczas jego tworzenia był już w tak złym stanie zdrowia, że podejrzewał, iż komponuje mszę na swój pogrzeb. Do czasu swej śmierci, która nastąpiła 5 grudnia 1791, zdążył zapisać jedynie osiem taktów do wersów zaczynających się od słów „Lacrimosa dies illa". Wirtuoz gry na instrumentach klawiszowych zmarł podczas pracy nad wspomnianym utworem. Ostatnie poprawki do „Lacrimosa dies illa" nanosił jeszcze 4 grudnia, a więc dzień przed swoją śmiercią. Finalnie, dzieło to zostało ukończone na prośbę żony Mozarta przez Josepha Eyblera oraz Franza Xavera Süssmayr'a, ucznia i przyjaciela rodziny. Uchodzi za jeden z największych utworów sakralnych Mozarta, a jednocześnie jego ostatni, pożegnalny.

Zespół Opery Śląskiej zdecydował się na odważny krok sięgając po akurat ten utwór Mozarta, bowiem terminem „requiem" zwykło się określać mszę za zmarłych. Kierownictwo muzyczne objął Franck Chastrusse Colombier, a autorem choreografii jest Jacek Tyski, który postanowił rozpisać utwór na chór, solistów, orkiestrę oraz balet. Z tego też powodu sztuka może wydawać się kontrowersyjna. Msza żałobna przełożona na język baletu może wzbudzać podejrzliwość i wprawiać w konsternację. Jednakże po obejrzeniu premiery można odetchnąć i zadumać się nad ludzkim żywotem i jego przemijalnością.

Jacek Tyski, solista Polskiego Baletu Narodowego w Warszawie i dyrektor Fundacji Centrum Tańca Współczesnego, dysponuje już pewnym bagażem doświadczeń związanych z tym utworem. Wcześniej, w latach 90-tych ubiegłego wieku, sam brał udział w inscenizacji baletowej „Requiem d-moll" w choreografii Johna Neumeiera, a kilka lat temu przygotował choreografię do „Requiem d-moll" prezentowanego w Operze Wrocławskiej.

Jego bytomska interpretacja „mszy żałobnej" jest niezwykle dynamiczna (jak na podjętą tematykę), ale i pełna patosu. Każda część requiem dysponuje własną dynamiką, strukturą i emocjami – widoczne jest to zwłaszcza w warstwie ruchowej. Jednym słowem to dzieło niejednorodne, pełne wzruszeń i buzujących uczuć. W wersji wrocławskiej tancerze odgrywający role zmarłych dusz odziani zostali w pastelowe kostiumy, z kolei chórzyści ubrani na biało wyobrażali anielski chór. W Operze Śląskiej przyjęto zupełnie inny koncept. Spektakl zadedykowano ofiarom trwającej pandemii koronawirusa. Trzeba też zaznaczyć, że i bytomski teatr nie jest debiutantem jeśli chodzi o wystawienie „Requiem". Wcześniej, w 1990 roku miała miejsce premiera „Requiem" Romana Palestra w reżyserii Tadeusza Bradeckiego i z choreografią Henryka Konwińskiego.

Realizatorom udało się przełamać stereotypowe postrzeganie utworu jako mszy żałobnej. Skupiono się bowiem na ukazaniu ulotności życia i jego kruchości. Za pomocą ruchu oddano także najcenniejsze uczucia, jakie łączą się z człowieczeństwem, a więc miłość i oddanie. Wszystkie te odczucia towarzyszyły tancerzom przez ostatni, pandemiczny rok. W końcu zatem przyszedł czas, aby wybrzmiały w pełni.

Christina Janusz, jedna z solistek baletu, przed planowaną na październik premierą, mówiła, że to msza żałobna, która nosi w sobie wiele emocji, a choreografia jest nimi nasycona. Podkreślała, że każdy z tancerzy ma za zadanie wyrażać je tak, jak je czuje. I tak faktycznie było. Scenę Opery Śląskiej przejęli tancerze. To oni byli bohaterami marcowej premiery. Tancerze ubrani w szaro-niebieskie stroje symbolizowali dusze żegnające się ze światem, przechadzające czy tańczące na Polach Elizejskich. Na scenie obserwujemy cały wachlarz uczuć. Postaci, w które wcielają się tancerze przeżywają upadki, wzloty, miłość, czasem popadają w zadumę, rozpacz. Jednakże najbardziej ujmujące jest współodczuwanie, wspieranie się, wzajemna pomoc. Osoby upadające pod ciężarem codziennych obowiązków, strapień, chorób mogą liczyć na innych – i w tym zamyka się clue człowieczeństwa. Ruch inspirowany jest muzyką, a muzyka podkreśla emocje. W niektórych momentach wydaje się jednak, że ruch jest zbyt dynamiczny, przerysowany, a zbyt duża liczba tancerzy skoncentrowanych na małej przestrzeni może wprowadzać element chaosu. Na długo w pamięci pozostanie z kolei subtelny pokaz znakomitej techniki tanecznej i partnerowania w wykonaniu solistów, którzy zawładnęli sceną. Kyoko Ishihara, Douglas De Oliveira Ferreira, Christina Janusz, Keisuke Komori, Mitsuki Noda, Ai Okuno, Keisuke Sakai, Krzysztof Szczygieł i Kurara Ushizaka to znakomici artyści, których ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Wśród solistów szczególnie wyróżnia się absolutnie genialny technicznie Douglas De Oliveira Ferreira, znany już m.in. z roli Espady i Basilio w „Don Kichocie". Nie ustępuje mu jednak Keisuke Komori, także Minkusowy Basilio i Espada, który operuje nieco bardziej subtelnym językiem ciała.

I choć przysłowiowe pierwsze skrzypce gra tu balet, nie można zapomnieć o chórze, orkiestrze, a także solistach, bo to do ich partii tancerze wykonują swoje solówki.  Ewelina Szybilska, Anna Borucka, Zbigniew Wunsch i Adam Sobierajski – byli jak zwykle w dobrej formie. Chór jest tu absolutnie fantastyczny, a jego śpiew w połączeniu z harmonijną, mocną muzyką, wywołuje ciarki. Śpiewacy ubrani w quasi-habity Marty Koncewoj przywodzą na myśl średniowiecznych mnichów, śpiewających Ad maiorem Dei gloriam, niosąc dobrą nowinę, pocieszenie i ukojenie.

Atmosferę wytworzoną przez śpiew i muzykę doskonale podkreślono monumentalną, choć nieco ascetyczną scenografią Dagmary Walkowicz, która sprawia piorunujące wrażenie. Zastosowanie prostych, geometrycznych, wymownych elementów scenograficznych, wymykających się jednoznacznym skojarzeniom to domena Opery Śląskiej. Ostatnio koncept wykorzystano w brawurowo zagranej „Łucji z Lammermooru". Tym razem postawiono na gigantyczną skałę – opokę oraz pionowy element, który może stanowić zarówno krzyż, Golgotę, jak i bramę do innego świata. Pojawia się także olbrzymi trójkąt – symbol Opatrzności. Dopełnieniem scenografii jest reżyseria świateł, za którą odpowiada Paweł Murlik oraz projekcje multimedialne Piotra Bednarczyka. Co więcej, kameralną scenę Opery Śląskiej udało się nieco optycznie powiększyć, bowiem po jej bokach ustawiono chórzystów. Śpiewacy zajęli także pierwszy balkon i niczym sprawiedliwi sędziowie przyglądali się poczynaniom dusz, które w dniu Sądu przyjdzie im ocenić.

Początek i koniec, życie i śmierć, radość i smutek – wszystko to splata się ze sobą w spektaklu, czyniąc z niego taneczną przypowieść o przemijaniu. Ta taneczna eschatologia (!?) jest niezwykle wymowna, zmuszająca do refleksji. Zamykając oczy, w wyobraźni nadal widzę skąpaną w mroku scenę, delikatnie oświetloną przez symboliczne gwiazdy. Wsłuchując się w zapamiętaną muzykę i chóralny śpiew, mogę sobie wyobrazić, że właśnie tak wygląda nasza ostatnia ziemska droga. Immanuel Kant, autor powiedzenia „niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie", skonstatował zrazu także, że „Dla przeciwwagi wielu uciążliwości życia niebo ofiarowało człowiekowi trzy rzeczy: nadzieję, sen i śmiech". I tę nadzieję w świat niesie bytomska wersja „Requiem d-moll" Mozarta.

Pomimo lockdownu spektakl „Requiem d-moll" można będzie zobaczyć 2 kwietnia, w Wielki Piątek, o godz. 18:55 na antenie TVP Kultura. Z kolei 3 kwietnia, w Wielką Sobotę, zostanie wyemitowany o godz. 10:00 przez TVP3 Katowice.

Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
1 kwietnia 2021
Portrety
Jacek Tyski

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...