Nie tylko love story

"Konstelacje" - reż. Natalia Sołtysik - Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie

Ostatnia premiera w Teatrze im. L. Solskiego w Tarnowie w kończącym się sezonie teatralnym to prawdziwy hit, moim zdaniem najlepszy spektakl, jaki mieliśmy okazję obejrzeć, nie wyłączając przedstawień scen impresaryjnych, w ciągu ostatniego roku. Sztuka Nicka Payne'a "Konstelacje" w reżyserii Natalii Sołtysik wzrusza, zastanawia i nie pozostawia widza obojętnym, a to wszystko w perfekcyjnej inscenizacji. Czegóż chcieć więcej?

Niespełna trzydziestoletni Brytyjczyk Nick Payne jest dramaturgiem już uznanym. Ma na swym koncie kilka prestiżowych nagród i nominacji za poprzednie, niestety w Polsce jak dotąd niewystawiane teksty sceniczne. "Konstelacje" to jego najnowsze dzieło, które od premiery w styczniu 2012 roku w The Royal Court Theatre robi karierę także za oceanem, przynosząc autorowi zasłużone laury. Tarnowska inscenizacja "Konstelacji" jest polską prapremierą tego dramatu, miejska scena ubiegła nieco warszawski Teatr Polonia, w którym trwają przygotowania do wystawienia tej sztuki w reżyserii Adama Sajnuka, z Marią Seweryn i Grzegorzem Małeckim w rolach pary bohaterów.

Schemat fabularny "Konstelacji" przywodzi na myśl melodramat, choćby przebój kinowy z lat 70. pt. "Love story", nakręcony na podstawie książki Ericha Segala - młody mężczyzna wspomina historię poznania ukochanej i romantycznego, choć niepozbawionego burz związku tragicznie przerwanego przez jej chorobę i śmierć. W "Konstelacjach" jednak nic nie dzieje się tak prosto, bo akcja nie przebiega linearnie, a zdarzenia nie układają się chronologicznie, więc widz jak z puzzli ułożyć musi w całość sceniczną opowieść. Jakby tego było mało, poszczególne epizody z życia Rolanda i Marianne prezentowane są w kilku możliwych wersjach, odsyłając nas do problemu wpływu wyborów i podejmowanych decyzji na ludzkie losy.

Takie przedstawianie historii bohaterów znajduje uzasadnienie w warstwie fabularnej sztuki, bo Marianne jako kosmolog wierzy w istnienie wielu światów równoległych zgodnie z teorią "Wieloświatowej interpretacji mechaniki kwantowej" Hugh Everetta III. Tłumaczy Rolandowi: "W kwantowym metawszechświecie każdy wybór, każda decyzja, którą kiedykolwiek podjąłeś lub której nie podjąłeś, istnieje w niewyobrażalnie wielkim zbiorze paralelnych światów". Podążając tropem przekonań ukochanej, Roland uwzględnia więc w swych wspomnieniach odmienne przebiegi zdarzeń, uzależnione czasem od drobnych zmian w wypowiedzianym zdaniu, użytym geście, reakcji. Tym samym publiczność zostaje wciągnięta w zabawę "co by było gdyby", której towarzyszy spora dawka humoru, znaczącego atutu "Konstelacji".

Tak oto Nick Payne stworzył na bazie ckliwego schematu treściowego, przetrawionego na różne sposoby przez amerykańskie kino i drugorzędną literaturę, rzecz bardzo ciekawą i zaskakującą kompozycyjnymi rozwiązaniami, udowadniając, że nawet najbardziej wyświechtany motyw tematyczny można ująć nowatorsko, niebanalnie i odkrywczo, a wszystko zależy po prostu od miary talentu twórcy.

Talentem wykazali się też główni sprawcy tarnowskiej inscenizacji. Reżyserka Natalia Sołtysik ma w swym zawodowym dorobku roczny pobyt w ośrodku teatralnym w Gardzienicach, współpracę z kilkoma teatrami w Polsce, głównie stołecznymi (Dramatyczny, Współczesny, Ateneum), oraz z niezależnym Stowarzyszeniem TERAZ POLIŻ, a w rankingu miesięcznika Teatr "Najlepszy, najlepsza, najlepsi" została uznana za najciekawszy debiut sezonu 2007/2008. Z trudnym tekstem "Konstelacji" poradziła sobie w Tarnowie wyśmienicie. Powtarzające się warianty epizodów, w których tak łatwo się pogubić, za sprawą jej reżyserskiej sprawności układają się w logiczną całość. Znakomitym pomysłem inscenizacyjnym jest wplecenie w skrzące dowcipnym dialogiem sceny z życia pary projekcji filmowych ze śmiertelnie już chorą bohaterką, która dzieli się z ukochanym swoimi odczuciami. Zapewnia to widzom niezłą huśtawkę emocji, porcję przeżyć od śmiechu po głębokie wzruszenie. Szczególnych natomiast wrażeń dostarcza scena zagrana przez aktorów w języku migowym, notabene aktorów dobrze obsadzonych i poprowadzonych w całym przedstawieniu, za co ukłon także w stronę reżyserki.

Ponadto spektakl ma dobre tempo i interesującą scenografię autorstwa Anny Czarnoty. W ascetycznych dekoracjach i biało-szaro-czarnych barwach uwagę przykuwa popękana ściana burząca ład przestrzeni i nasuwająca moc skojarzeń - z dramatyzmem zdarzeń, pokawałkowaną fabułą, niejednorodnością czasoprzestrzeni itd. Na niej zresztą pojawia się też obraz wyniszczonej chorobą Marianne, a spękane tło dodaje mu tragicznego akcentu. Dobrze pomyślane, brawo!

Aktorzy, Zofia Zoń (Marianne) i Kamil Urban (Roland), mają niełatwe zadanie, dźwigając tylko we dwójkę ciężar stuminutowego spektaklu bez antraktu. Co więcej, na oczach widzów przechodzą błyskawiczne metamorfozy, wcielając się w różne wersje swoich bohaterów. Z zadania tego obojgu udaje się wywiązać bez zarzutu, z małym może wskazaniem na Zofię Zoń, od której rola wymagała większego wkładu emocji. Ogólnie jednak przedstawienie aktorsko jest bardzo solidne, co stanowi jeszcze jeden jego walor.

"Konstelacje" to kameralna, dwuosobowa sztuka o ogromnym potencjale intelektualnym i uczuciowym w świetnej inscenizacji. Przy tym bawi, wzrusza i inspiruje do refleksji na temat miłości, konsekwencji naszych wyborów, natury życia i śmierci w oryginalnym ujęciu kosmologicznym. Koniecznie trzeba zobaczyć.

Beata Stelmach-Kutrzuba
Temi
23 maja 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...