Niebezpieczni ludzie władzy i człowiek plastelina
"Konformista 2029" - reż. Bartosz Szydłowski - Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie"Konformista 2029" Bartosza Szydłowskiego w krakowskiej Łaźni Nowej to opowieść o operetkowości dzisiejszego oportunizmu.
W ostrzeżeniach przed odradzającym się rasizmem, nacjonalizmem i faszyzmem można byłoby doszukiwać się przesady, gdyby nie to, że w kraju, gdzie niemieccy naziści wymordowali 6 mln obywateli obchodzi się urodziny Hitlera, ulicami Gdańska przeszedł marsz ONR, zaś prominentny publicysta prawicy użył epitetu "parch" wobec żydowskich polemistów. Dlatego jeśli można postawić jakiś zarzut temu spektaklowi, to taki, że grzeszy nadmiernym optymizmem lokując przedstawienie o faszyzacji życia dopiero w 2029 roku.
Szydłowski sięgnął po książkę Alberto Moravii, który rozliczał się w niej z włoskim faszyzmem, ale nie bez znaczenie była też wybitna filmowa adaptacja Bernardo Bertolucciego. Z obu inspiracji skorzystał dramaturg Mateusz Pakuła, autor m. in. "Wieloryb The Globe", spektaklu, w którym do teatru powrócił wielki Krzysztof Globisz. W "Konformiście 2029" gra Quadriego, antyfaszystę, z obawy przed warszawskim reżimem emigrującym do Paryża. Bohater tytułowy Marcel Klerykowski Szymona Czackiego to człowiek z rozbitej rodziny, obciążony kompleksem psychicznej choroby ojca (Szymon Gancarczyk/Zygmunt Józefczak), ukrywający od najwcześniejszych lat agresję wobec świata. Pragnie znaleźć się w głównym nurcie wydarzeń wraz z wyznawcami zwycięskiej nacjonalistycznej partii. Podejmuje się naprowadzenia szpicli z Polski na trop zbuntowanego intelektualisty. Tak się składa, że podczas podróży poślubnej, ale przecież nie ma granicy między życiem prywatnym a służbą agenta tajnej policji.
Znakomita jest już pierwsza scena, współtworzona przez choreografkę Dominikę Knapik. Na tle chłopców uprawiających od dzieciństwa gimnastyczny kult siły, oglądamy pełen pokrętnych tłumaczeń monolog Marcela. Choreograficzną, nerwową gestykulację wykonuje z szybkością światła. Nie ma wątpliwości, że jego świat pozbawiony jest stabilności. To człowiek-plastelina, którego da się formować na podobieństwo silniejszych.
Na społeczny pejzaż ludzi połamanych składa się również matka żyjąca z młodszym kochankiem (Iwona Budner) i molestowana w dzieciństwie żona Marcela (Anna Paruszyńska). Oni też są łatwymi ofiarami dla służb rządu, opierającego władzę na szukaniu haków, a jednocześnie tworzących iluzję systemu dającego szansę na moralne oczyszczenie.
Wyjątkowość spektaklu Szydłowskiego polega również na tym, że stworzył rewers "Procesu" Lupy. Nawiązując w kilku scenach do głośnej inscenizacji, nie pokazuje systemu wszechwładnego i tajemniczego jak u Kafki. Szydłowski ośmiesza operetkowość rządów silnej ręki. Ludzie tworzący system nie wierzą w to, co robią. Są hipokrytami żądnymi przywilejów i wygód. Na co dzień żyją jakby ukrywali twarze za sformatowanymi maskami. Setki ich tworzą scenografię Małgorzaty Szydłowskiej. Dobrym przykładem mimikry jest agent specjalny Orlando (Dominik Stroka). Jego prowincjonalny patriotyzm wyraża się w układach disco polo i zachwytach nad polską kiełbasą.
Nie zdradzając groteskowego finału, który obnaża sens konformizmu, warto odwołać się do poruszającego monologu Quadriego. Krzysztof Globisz przekroczył w nim fizyczne ograniczenia spowodowane przez wylew. Staje przed nami i mówi wiersz Stanisława Barańczaka, o tym, że wcale nie trudno powiedzieć "nie" operetkowemu rządowi, gdy narusza zasady wolności i demokracji.