Nieporządnie doskonały ruch
"Tartak" - reż. Darek Błaszczyk - Radio Koszalin S.A.Jaki jest radiowy „Tartak"? Od kilku miesięcy zastanawiałem się, jak wyglądać może radiowa realizacja transformacyjnej powieści Daniela Odiji. Radio Koszalin po niedocenionych „Siedmiu dalekich rejsach", jakie w zeszłym roku zrealizowało przy współpracy Krzysztofa Czeczota, w tym roku postanowiło sięgnąć po głośny, nominowany do NIKE, tekst słupskiego pisarza. Wyszła z tego adaptacja aspektowa, łącząca melancholię brudnych PGR-ów z folklorystycznym zaśpiewem i przaśnym humorem.
Adaptacji i reżyserii podjął się Darek Błaszczyk, muzykę napisał Andrzej Izdebski, realizacji podjął się Andrzej Brzoska. Radio Koszalin, podobnie jak w ubiegłym roku, importowało twórców z Warszawy (samo słuchowisko było również nagrane w studiach Teatru Polskiego Radia). Poprzednie adaptacje powieści Daniela Odiji (a naliczyłem ich już cztery: „Melisa", „Nie sen, nie sen", „Ulica", „Bliżej piekła") były zróżnicowane rytmicznie. Obok znakomitej „Ulicy" czy interesującej radiowo „Melisy" pojawiały się nierówne mętne adaptacje jak ostatnia „Bliżej piekła". Największą sztuką w radiu jest wyciągnąć z powieściowej struktury ekstrakt: nie wybierać, nie sygnalizować, ale nadać fabule dźwiękowy emblemat, słowem: rozpuścić pigułkę w szklance dźwiękowej wody. To udało się w „Tartaku". Słuchowiska słucha się bez znużenia. Jest zwarte, 40 minutowe. Jak zauważył sam Odija: „aktorzy grają bez akademickiej maniery". Z mojego punktu widzenia ta adaptacja była w dużo większej mierze bardziej autorska niż poprzednie: „Nie sen, nie sen" czy „Bliżej piekła". Reżyser sięgnął do swoich źródeł i opracował stylistycznie równoległy trochę wobec książki, choć związany z nią ściśle utwór.
Opowieść prowadzona jest narracją Staszka (Marcin Bosak). W tle słychać barowy stukot, chamski bełkot i roztkliwione odzywki pod adresem tutejszej piękności, Marioli. Opowieść o Józefie Myśliwskim (Zdzisław Wardejn), właścicielu tytułowego tartaku, choć jest centrowa, stanowi tylko jeden z tematów tego słuchowiska. Ważny jest wątek Dziada o nadnaturalnych mocach (znakomity Wiesław Komasa), pijaka Mariana (Paweł Nowisz) czy wreszcie Andrzeja Pasieki, który sprowadza pozycję Myśliwskiego do ruiny.
Muzyka Izdebskiego rozcina te pijackie paski dialogowe i wplata w nie melancholię zachodzącego na PGR-owskim polu słońca. To w tych ambientowych nutach zawiera się atmosfera dusznych łąk, ciągłego czekania na noc, w której można zatopić zmęczenie, alkohol czy niespełnienie. Na drugim biegunie słuchowiska jest jednak utwór zespołu Jazgotki „Entropia", w którym frywolnie brzmią słowa: patrzę w dół i w górę /i widzę trawę widzę drzewo widzę chmurę / nieporządnie doskonały ruch / biegnę tańczę idę
i wdech i wydech / teraz słońce mam tam gdzie miałam brzuch". To, co najbardziej pulsuje w tym słuchowisku to owa dwubiegunowości: połączenie dwóch ścieżek konwencyjnych: źródłowy zachwyt z „Entropii" i półmrok wychodzący z muzyki Izdebskiego. Gdzieś między tymi dwoma światami wybrzmiewa sobie opowieść, często wulgarna, nieumyta, spocona. Na uwagę zasługuje zgrabny montaż Brzoski, który oddaje klimat upalnego lata na wiosce: świerszcze, ptaki, młócka, knajpiane rozmowy. Ogarnąć synkretyczny muzycznie utwór nie jest łatwo, stąd tym większa zasługa realizatora, który zdołał pogodzić kilka porządków w stylistyce słuchowiska.
Kilka słów należy poświęcić grze aktorskiej. Cieszy obecność rzadko słyszanego w radiu Jana Wieczorkowskiego (Alek). Wardejn jest mroczny, plastyczny ale nie pozbawiony uczuć wyższych, w grze aktora słychać drugie dno: tlące się jeszcze człowieczeństwo. Komasa, choć zrzucony na radiowy drugi plan, jest dobrym przykładem na moc parajęzykowych właściwości głosu. Choć go nie ma, jest. Komasa jest atmosferą tego słuchowiska. Bosak nie przeszkadza jak większość narratorów w słuchowiskach, jest wtopiony w fabule, nie dystansuje się wobec świata, a to pomaga uniknąć efektu „radiowej szklanej ściany: narrator - dialogi". Warto zwrócić uwagę na Monikę Kwiatkowską. Jej głos przynosi ochłodę. Aktorka ucieka od prostej stylizacji na „wioskową piękność". Walczy ze stereotypem wiejskiej barmanki, choć w tle pobrzmiewa disco-polowe „O Mariolu". Powtórzę za Odiją, że siłą tego słuchowiska jest naturalność, tląca się gdzieś w tle improwizacja i aktorska nieporządność.
Błaszczyk nie czyni z losu Myśliwskiego jednostkowej tragedii, pokazuje raczej zbiorowość, zabłąkaną między knajpą a Bogiem: „Widziałeś kiedyś Boga? – Co to takiego? – Nie interesuje Cię? – Czy ja wiem". Jest w tych replikach dialogowych nastrój przełomu 89. Wieś nie jest już „jak malowanie", ten kolorowy ton przypominają tylko Jazgotki, raczej na zasadzie kontrapunktu niż komentarza. Ze śmiercią Dziada odchodzi pewien rodzaj metafizyki prowincji (termin użyty przez Jana Kamińskiego na okoliczność ciekawej pozycji książkowej o tym samym tytule). Ta radiowa wieś jest jak tartak we mgle, spalone dziedzictwo i oczekiwanie na szarżę kapitalizmu, którego ni jak tutejsi nie zrozumieją. Bronią się bezwładnie, po omacku. Pożegnanie z socjalem poprzedniego systemu nie jest jednak pożegnaniem ze stagnacją. Powoli w świat „Tartaku" wchodzi polityka i retoryka kolorowych gazet. Słuchowisko kończy się w połowie pijackiego zdania. Mam wrażenie, że cały spektakl jest zawieszony między mitem wsi szczęśliwej a dogasającym zgliszczem Myśliwskiego, za którym kryje się nienawiść wobec „nowego". Słuchowisko swoją radiową premierę będzie miało na antenie Radia Koszalin na jesieni tego roku.