O teatrze, nauczaniu i świętym spokoju
Rozmowa z Wojciechem MalajkatemNajlepiej czuję się w roli nauczyciela, namawiam swoich studentów do szaleństwa na scenie, tak samo jak aktorów, których reżyseruję.
Z Wojciechem Malajkatem - o teatrze, nauczaniu i świętym spokoju – rozmawia Katarzyna Jakubiak z Dziennika Teatralnego.
Katarzyna Jakubiak: Jak czuje się Pan w roli dyrektora Teatru Współczesnego, po kilku miesiącach od objęcia stanowiska?
Wojciech Malajkat - Towarzyszą mi pewne pytania, obawy co zrobić, żeby nie popsuć tego, co przez wiele lat bardzo dobrze funkcjonowało.
Teatr Współczesny jest jednym z najstarszych teatrów w Warszawie, cieszy się niesłabnącą popularnością. Jakie dostrzega Pan jego słabe strony i co należałoby wg. Pana zmienić?
- Uważam, że możemy zadbać o to, aby i tak już licznie odwiedzany teatr odwiedzany był jeszcze liczniej. Chcemy zadbać o widoczność w social mediach, dotrzeć do nowych odbiorców, właśnie przy pomocy Internetu. Musimy zaistnieć w przestrzeni wirtualnej, w której do tej pory Teatr Współczesny właściwie nie istniał. Niewątpliwie najważniejszy jest dla nas poziom i jakość przedstawień, które do tej pory utrzymywały się bardzo wysoko i tak musi pozostać. Mam nadzieję, że intuicja w tej sprawie będzie mnie ostrzegała i nie pozwoli popełnić błędu.
Co Teatr Współczesny zamierza zaproponować widzom, czego inne teatry nie zapewniają?
- Teatr Współczesny już w nazwie ma wpisaną ideę, aby zajmował się współczesnością, co nie oznacza, że Szekspir nie może okazać współczesny, już nie raz okazywało się, że jest przecież ponadczasowy. Z pewnością chcemy również zapraszać do głębokiej i ciekawej rozmowy naszą publiczność. Czy to jest coś nowego? I tak i nie. Nie zwracamy się w stronę postmodernizmu, już inne teatry podążają tą drogą. My nie zamierzamy rywalizować w tej dziedzinie.
Już za kilka dni odbędzie się pierwsza premiera tego sezonu, „Cud, że jeszcze żyjemy" w reżyserii Marcina Hycnara. Dlaczego akurat ten tytuł został wybrany jako pierwszy?
- Nie chciałbym, żeby temu towarzyszył jakiś manifest, to jest kolejna premiera w Teatrze Współczesnym i wolałbym, żeby publiczność ani krytycy nie dopatrywali się tutaj jakiegoś drugiego dna. To ma być rozmowa, jak człowiek przez tysiąclecia pozostaje niefrasobliwy we współżyciu z naturą, ziemią, globem, o tym jak rzadko uczymy się na błędach. Chcemy ukazać problem zarówno w sposób humorystyczny jak i filozoficzny.
Marcin Hycnar, który jest reżyserem tej sztuki, pełni również funkcję dyrektora artystycznego. Współpracowali Panowie już nie raz przy różnych okazjach, spektaklach, a jak teraz układa się współpraca w kontekście zarządzania instytucją? Kto jest tym dobry, a kto złym policjantem? Jak przyjął Panów zespół teatralny?
- Trzeba by było zapytać zespół, ale mam nadzieję, że nikt nie robi tu dobrej miny do żadnej złej gry. Wszyscy chcemy, żeby nasze miejsce było, miejscem gorącym, do którego chce się przyjść, do kasy którego stoi kolejka czekająca na bilety.
Do tej pory świetnie pracowało mi się z Marcinem i mam nadzieję, że nic się w tej sprawie nie zmieni. Wydaje się, że dobrze się uzupełniamy w różnych przestrzeniach, ja jestem tym, który tu pilnuje porządku i czasem zaglądam mu przez ramię w to co robi.
Teraz była kolej Marcina Hycnara, a kiedy możemy spodziewać się sztuki w Pana reżyserii?
- Premiera odbędzie się 24 kwietnia, więc próby zaczną się dosłownie lada moment. Mam nadzieję, że będzie to kolejna fajna rozmowa z widzem.
Jest Pan aktorem, reżyserem, wykładowcą, był Pan rektorem, a teraz dyrektorem Współczesnego, wcześniej Syreny. W której z tych ról czuje się Pan najlepiej? Kiedy jest Pan najbardziej sobą?
- To jest trochę tak jak z rolą, w którą się akurat wcielam, to w nią wkładam najwięcej czasu, energii i siły, ale od wielu lat towarzyszy mi rola nauczyciela i najbardziej chyba lubię właśnie uczyć zawodu. To się często uzupełnia, jak reżyseruję, to w jakiś sposób także uczę i siebie i aktorki, aktorów. Namawiam do jakiegoś szaleństwa, tak samo jak podczas zajęć ze studentami w Akademii Teatralnej. Ta aktywność jest we mnie najbardziej intensywna, ale teraz siłą rzeczy najwięcej czasu i energii poświęcam Teatrowi Współczesnemu, tak rozumiem granie tej roli.
Czy będzie Pan zachęcał swoje studentki i studentów do grania we Współczesnym? Dostaną taką szansę?
- Mam to nawet wpisane w program, dzięki któremu wygrałem konkurs na stanowisko dyrektora, że będzie pełna współpraca z akademią. To nie znaczy jednak, że nie będziemy przyjmować studentów innych uczelni. To ma być takie miejsce, które ma się opierać na świetnym zespole i nazwa zobowiązuje, więc współczesny, dlatego musimy dostrzegać młodych, ambitnych ludzi i dawać im szanse. Taka nasza rola.
Jak rozmawialiśmy podczas poprzedniego wywiadu, jakiś czas temu to na pytanie o Pana największe marzenie odpowiedział Pan, że święty spokój! Jest nadal aktualne? Czy zmieniły się priorytety?
- To jest się nie zmienia, to jest constans w moim życiu i tego najbardziej potrzebuję i w życiu prywatnym i zawodowym. Święty spokój we mnie i w ludziach, którzy mnie otaczają, jest dla mnie bardzo ważny. To pewnie nie jest takie możliwe, bo od czasu do czasu los nam coś funduje, ja akurat zafundowałem sobie sam dyrekturę Teatru Współczesnego...
Właśnie stąd to pytanie, co się zmieniło.
- W moim rytmie życia niewiele się zmieniło, jeśli miałbym porównać obecne obowiązki do czasu kiedy byłem rektorem akademii czy dyrektorem Teatru Syrena czy aktorem Teatru Narodowego albo Studio. Każdej z tych funkcji poświęcam tak wiele czasu, jak to tylko możliwe, pamiętając jednak o tym żeby mieć czasem ten święty spokój...
Dziękuję za rozmowę.
__
Wojciech Malajkat (1963) – Aktor teatralny, filmowy, radiowy i dubbingowy, prezenter telewizyjny, reżyser, producent, pedagog, Wykształcenie: Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. L. Schillera w Łodzi. Profesor zwyczajny Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, rektor tej uczelni w kadencjach 2016–2020 i 2020–2024.
2015 - Srebrny Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis"
2024 - Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis"