Oceany uczuć
„Kolejność fal" - aut. Filip Zawada - reż. Daria Kopiec - Wrocławski Teatr WspółczesnyEfemeryczny obraz miłości i życia podzielonego na dwoje, lęk przemijania i tęsknota za młodością skrystalizowane na najwyższym piętrze Wrocławskiego Teatru Współczesnego.
Cienkie płótna, niby łopoczące na wietrze pranie, przysłaniają rozmowę małżeństwa, widownia widzi je jakby pod taflą wody, podgląda zza kuluarów. Powiew intymności. Para nie musi czuć się wyeksponowana na wzrok innych, może spokojnie kontynuować swoją sprzeczkę w zaciszu własnej sypialni, którą dzielą już od kilkudziesięciu lat. Czy czarny to odpowiedni kolor do trumny? Czy śmierć na kafelkach w swojej łazience nie przysporzy rodzinie kłopotu? Czy w nekrologu warto zapisywać datę urodzenia zmarłego? Bohaterowie nie potrafią znaleźć wspólnej odpowiedzi i wydaje się, że nie potrafią jej znaleźć już od lat.
O poszukiwaniu odpowiedzi, samego siebie w wieloletnim związku i wreszcie o poszukiwaniu sensu w ogóle, o tym właśnie opowiada „Kolejność fal", wystawiana na deskach WTW. Dramat Filipa Zawady w reżyserii Darii Kopiec powoli odkrywa się przed publicznością, zapraszając do falującego, otulonego niebieskimi światłami świata, w którym to właśnie bohaterowie są niespokojną życiową energią.
„Kolejność fal" nagrodzona w V Konkursie Dramaturgicznym STREFY KONTAKTU jest kolejną, po „Syrena. Anatomia miłości" sztuką, którą artystka wyreżyserowała we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. To opowieść o życiu pary, małżeństwie i rodzinie, o trzech przenikających się na scenie etapach, falach ich życia. Młodzi, topiący się w namiętności, spragnieni wzajemnego dotyku, nie dbają o inną chwilę niż ta, która trwa. Dominika Probachta i Tomasz Taranta wcielający się w kochanków, są czuli i skąpani w niewinnej bieli, nie ma w nich krzty zgryźliwości ani ironii. Starsi, w żywszych kolorach, Jolanta Solarz-Szwed i Rafał Cieluch rozmawiają ze sobą najmniej, więcej czasu zajmuje im bieg i ruch na scenie, są niespokojni, zdają się być zagubieni. Najstarsi bohaterowie, Zina Kerste i Maciej Tomaszewski są już oceanem uczuć, jednocześnie ironią i czułością, żartem i powagą, miłością i przyzwyczajeniem.
Pary przenikają się na scenie, rozmawiają, wspierają, tworząc z czasu mozaikę, której wszystkie elementy się zazębiają i kreują jedną historię. Tej historii rytmu nadają chóralne śpiewy (Aleksandra Gronowska) kończące każdą ze scen. Są sakralnymi przerywnikami codziennych problemów bohaterów. Szczerość i brak zbędnego patosu to największe zalety sztuki, w której właśnie emocje aktorów są w centrum uwagi. Znakomita gra Macieja Tomaszewskiego, który swoim zawadiackim sarkazmem rozluźnia dialogi małżeństwa, czy przenikający krzyk Jolanty Solarz-Szwed w jednej z ostatni scen, ożywiają zatopioną w romantycznie falujących freskach scenę. Magdalena Parszewska, tworząc je, zadbała o lekkość i delikatność projekcji - są tłem wydarzeń, jednocześnie nadając im ulotny charakter. Minimalistyczna scenografia, stworzona przez samą reżyserkę, dodaje intymności rozmowom bohaterów, widać ich jakby spod tafli wody. Półprzeźroczysty materiał między widownią a aktorami wprawia niemal w zakłopotanie – czy nie wstyd ich tak podglądać w zaciszu własnej sypialni?
Nie wstyd, bo to nie podglądanie, a przeglądanie. Przeglądanie się w lustrzanym odbiciu. To nie Podwodna Atlantyda, to życie. Obraz relacji, jaki udało się przedstawić, nie jest niczym wyjątkowym - nie jest przełomem, ani nowością. Zachowania bohaterów są stereotypowe, kobiety robią swoje - kobiece, a mężczyźni - męskie, jednak sposób uchwycenia codzienności przez reżyserkę pozwala zanurzyć się w świecie przedstawionym, meandrować po nim, po to tylko by po czasie uświadomić sobie, że wiele nie różni się od rzeczywistości. Zwiewne materiały, falujące impresje starożytnych obrazów w połączeniu ze szczerością dialogów i cierpieniem bohaterów tworzą obraz codzienności.
Przedstawienie relacji na przestrzeni lat, problemów i trosk pary, ich niepewności, lęków, i przeciwstawienie ich w opozycji do uczucia, które przecież wciąż dzielą, daje nadzieję i krzepi zranione serca.