Od pokwitania do przekwitania-studium kobiecości
„Ciało dziewczyny" - aut. Daria Sobik - reż. Pamela Leończyk - Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi„Ciało dziewczyny" – tekst i dramaturgia: Daria Sobik- reżyseria: Pamela Leończyk - Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi – 25 października 2024 r.-prapremiera w ramach 1 edycji Festiwalu Teatru Niezbędnego. Druga prapremiera Teatru Nowego w Łodzi w rekordowym, niespełna tygodniowym odstępie czasu od poprzedniej, to spektakl w reżyserii Pameli Leończyk pt. „Ciało dziewczyny".
Daisy u progu dorosłości (eteryczna Rozalia Rusak) i Daisy dojrzała i chora (pełna ciepła, wyciszona Jolanta Jackowska) dwugłosem opowiadają o swoich dziewczęcych przeżyciach, wspominają młodość, burzliwy czas dojrzewania i inicjacji. Retrospekcja w obliczu choroby i starzenia się ukazuje proces kształtowania seksualności i sensualności.
Poznajemy historię dziewczyny, która ściśnięta gorsetem małomiasteczkowej mentalności, konwenansami i religią odczuwa zmiany w swoim ciele i odkrywa tajniki budzącego się pożądania. Poukładany obraz życia nastolatki z wyznaczonymi granicami przez model wychowania i stereotypy zaczyna wypadać z przewidywalnych ram codzienności. Budzą się uczucia, budzi się ciało, wraz z soczystością kobiecej fizjologii, ciekawością, a wreszcie lękiem przed niechcianą ciążą.
Ten lęk początkowo towarzyszy atrakcyjnej kuzynce Judy (przebojowa Halszka Lehman), która wydaje się być doświadczona w przelotnych romansach z mężczyznami, ale jednak nie do końca świadoma konsekwencji tych płytkich relacji. Obserwując trzy kobiety na scenie i pęczniejący nomen omen problem, możemy podejrzewać, że sztuka przygniecie ciężarem egzystencjalnym, ale pojawia się pigułka i po mistrzowsku (w roli pigułki rewelacyjny Maciej Kobiela) rozładowuje napięcie i jest obietnicą wybrnięcia z opałów. Biegająca po scenie pigułka jest metaforą pewnej beztroski i łatwości rozwiązania, ale dylematy kuzynki wcale nie świadczą o lekkim traktowaniu niechcianej ciąży przez lekkomyślną Judy. Wprost przeciwnie, daje jedynie zabawną chwilę emocjonalnego wytchnienia przed głębszym rozważaniem nad podejmowaniem dramatycznych decyzji o przerwaniu bądź kontynuowaniu ciąży, której kobieta nie chce, nie jest na nią gotowa. W scenografii Magdaleny Muchy dominuje motyw splątanych sznurów i lin, które zwisają z sufitu, oplatają łóżko.
Czy to powrozy zdarzeń, życiowych koincydencji wiążących nas na zawsze z takim, a nie innym losem? Może to pęta fałszywej moralności, sidła pruderii, czy więzy patriarchatu? Może wszystko naraz? Symboliczny jest też ogromny warkocz, który jest z kolei ostoją dziewczęcości, bezpieczeństwa domu rodzinnego, kokonem z lat dziecięcych, w który otula się cierpiąca miłosno-erotyczne rozterki Daisy budując swą strefę bezpieczeństwa i prawa do intymności. Oprócz warkocza, z sufitu zwisają instalacje przypominające kokony. Scenografia według twórców nawiązuje do drzew, miododajnej krainy, damskich i męskich wydzielin. Wygląda rzeczywiście dość zagadkowo, może kojarzyć się z nasieniowodami czy jajowodami, chociaż nieparzysta liczba owych kokonów przeczy tej sprytnej teorii. Sam fakt różnych skojarzeń pobudza jednak wyobraźnię, co w sferze seksualności człowieka ma niebagatelne znaczenie. Wśród tych skapujących sokami kokonów dwie kuzynki smakują erotyczno-uczuciowe doświadczenia.
Daisy przeżywa swój pierwszy raz, nieporadny, nie do końca spełniony i poznaje gorycz faktu, że seks to niekoniecznie miłość, a deklaracje chłopca mają krótki termin ważności. Na szczęście, kiedy robi się za smutno, na scenie pojawia się Gracjan Kielar (również w roli ojca Judy i pana od wuefu) i nakreśla wagę „tego czegoś", co dziewczyna mieć powinna. Zabawny kostium podkreśla abstrakcyjność i wręcz niedorzeczność powiedzonka „mieć to coś". Rytuał przekazania tej magicznej właściwości powoduje, że niewinne i często słyszane w opisywaniu kobiecego wdzięku wyrażenie już zawsze będzie przywoływać wspomnienie tej sceny. Humor i kostium wymiotły „to coś" na peryferia identyfikacji kobiecego uroku. I taka właśnie jest ta sztuka. Na serio, ale z okiem puszczonym do widza, na poważnie, ale bez epatowania traumami. Takie nawoływanie do naszych wspomnień, początków, adolescencji, młodzieńczych błędów i cierpień pierwszych miłości. Muzyka Magdaleny Sowul i mapowanie pewnych wątków jak projekcja na prześcieradle dopełniają oprawę tej kobiecej podróży od nastolatki do dojrzałej kobiety.
W spektaklu obserwujemy też efekty dyskursu o intymnych granicach, suwerenności decyzji, samostanowieniu a oczekiwaniach społecznych kształtowanych przez tradycję, stereotypy dotyczące płci i kulturowo-religijne ograniczenia. Andy (ponownie Maciej Kobiela) jako pierwszy chłopak Daisy mówi o przestrzeni partnerki, deklaruje respektowanie wyborów dziewczyny, ale jego komunikaty są sprzeczne z wyraźnym oczekiwaniem jednostronnej decyzyjności. W tej mieszaninie ludzkich popędów, emocji i przeżyć zauważamy siostrzaną solidarność Daisy i Judy wobec zawiedzionych nadziei i lęków, ale i kobiecą rywalizację, bo próżność jednak nie opuszcza kobiecej natury. Dopiero Daisy dojrzała i cierpiąca zrzuca z siebie obowiązek bycia atrakcyjną i zawsze gotową do podjęcia damsko-męskich godowych rytuałów. Daje sobie wreszcie prawo do starzenia się i zgodę na nieuchronne zmiany w przekwitającym ciele. Spogląda czule na swoje młodziutkie alter ego i spaja naturę kobiety na początku i końcu jej drogi.
„Ciało dziewczyny" dotykając tak intymnej, ale kluczowej sfery życia może być swoistym arteprzewodnikiem dla młodych kobiet i mężczyzn. Granica 18 lat dla widza spektaklu budzi wątpliwość w aspekcie poruszanych wątków życia intymnego. Rozterki i pytania dotyczące inicjacji, budowanie pierwszych w życiu związków nie zawsze czekają na osiągnięcie pełnoletności i odbiór dowodu. Może warto rozważyć obniżenie granicy wieku widzów i pod opieką przygotowanych na dyskusję odpowiedzialnych dorosłych pozwolić młodzieży spojrzeć na wkraczanie w dorosłość przez pryzmat cudzych błędów i rozczarowań w „Ciele dziewczyny".
Nawet jeśli młodzi ludzie doznali już pierwszych zawodów miłosnych, to dzięki Daisy, Judy i Andy'emu mają szansę skonfrontować się z ich przeżyciami i znaleźć towarzysza niedoli, co czasem przynosi ulgę, ale i uświadamia błędy, których lepiej później lub najlepiej w ogóle uniknąć poprzez odpowiedzialne życiowe wybory.