Ojcze nasz, który...

"Tato" - reż. Małgorzata Bogajewska - Teatr Bagatela w Krakowie

Jaka przyjemna niespodzianka w "Bagateli". Chodzi o spektakl "Tato" autorstwa Artura Pałygi w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej. Pomiędzy atrakcyjnymi występami wokalno-instrumentalnymi (znani aktorzy "Bagateli" okazali się także świetnymi muzykami) oraz nie zawsze szczęśliwymi rozwiązaniami inscenizacyjnymi (grepsy z wąsatymi chłopami przebranymi za rubaszne baby w brudnych perukach był en vogue za czasów Genowefy Pigwy) spektakl Bogajewskiej dotyka problemu serio, znajdując ciekawą formę. Sztuka Artura Pałygi, jednego z najciekawszych współczesnych dramatopisarzy, zatytułowana pierwotnie "Ojcze nasz", to opowieść o ojcostwie, tęsknocie za ojcem i buncie wobec figury ojca.

Pałyga przeprowadza bohatera granego przez Adama Szarka przez meandry dziejowe mocno osadzone w lokalnym, polskim kolorycie. Zawsze w końcu chodzi o tatę. Oto ojciec (Marcel Wiercichowski) we wspomnieniu matki (Anna Rokita) i syna. Ojciec za którym się tęskni, którego kocha się i nienawidzi. Pałyga wpisał w tę dosyć wyświechtaną strukturę tytuły piosenek, które zapamiętał z dzieciństwa, ze starych, czarnych płyt analogowych, z kolei Małgorzata Bogajewska postanowiła wykorzystać ów pomysł jako ideę wiodącą spektaklu.

"Tato" w "Bagateli" przypomina zatem muzyczny recital, w którym doskonale znane evergreeny śpiewane przez Annę Rokitę przy muzycznym akompaniamencie pozostałych artystów, wzmacniają uniwersalne przesłanie. Opowieść o tacie staje się historią rodziny we wnętrzu, narracją o podskórnym przenikaniu się genów i namiętności: z rodzica na dziecko, z dziadka na wnuka, aż po kolejne pokolenia. Przedstawienie w "Bagateli" ma również swoją gwiazdę. To Anna Rokita - w roli matki stworzyła najlepszą dotychczasową kreację. Matka Rokity jest postacią bez wieku, kontrapunktem dla umundurowanego ojca, powagą wobec mniej lub bardziej wyszukanych żartów, zmęczeniem w rozprężeniu. Rokita w spektaklu Bogajewskiej gra matkę Polkę i mamę pocieszycielkę, mamę terapeutkę i zdziecinniałą mamcię od narodzin dziecka aż po własną śmierć; od radosnej piosenki Ordonki, po egzystencjalne stacatto. Nie zauważamy nawet kiedy festiwal w Opolu zamienia się w Warszawską Jesień.

Zmieniają się wnętrza pokoi, kuchni i sypialni zaprojektowanych z finezją przez scenografa, Dominika Skazę, ale "wnętrze" życzeniowego rodzicielstwa i autentycznych więzów jest niezmienne. Zawsze jest jakaś mama, jakiś ojciec. Są jak piosenki. Czasami jednosezonowy przebój, niekiedy dumka śpiewana przez całe życie. Wypłowiały kapelusz na strychu, walizka bez kółek, błysk w oku, albo zaszczepiony w kolejnych pokoleniach strach przed karą. Więzy krwi, dziedzictwo. Albo ślad po tacie.

Łukasz Maciejewski
Polska Gazeta Krakowska
18 października 2014

Książka tygodnia

Bioteatr Agnieszki Przepiórskiej
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Katarzyna Flader-Rzeszowska

Trailer tygodnia