Opowiedz mi, co czujesz, a powiem ci, kim jesteś
4. Festiwal Tańca Współczesnego Move Festival – Zielona Góra: 18-19.10.2024Raz do roku w Skiro... to znaczy w Zielonej Górze zdarza się teatr tańca. Kiedy za oknami mamy już rozbuchaną jesień i powietrze robi się wyraźnie chłodniejsze wieczorami człowiek chowa się pod koc lub idzie do ulubionej kawiarni na gorącą czekoladę. Ale w dwa październikowe wieczory może doświadczyć czegoś odmiennego. Na scenie zielonogórskiego „Domu Harcerza" gości Festiwal Tańca Współczesnego Move Festival. W tym roku pod hasłem: empatia (można by dopisać: czyli wariacja na temat tego, co czujemy i jak chcemy to komuś przekazać).
W tym roku off-owe propozycje teatru tańca były to w przeważającej części miniaturki. Skondensowane, krótkie formy taneczne, które pojawiały się na scenie jak ulotne, kolorowe motyle nad letnią łąką. Jeśli ktoś zdążył je zauważyć i przyjrzeć im się – mógł spotkać się z ulotnym pięknem, na które nie pozostaje się obojętnym. Cała uwaga widowni skupiona była na scenie: cisza, brak używania telefonów, a na koniec każdego dnia emocjonalne dyskusje, które prowadzili Marta Seredyńska i Marek Zadłużny. To były zdecydowanie dwa intensywne wieczory, wypełnione inspirującymi występami.
Impresje – piątek, 18.10.2024
Podczas oczekiwania na wejście na widownię, nagle słychać muzykę. Momentalnie osoby, z którymi dosłownie przed chwilą rozmawiałam – zaczynają tańczyć wśród tłumu. To członkowie zielonogórskiego kolektywu Physical ArtHouse, którzy w ten sposób zaczynają swój „Opening" i tym samym naturalnie zapraszają widzów do podążania za nimi do sali teatralnej. Młodzi mężczyźni i kobiety, ubrani w szerokie spodnie i swetry tworzą mikrospołeczność na tle zielonych i pomarańczowych świateł sceny, na którą wchodzą. Chwilę poruszają się w ciszy, tak jakby muzykę słyszeli tylko oni. Gdy nagle rozbrzmiewa „Happy nation" Ace of Base – wszystko do siebie pasuje. Niezależnie od czasów: chcemy być szczęśliwi. To tylko sugestia, preludium powstającego właśnie spektaklu, a jednocześnie symboliczne rozpoczęcie festiwalu.
Następnie scena zapełnia się kolorami: niebieskim, zielonym, czerwonym. Młode kobiety ze Świebodzina, z Teatru Ruchu Pracowni Artystycznej KULTURKA w zwiewnych ruchach prezentują „O... budź się". Zaczynają w ciemności: najpierw słyszymy tylko plaśnięcia ciała. Robi się maksymalny teatr wyobraźni, światło wchodzi powoli. To pełna emocji opowieść o przenikalności żywiołów, a muzyka przypomina w pewnym momencie „Taxi ride" Edwarda Shearmura z filmu „K-Pax" w reż. Iana Softleya. Ten spektakl to jakby kolejna część zeszłorocznego „Islandusa" tej formacji – jej „rozszczepiona", nowa wersja. Absolutnie urzekająca.
Piątek to jeszcze „National anthem" Grupy Projektowej Physical ArtHouse, czyli ważna refleksja na temat patriotyzmu w ogólne, skonfrontowanego z indywidualnym postrzeganiem własnego kraju. Na koniec Marta Phrebny-Szwiec we współpracy z Markiem Zadłużnym i Radosławem Bajonem z Physical ArtHouse prezentuje interesujące solo „Kiedyś jeszcze będę szczęśliwa", w którym dojrzała kobieta zmaga się ze swoją formą, którą ostatecznie musi „ukochać", żeby zapanowała równowaga.
Impresje – sobota, 19.10.2024
O tym, że życie to podróż nikogo przekonywać nie trzeba. Ale kiedy się w tej podróży zapętlimy i nasze życie zacznie toczyć się jak w „Terminalu" w reż. Stevena Spielberga – ostrzegać warto. Teatr Tańca Enza ze Słupska w „Terenie NIEprzywatnym" to dwie artystki z dwiema walizkami na kółkach. Czerwony i zielony bagaż (emocjonalny?) towarzyszy im od początku do końca. Orbitują wokół swoich światów, często w gorączce i wiecznej pogoni, gdy nagle – zatrzymują się. Czy na pewno ktoś zabierze jedną i drugą „Windą do nieba", jak w utworze Dwa Plus Jeden? Z tym pytaniem widz zostaje.
Anastasiia Khvorost naprawdę jest jak motyl. W swojej, przywiezionej z Pragi, „Quintesence" pokazuje, że od momentu, w którym się do rodzisz, aż do śmierci – jesteś emocją. Minimalizm i maestria ruchu zdumiewa tak samo jak fizyczne odrywanie kawałków naskórka. Buduje to nastrój grozy i napięcia jak w filmie „Skóra, w której żyję" Pedro Almodóvara. Chciałoby się z drugiej strony móc wcisnąć „replay", żeby ten występ trwał. Zaczyna się na punktowcu, w miarę rozwoju akcji wszechświat bohaterki (i światło) się rozszerza. Chwila, ulotność – i już. Ledwo zdążymy zauważyć, jak z „poczwarki" przeobrazi się w „motyla", po czym błyskawicznie zniknie w ciemności.
Natalia Drozd z Wrocławia to z pozoru zwykła dziewczyna. Właściwie „Body's archive" zaczyna się nagle. Robocze światło nie zgaśnie, widownia również będzie oświetlona przez cały czas trwania występu. Artystka jest jak mijana na ulicy osoba, w której tkwią niewyrażone emocje. Takich osób mijamy codziennie setki. Ich wnętrze może właśnie tak tańczyć. Nie jest to ubrane w wyrafinowaną formę teatralną – mówi „jestem jaka jestem". Możecie to przyjąć albo nie. I już.
W „Ostinato" Iwona Wojnicka/ Format Zero dokonuje dekonstrukcji przeszłości. Inspirując się twórczością Natalii Lerskiej tworzy impresję na temat flamenco. Nawet kostium nawiązuje do tańca hiszpańskiego, choć również jest jakimś fragmentem: formą, która pozwala się występującej przeistaczać na naszych oczach. Dopóki może swobodnie dysponować kostiumem, bawić się nim – jest wolna. Kiedy ubiera go jako sukienkę: przestaje być swobodna. Wtedy ujawniają się sztywne zasady. Wojnicka gra z przeszłością jak katowicki Teatr A Part, który w „Umarłam ze szczęścia" w reż. Marcina Hericha czerpie z biografii artystki Anity Berber. Ciało jest kostiumem, przekaźnikiem emocji – odczuwa nawet rzeczy przeszłe, wyobrażone, przedstawiając je teraźniejszości. Widz odbiera je dziś.
Natomiast Julia Lewandowska swoim „PURO" serwuje opowieść o czasoprzestrzeni codzienności, która może być jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Muzyka (autorstwa Julii Lewandowskiej) jest kompilacją utworów, m.in. zespołów Same Suki czy Skalpel i tworzy warstwę dźwiękową luźno nawiązującą do książki Joanny Kuciel-Frydryszak „Chłopki". Przeszłość kobiet, które zmagały się z życiem i ciężko pracowały na to, co miały – ma swoje echo dziś. Lewandowska porusza się w szybkim tempie, próbując umieścić siebie w kontekście aktualnego życia, komentując przy tym bycie z kimś. Niezwykle trafna i przemyślana w najdrobniejszych szczegółach solówka.
Gdyby skrzyżować ze sobą tytułową postać z „Draculi" w reż. Francisa Forda Coppoli oraz „Edwarda Nożycorękiego" z filmu w reżyserii Tima Burtona z zastrzeżeniem, że ma być kobietą... Wyszłaby prawdopodobnie „GORGONA", którą mistrzowsko wykreowała na koniec festiwalu Paulina Wycichowska. W muzyce słychać grozę, w kolorystyce sceny oraz kostiumie widać trupią bladość. Trochę żona Frankensteina, a trochę upiór z korporacji. Chce się dopasować, ale ma się własną formę. Ciężko przeskoczyć siebie. Najcenniejsza jest głowa, ponieważ tam mieści się cała siła reagowania wobec każdej sytuacji. Występ niełatwy w odbiorze, oryginalny w koncepcji, niezwykły w wykonaniu.
Te dwa dni zdecydowanie były wyjątkowe, ponieważ rzadko nadarza się okazja, żeby zobaczyć w jednym miejscu tyle krótkich, rewelacyjnych solówek (choć nie tylko) tanecznych. Zwykle są one swego rodzaju „przerywnikami" między spektaklami – tutaj natomiast został z nich uczyniony atut. Dzięki temu można było zmierzyć się w krótkim czasie z całą paletą emocji, kolorów, a także zróżnicowaniem wiekowym uczestników, wśród których zdecydowanie przeważały kobiety.
Move Festival to ważny przystanek na teatralnej mapie Polski w temacie tańca, który skupia artystów z różnych stron kraju. Rzeczywiście: w każdej prezentacji był element empatii. Zwracało uwagę zorientowanie na człowieka. Artyści pokazali też, że istotna jest nie tylko empatia/uważność wobec drugiego człowieka, ale też (a może przede wszystkim?) w stosunku do samego siebie.
Przez nasze ciała przepływają emocje. Czasami takie, których nie da się wyrazić słowami. Właśnie wtedy dochodzi do głosu ciało. Wewnętrzne poruszenie widać da się wtedy zauważyć w każdym drgnięciu powieki. Nie zawsze trzeba mówić. Można pokazać to, co się czuje. Zawsze przynajmniej jedna osoba to odbierze.
Czekam na kolejną edycję, żeby znów po zgaszeniu świateł móc zanurzyć się w rzece nieprzerwanie płynących emocji!