Pantomimiczny początek

"Osąd" - 37. Tyskie Spotkania Teatralne

Inaugurację XXXVII Tyskich Spotkań Teatralnych otworzył mistrzowski spektakl "Osąd" Teatru Pantomimy z Wrocławia. Eksperymentalne połączenie trzech, odrębnych dotychczas, reprezentujących różne pokolenia twórców: Jerzego Kaliny, Leszka Mądzika oraz Pawła Passiniego zaowocowało niezapomnianym widowiskiem.

Tryptyk „Osąd” został zainspirowany obrazem Hansa Memlinga – „Sąd Ostateczny”. Każdy z artystów zmierzył się z problemem życia doczesnego, śmierci i wreszcie tego, co czeka na nas tuż po niej. Interpretacje reżyserów okazały się fenomenalne, niezwykle plastyczne, wprowadzając tym samym na scenę atmosferę mistyczności. Oczywiście (jak na mistrzów pantomimy przystało) doskonałą techniką popisali się również aktorzy, od których nie sposób było oderwać wzroku.

Pierwsza część autorstwa Jerzego Kaliny stanowi zestaw obrazów towarzyszących człowiekowi na co dzień i będących zarazem źródłem niepokoi, lęków, ale również i wiary w ułaskawienie. W scenografii zostały wykorzystane drewniane palety, które ogrywane przez aktorów stawały się: ławkami, łóżkami, zagrodą, jak i zasłoną. Położono nacisk na zwykłego, szarego, czasami samotnego człowieka, który w pewnym momencie potrzebuje zerwać z siebie łachmany codzienności – niezbędne jest mu oczyszczenie. Scena owego obmycia była niesamowicie ciekawa, bowiem nad każdą postacią umieszczony został prysznic, z którego w odpowiednim momencie sączył się (scenicznie, łudząco do wody podobny) piasek.

Następna wizja – Pawła Passiniego była zupełnie inna od poprzedniej, ponieważ wykorzystane zostały wizualizacje. Aktorzy w pewnym momencie mieli na sobie plansze, które przeobraziły ich w „ludzików” znanych z niektórych np.: instrukcji obsługi. Tutaj apokaliptyczna wizja świata została połączona właśnie z czymś w rodzaju instrukcji wsiadania do samochodu. Całość była opowiadana przez mężczyznę na wózku inwalidzkim, co podkreślało zamysł o tym, jak wiele ludzi ginie lub zostaje okaleczonych w wypadkach samochodowych, wobec których człowiek jest tak słaby i marny niczym kartka papieru.

Ostatnia część – Leszka Mądzika zdaje się być najbardziej mistyczną ze wszystkich. Bowiem oto widzimy ludzi – grzeszników, pochłoniętych w czeluściach potępienia, z którego jedynym wyjściem jest (często syzyfowe) wspinanie się po drabinie. W trakcie tej mozolnej wspinaczki, człowiek zrywa z siebie grzech, tym samym starając się dostać do zbawiającego światła. A to oczywiście udaje się tylko nielicznym.

Nie sposób wyrazić, jak wiele pięknych i zarazem ciekawych obrazów można doznać w czasie całości tego przedstawienia. Muzyka, scenografia i ruch wspaniale się dopełniają udowadniając, że teatr przy skrupulatnie dobranych proporcjach staje się niezwykłą sztuką, a obcowanie z nią zdaje się mieć w sobie coś z boskiej tajemnicy.

Anna Broniszewska
Dziennik Teatralny
26 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia