Piramida Majów
,,Szatańskie tango" - aut. László Krasznahorkai - reż. Béla Tarr - Węgry, Niemcy, Szwajcaria (1994)Majowie pozostawili po sobie wiele śladów swej nadzwyczajnej cywilizacji. Przede wszystkim piramidy. Węgierski reżyser filmowy, Bela Tarr, większość swoich obrazów traktuje tak jak starożytni Indianie: pieczołowicie buduje filmową strukturę góry lodowej, ukazując nam jej czubek na początku, a podstawę u końca opowieści filmowej. To jednak tylko kolejne z piętrzących się złudzeń. Szatańskie tango jest serią olśnień, które nie są olśnieniami i zawodów, które zawodami nie są.
Ameryka Południowa jest czwartym co do wielkości kontynentem. Szatańskie tango Beli Tara jest z kolei najdłuższym na świecie filmem fabularnym. Ta filmowa Amazonka, czy raczej ze względów topograficznych, kinematograficzny Dunaj,trwa siedem i pół godziny i jest gigantycznym zespoleniem kilku prostych wątków, układających się w opowieść o polifonicznej naturze istnienia.
Ameryka Południowa posiada najszybciej rosnącą liczbę ludności na świecie, a Szatańskie tango jest z kolei monumentalnym freskiem, który się rozsypuje. Czarną Dziurą ustawioną przed nami jak Czarne Lustro. Czarnym Kwadratem na Czarnym Tle. Czarną rozpaczą zalewającą czarny obraz. Wszystko wyłania się z czerni i w niej znika.
Ameryka Południowa posiada wielkie zasoby naturalne, a bohater Tara marzeniami żyje jak król, i jak Doktor, który jest pisarzem i autorem tej węgierskiej odysei, tka pajęczą sieć, w której fikcja przenika się z rzeczywistością, a śmierć z życiem w myśl heraklitejskiej reguły o zmienności wszystkiego.
Film Tara powstał AD 1994, po dziewięciu latach pracy nad złożonym scenariuszem.
Klimat jest chłodny i deszczowy, a rzeczywistość wydaje się odrażająca, brzydka i zła. Ludzie też tacy się wydają, jednak bohaterowie Tara zyskują przy głębszym poznaniu.
Ustroje państw tego regionu stabilizują się bardzo powoli i trudno określić, jaki będzie kierunek przemian społecznych. Film Tara,jak i książka będąca jego pierwowzorem,ukazują Węgry w okresie takiej właśnie transformacji politycznej.
Japońskie pismo wykorzystuje ponad 3000 znaków. Porównywalną ilość tropów można odnaleźć w tej filmowej węgierskiej rapsodii.
Mount Everest monumentalnej kinematografii? Jak najbardziej, a mimo to film Tara trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej sekundy i nie jest pustym eksperymentem ani próbą wytrzymałości widzów. Jest raczej celowo rozciągniętą opowieścią, która jak pajęcza sieć oplata nas swobodnymi refleksami znaczeń.
Mount Everest i piramida Majów w jednym: w korytarzu dłużyzn kryje się bowiem światło rozpoznań. Widz, co prawda, jest w tych egipskich ciemnościach trochę jak u Jodorowskiego Kretem,trochę Larwą jak u Fowlesa, ale chwilami udaje mu się dosięgnąć statusu nabokowowskiego motyla.
BOGATY ŚWIAT OWADÓW, MOTYLI, PAJĄKÓW I LUDZI – ukazany zostaje na jednej płaszczyźnie. I ta wielowymiarowa matryca, którą jest marzenie małpoluda o celuloidzie umieszcza nas wszystkich w jednym planie wieczności, gdzie sacrum i profanum w jednym stoją domu. I takie tango tańczy przed naszymi zdumionymi oczami galeria nadbohaterów tarowskiego filmu, a sam reżyser, Bela Tar, dosięga tych samych metafizycznych miejsc co jego mistrz, Andriej Tarkowski.