Początek kariery literackiej Marii Konopnickiej.
"Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica" - aut. Iwona Kienzler - Wydawnictwo BellonaW 1875 roku borykająca się z problemami zdrowotnymi 33-letnia Maria Konopnicka wyjechała do uzdrowiska w Szczawnicy. Nie towarzyszyli jej jednak mąż Jarosław i gromadka dzieci, ale dwaj amanci. Podczas pobytu w górach Konopnicka napisała cykl wierszy, który zdecydował o jej dalszych losach. Po przeczytaniu ich na łamach „Tygodnika Literackiego" debiutantką zachwycił się Henryk Sienkiewicz. Jego pochlebna recenzja sprawiła, że Maria postanowiła całkowicie zmienić swoje życie.
Po recenzji Sienkiewicza porzuciła męża i zmieniła swoje życie.
Brak odpowiednich funduszy sprawił, że Konopnicka nie zamieszkała w jednym z eleganckich pensjonatów w Górnej Szczawnicy, ale wynajęła stosunkowo tanią kwaterę na tzw. Miedziusiu, w Szczawnicy Niżnej.
Debiut literacki
Maria spędziła w uzdrowisku najprawdopodobniej dwa letnie miesiące: lipiec i sierpień, a kuracja polegała zapewne na kąpielach wodnych i piciu dwa razy dziennie po kilka szklanek leczniczej wody łączonej z żętycą, kumysem bądź winem.
Uskrzydlona przez miłość i zachwycona urokliwymi krajobrazami, tak różnymi od tych, do których przywykła, Maria napisała cykl dziewięciu wierszy pt. W górach i po powrocie do Gusina zdecydowała się oddać je do druku. Wspomniany cykl wierszy nie był debiutem poetyckim Konopnickiej, bowiem jej pierwsze utwory ukazały się w druku jeszcze przed jej wyjazdem do Szczawnicy.
Zadebiutowała wierszem Zimowy poranek, opublikowanym na początku 1875 roku przez „Kaliszanina", pod którym widniał jej pseudonim Marko. W czerwcu tegoż roku tygodnik warszawski „Bluszcz" opublikował jej Idyllę.
W mniej więcej tymże samym czasie przedstawiła do druku w „Tygodniku Ilustrowanym" swój kolejny wiersz Romans wiosenny, który niestety musiał czekać na druk około dwóch lat. Opóźnienie było spowodowane przez ilustratora, który nie mógł na czas wykonać ilustracji do utworu. W 1876 roku „Tygodnik Ilustrowany" opublikował cykl poetycki W górach i to właśnie ta publikacja zaważyła na dalszych losach Konopnickiej.
Listy z Ameryki
Tak się szczęśliwie dla początkującej poetki złożyło, że pierwszy wiersz z cyklu, zatytułowany Przygrywka, trafił do rąk samego Henryka Sienkiewicza, piszącego wówczas pod pseudonimem Litwos. Pisarz co prawda czasy swych największych triumfów literackich miał jeszcze przed sobą i nie cieszył się sławą wielkiego pisarza, bowiem w swoim dorobku miał jedynie drobne utwory: Hanię, Z teki Worszyłły, Sługę oraz powieść Na marne, ale był bardzo popularny i ceniony jako dziennikarz i recenzent.
W 1876 roku przebywał w Stanach Zjednoczonych, skąd pisał Listy z Ameryki, drukowane cyklicznie w „Gazecie Polskiej", czym ugruntował swoją pozycję, bowiem jego artykuły znacznie zwiększyły sprzedaż podupadającego wcześniej pisma. Prus wspomina, że po powrocie z podróży przyszły autor Trylogii stał się czymś w rodzaju dzisiejszego celebryty, egzaltowane panny mdlały na jego odczytach, a modni dżentelmeni fryzowali sobie bokobrody à la Sienkiewicz...
„Ta panna lub pani ma prawdziwy talent"
Pisarz, przeczytawszy wierszyk nieznanej jeszcze nikomu poetki, przesłał entuzjastyczną recenzję, którą zamieszczono w numerze 237 „Gazety Polskiej" z 26 października 1876 roku, w kolejnym odcinku Listów Litwosa z podróży. Ktoś, nie wiemy kto, przeczytawszy artykuł, przesłał do Gusina egzemplarz pisma z zakreślonym fragmentem. Maria, wziąwszy do rąk gazetę, z niekłamanym zdumieniem, ale też z dumą, czytała:
Co to za śliczny wiersz w nrze 29 [pomyłka Sienkiewicza – w rzeczywistości wiersz opublikowano w numerze 30 – dop. I.K.] „Tygodnika". Zacząłem go czytać z lekceważeniem, jak wszystkie takie ulotne takie poezyjki, a skończyłem zachwycony. [...]
Cały ten wstęp śpiewa jak Mazurek Chopina; na własną nutę, w której słychać szmer świerków górskich, kosodrzewin i odgłosy ligawek pastuszych. Pod wierszem znalazłem napis „Maria Konopnicka". Nie znam tej poetki. [...] W każdym razie ta panna lub pani ma prawdziwy talent, który prześwieca przez wiersze, jak promienie świtu przez mgłę.
Gusin nie był jej miejscem na ziemi
Co ciekawe, pisarz wziął początkującą poetkę za młodą panienkę, bowiem sugerował, że mogłaby go zainteresować jako kobieta. Tymczasem Konopnicka była nie tylko mężatką, ale także była o cztery lata starsza od Sienkiewicza. Biorąc jednak pod uwagę jej nieuleczalną skłonność do odmładzania się, mogłaby mu się przedstawić jako równolatka...
Recenzja Sienkiewicza stała się dla Konopnickiej swoistym stemplem probierczym legitymującym jej twórczość. Biografowie poetki zgodnie przyznają, że pozytywna recenzja uznanego publicysty była wiążąca nie tyle dla czytelników, ile dla niej samej.
W końcu zrozumiała, że Gusin to nie jest jej miejsce na ziemi, że dusi się tu nie tylko ona sama, ale też jej talent. Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę: zabrać dzieci, spakować lary i penaty, i rozpocząć nowe życie w Warszawie, oczywiście jako poetka. Niektórzy z biografów Konopnickiej zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt związany z Sienkiewiczem – to właśnie on był twórcą jej wizerunku, jego recenzja była swoistym lustrzanym odbiciem, „ideałem ja, z którym zrazu się imaginacyjnie identyfikuje, później zaś stara się go w pełni urzeczywistnić w życiu".
Odtąd poetka najprawdopodobniej postrzegała siebie właśnie oczyma Litwosa i chcąc podtrzymać stworzony przez niego wizerunek, notorycznie się odmładzała. Ale być może jest to zbyt daleko posunięta dywagacja i ta, tak typowa dla wielu kobiet, cecha wynikała z wrodzonej kokieterii poetki?
Decyzja o wyjeździe do Warszawy
Związek z Jarosławem umierał śmiercią naturalną. Marię coraz bardziej irytowały jego przywary i wady. Podejmując decyzję o wyjeździe, wykazała się niemałą odwagą i to nie tylko dlatego, że zdecydowała się opuścić męża i zabrać ze sobą dzieci, co było skandalem samym w sobie, mogącym ściągnąć na jej głowę potępienie i towarzyski ostracyzm. Wszak żadna przyzwoita kobieta nie powinna mieszkać sama, bez męża!
Wprowadzić w życie to postanowienie pomógł jej ojciec, Józef Wasiłowski, który zaproponował jej mężowi, by wysłał Marię wraz z dziećmi do niego do Warszawy. Pretekstem było zapewnienie synom Konopnickich właściwego wykształcenia, nawiasem mówiąc właściwą edukacją córek nikt się nie przejmował.
O dziwo, choć, jak wiemy, Jarosława niewiele interesowała sprawa wykształcenia jego dzieci, wyraził zgodę. Być może i jemu ciążyła obecność żony, która nie tylko okazywała mu obojętność, otwarcie oskarżała o brak zainteresowania rodziną i, co gorsza, romansowała na prawo i lewo. O ile pogodził się z utratą miłości Marii i z jej zarzutami, to znacznie gorzej żyło mu się z piętnem rogacza, zwłaszcza na rozplotkowanej prowincji.
Zawiedzeni małżonkowie
Rozwodów w ówczesnym Królestwie Polskim nie było, ale istniały kościelne unieważnienia małżeństwa i z tego rozwiąza nia skorzystała inna nieszczęśliwa mężatka, Eliza Orzeszkowa. Konopniccy nigdy nie wystąpili o unieważnienie ich związku. Maria więc do końca życia formalnie była mężatką. Choć przez cały czas utrzymywała z Jarosławem kontakty, a nawet w nagłej potrzebie bez zastanowienia wspomagała go finansowo, to trud no powiedzieć, by żyli ze sobą w przyjaźni.
Wręcz przeciwnie, coraz mniej zrozumienia miała dla mężowskich przywar, które narastały z wiekiem. Z kolei Jarosław, wraz z pogarszającą się sytuacją materialną, zazdrościł żonie sławy i pieniędzy, poza tym jej sukcesy do reszty psuły jego samopoczucie „pana i władcy".
Do końca życia dokuczał żonie: a to nie wydając zgody na otrzymanie paszportu, a to żądając sporych kwot pieniężnych...Biografka poetki, Wiesława Grochola, zwraca uwagę na fakt, że Jarosław również mógł się uważać za nieszczęśliwego męża, który bardzo zawiódł się na swojej żonie.
Wszak żeniąc się z młodą, nieco naiwną dziewczyną, panną z dobrego domu, miał prawo oczekiwać, że będzie ona wytrwale stać u jego boku, dzieląc z nim wszelkie dole i niedole zesłane przez los. Tego właśnie wymagano od kobiet. W jednym z ówczesnych pism można było znaleźć taki oto portret idealnej żony:
A jakże się kobieta wszędzie odznacza tą słodką cierpliwością i tą niezmordowaną żądzą zatrudnienia się. Z potulnością znosi ona jarzmo, które na nią włożyła przemoc mężczyzny, zwyczajem od wieków odziedziczonym uświęcona.
Jarosław mógł sądzić, że Maria będzie nosić cierpliwie owo „jarzmo", nie był przecież wcale gorszy od rzeszy ówczesnych ziemian, nie potrafiących się przystosować do zmieniających się warunków, żonom których nawet nie przyszłoby do głowy, by od nich odchodzić. Tymczasem Maria zupełnie niespodziewanie się wyemancypowała i poszła własną drogą, nie oglądając się na tonącego w długach Jarosława...
Trudna ścieżka kariery
Konopnicka decydując się na wyjazd musiała zdawać sobie sprawę, że kwestia utrzymania dzieci spadnie wyłącznie na jej barki. Na zadłużonego i wiecznie procesującego się męża nie mogła wszak liczyć. Postanowiła zarabiać na siebie i dzieci, udzielając korepetycji oraz oczywiście pisząc. Niestety ścieżka kariery, którą wybrała, nie należała do łatwych, zwłaszcza dla kobiety. Przed wybuchem powstania, niewiele kobiet sięgało po pióro.
Chlubnym wyjątkiem była Narcyza Żmichowska, ale i ona musiała dorabiać jako guwernantka. Po powstaniu kobiety próbowały parać się literaturą, traktując to jako dodatkowe źródło dochodu, ale praktycznie żadnej nie udało się osiągnąć sukcesu. Co gorsza, Maria zdecydowała się zostać poetką, a w dobie pozytywizmu poezja stała się nieco pogardzanym gatunkiem.
Pamiętajmy, iż czołowi przedstawiciele tego kierunku ostro przeciwstawiali się zalewowi epigońskiej poezji romantycznej. Uważali, że jest to przeżytek minionej epoki, prawdziwą siłę twórczą widząc w prozie. Supiński w swej Myśli ogólnej fizjologii, która wzbudziła taki zachwyt przyszłej poetki, wręcz podawał w wątpliwość sens istnienia tej dziedziny literatury, udowadniając, iż:
Poezja, w ogólności psuje raczej inteligencję, niżeli ją kształci; zmyślenie jest jej istotą, przesada przedmiotem głównym, zawsze poza obrębem rzeczywistości, ma upodobanie w zboczeniach, postępuje tylko skokami, dowodzi jedynie przez obrazy, jest to gorączka wyobraźni, która staje się najsilniejszą w chwili obłąkania.
Tymczasem Konopnicka właśnie w poezji widziała swą przyszłość...
Rzuciła się na głęboką wodę
Wyjeżdżając w 1877 roku z Gusina, trzydziestopięcioletnia poetka dosłownie rzuciła się na głęboką wodę. Pożegnała się nie tylko z dotychczasowym życiem, ale także z jednym z kochanków – Kornelim Dąbrowskim, drugi z nich, Krynicki, będzie jej towarzyszył w Warszawie, służąc często wsparciem i pomocą.
A kiedy się w końcu ustatkuje i ożeni – będzie prowadził z Marią korespondencję. Chociaż miasto, do którego przeprowadzała się poetka, nie otrząsnęło się jeszcze po spustoszeniach i represjach, jakie jej mieszkańcom zafundowały carskie władze, by ukarać ich za powstanie styczniowe, dla Konopnickiej zapewne stanowiło synonim wolności i swobody twórczej. Jak się miała później przekonać – rzeczywistość drastycznie różniła się od wyobrażeń powstałych w spokojnym, prowincjonalnym Gusinie...
Artykuł stanowi fragment książki Iwony Kienzler pt. "Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica". Jej edycja limitowana ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona w 2022 roku. Edycja limitowana. Kup na swiatksiazki.pl
Autor: pisarka Iwona Kienzler, autorka ponad osiemdziesięciu książek, leksykonów i słowników, przede wszystkim o tematyce historycznej.