Pod mikroskopem uczuć
„Jestem Ziarnkiem Maku" - aut. Magdalena Mrozińska - reż. Anna Wolszczak - Lubuski Teatr w Zielonej GórzeGdybyśmy mogli prześwietlić uczucia innych... Naocznie zobaczyć co kogoś trapi i z jakimi wątpliwościami się mierzy... Zapewne byłoby wtedy łatwiej. Dokąd zmierza to ziarnko maku? - moglibyśmy zapytać. Dokąd ucieka jak latawiec dmuchawca? Czy odbija się od tafli świata w poszukiwaniu siebie? Niespodziewana kosmiczność spektaklu „Jestem Ziarnkiem Maku" w reż. Anny Wolszczak Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze przyniosła ważne refleksje i okazało się, że zwrócenie uwagi na cząsteczkę, pozwala dojrzeć całość materii, która nas otacza.
Każdy mógł kiedyś poczuć się zagubiony, ale zawsze pozostaje nadzieja na odnalezienie właściwej drogi. Przesłanie zbyt głębokie dla dzieci od lat czterech, ale zagrane na tyle czytelnie, że pozwoli rodzicom budować indywidualność i pewność siebie u swoich podopiecznych. Na początku przedstawienie przybrało formę kulinarnego show w labolatoryjnym zaciszu.
Aktorzy w rytmicznych ruchach scenicznych (aut. Heleny Hajkowicz), przypominając roboty, oddawali się gotowaniu w stylu kuchni molekularnej. Spektakl przeniósł mnie do pracowni czterech naukowców-kucharzy (w ich rolę wcielili się: Janusz Młyński, Joanna Wąż, Paweł Gabor i Radosław Walenda), z której stara się umknąć mały buntownik - Ziarnko Maku (Radosław Walenda), niechcące skończyć w cieście niezwyczajnych kucharzy. Światła o zimnej barwie i biała sceneria z blatem do eksperymentów podsyciła efekt pracowni chemicznej (scenografia i kostiumy: Agata Orłowska).
Musicalowe dopełnienia pozwoliły opowieści płynnie się rozwijać i naświetlać emocjonalną sytuację Ziarnka, które w postaci pluszowej maskotki, przemierzało rozległe meandry świata (muzyka: Paulina Derska). Białe kostiumy aktorów zbliżone do fartuchów naukowców lub nawet skafandrów dla kosmonautów, zgrywały się z równie jasnym tłem, nieodrywając uwagi widza od historii, opowiadanej przez niesamowitą wróżkę, która jako jedyna miała na sobie srebrzystą pelerynę, podobną do skalistej powierzchni Księżyca.
Anna Stasiak jak przewodnik czy wszechwiedzący narrator objaśniała zawiłość mentalnych przeżyć małego Ziarnka, które nie zgodziło się na bycie sobą i szukało innego „ja". Choć momentami zdawało mi się, że aktorka wcale nie prowadzi narracji, a jedynie podpowiada aktorom ich kolejne ruchy, Stasiak znakomicie wcieliła się w tę postać, przypominając dobrotliwą wróżkę z disnejowskiego „Kopciuszka" z 1950 roku (reż. Hamilton Luske, Wilfred Jackson).
Historia przedstawiona podczas spektaklu jest uniwersalna, ale opowiedziana językiem dla dzieci starszych, które będą w stanie zrozumieć przesłanie i liczne nawiązania np. do postaci i słynnego pieprzyka Marilyn Monroe lub do kultowej sceny z Jamesem Bondem albo nawet z pójściem do „maka". Niemniej jednak zręczne wykorzystanie rekwizytów oraz bardzo dobra gra aktorów zbudowała plastyczność wydarzeń i pozwoliła na wyobrażenie sobie tego, czego scenografia nie zawierała np. lustra rzeki. Dodatkowym atutem były poduszki, które pozwoliły wygodnie ulokować się małym widzom i odpłynąć w świat molekuły.
Polecam udać się na „Jestem Ziarnkiem Maku" w reż. Anny Wolszczak Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze na scenę Teatru Lalek i przyjrzeć się z bliska swoim emocjom. Czasem, aby coś dostrzec konieczne jest spojrzenie przez szkło powiększające. Każdy z nas jest momentami jak to Ziarnko Maku, które krąży w zawirowaniach życia.
Jest to bardzo interesujące i niedługie przedstawienie – z pewnością nowe doświadczenie, a może i wskazówka na mapie skarbów życia dla dzieci i dorosłych.