Porozmawiajmy o traumie
"Malowany ptak" - reż. Maja Kleczewska - Teatr Polski w PoznaniuTo nie jest klasycznie rozumiana adaptacja "Malowanego ptaka" Jerzego Kosińskiego, ale rodzaj wariacji osnutej wokół tej powieści. Na spektakl składają się segmenty pozornie do siebie nieprzystające, a jednak spojone w przedziwny sposób.
Sąsiadują więc ze sobą wirtuozerskie pokazy choreograficzne, estradowy skecz Henryka Rajfera, fragmenty wypowiedzi intelektualistów o sprawach polsko-żydowskich, symboliczno-naturalistyczne obrazy dzikiej przemocy, zarejestrowane na wideo. Przed oczyma widzów pojawia się zwierzęce ucieleśnienie nienawiści w monologu Michała Kalety, brutalna scena gwałtu na Głupiej Ludmile (Joanna Drozda) i zmartwiała z przerażenia twarz porte-parole autora (Jerzy Walczak). Te wymowne sceny okalają komentarze dziennikarki, a zamyka hipnotyczny finałowy taniec umierającego ptaka, wysnuty z powieści i teatru Eugenia Barby.
Otwarcie tego przedstawienia na wiele nurtów teatru i kultury sprawia, że sceniczny "Malowany ptak" jest jak gąbka - wchłania cały świat i w przedziwny sposób go porządkuje. Bez histerii, bez arogancji, ale konsekwentnie i bezlitośnie podąża śladami zbrodni, krzywdy, antysemityzmu, wyparcia z pamięci. Zaczyna się od tzw. panelu dyskusyjnego, w którym usadzeni na fotelach aktorzy, grający role akademickich znawców tematu, toczą nudny spór o pamięć, międląc po raz setny ten sam towar. Kleczewska z tego pokpiwa, podając w wątpliwość, czy to dobra droga do przywrócenia pamięci. Po przerwie trafiamy do odtworzonej sali prób Teatru Żydowskiego, czyli dekoracji "Dybuka". Dzięki temu zabiegowi przedstawienie wpisuje się w opowieść o bezdomnym teatrze, który szuka swojego miejsca. Teatr pewnie nie może zmieniać świata, ale może i powinien stawiać ważne pytania. A teatr Mai Kleczewskiej taki jest, ten jej spektakl może w szczególności - nie do pominięcia w myśleniu o traumie, zabliźnianiu ran i zachowaniu pamięci.