Portret pięknej starości

Danuta Szaflarska - sylwetka

Powiedzieć o tej znakomitej artystce, że jest pierwszą damą polskiego teatru i filmu, to zbyt banalne. Danuta Szaflarska to zjawisko niepowtarzalne: wciąż młodą wciąż elegancką wciąż w wirze pracy. To talent, wdzięk i charakter

Kiedy przed kilkunastoma dniami wzruszona odbierała w Tarnowie podczas Festiwalu Wybranych Polskich Filmów Fabularnych 25. Tarnowską Nagrodę Filmową - jubileuszową i specjalną, bo za całokształt twórczości - ta leciwa dama polskiego teatru i filmu wyszła na scenę niczym zwiewny motyl. Jak przed czterema laty, kiedy odbierała nagrodę na Filmowym Festiwalu w Gdyni za wspaniałą rolę w filmie "Pora umierać" i, niczym motyl właśnie, wyfrunęła z widowni, przeszła przez podest z gracją, młodzieńczym krokiem, jakby unosząc się centymetr nad sceną.

I nie jest nietaktem mówić o jej wieku, bowiem sama rok temu, oficjalnie obchodziła 95. urodziny. A właściwie powiedzieć o tej znakomitej artystce, że jest pierwszą damą polskiego teatru i filmu, to zbyt banalne. Danuta Szaflarska to zjawisko niepowtarzalne: wciąż młodą wciąż elegancką wciąż w wirze pracy. To talent, wdzięk i charakter. Wciąż jest nagradzaną ostatnio m.in. za rolę Babci w spektaklu "Między nami dobrze jest" wyreżyserowanym przez Grzegorza Jarzynę. Niedawno została też pierwszą laureatką Nagrody im. Ireny Solskiej ustanowionej przez polską sekcję Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyki Teatralnej, nagrody powołanej z myślą o wyróżnianiu wybitnych polskich aktorek, których twórczość wywiera znaczący wpływ na rozkwit sztuki aktorskiej. Danutę Szaflarska doceniono za m.in. "stworzenie wielu niezapomnianych kreacji". "Zdumiewająca okazała się zdolność artystki do współpracy z twórcami wielu generacji, odnajdywania wspólnego języka z przedstawicielami rozmaitych szkół i tendencji we współczesnej sztuce teatru. Potwierdzają ten niezwykły dar jej fascynujące role na deskach Teatru Ateneum, Teatru Narodowego, TR Warszawa i Teatru Współczesnego, tak głęboko poruszające widzów, wysoko oceniane przez wszystkich znawców teatru" - napisano w uzasadnieniu decyzji.

Jak sama artystka reaguje na hołdy i zaszczyty? Z poczuciem humoru, dystansem, a o swych rolach niedawno powiedziała: - Najbardziej lubię grać stare wiedźmy. U Kędzierzawskiej, zanim zagrałam główną rolę, Anielą, w filmie "Pora umierać", byłam wiedźmą w "Diabły, diabły" i jędzą w "Nic". Tak, grać stare wiedźmy. A jak umrę, będę latać.

Jacek Sieradzki, dając Danucie Szaflarskiej w subiektywnym spisie aktorów znaczek "Mistrzostwo", napisał: Maciej Englert sfilmował ją na warszawskiej ulicy, czyniąc z niemego zdjęcia jej twarzy klamrę swoich telewizyjnych "Rozmów z katem". Kto wie jednak, czy nie zrobił więcej: czy nie uczynił z wizerunku jej skromnej, mądrej twarzy ikony tego, co w przeszłości najlepsze: mądrości, wierności, ofiarności. Gdyby tak utrwaliła się w świadomości społecznej, byłoby to piękne. A że nie tylko na pomniki się nadaje, świadczy rola w "Daily Soup" Amanity Muskani w Narodowym. Rola babci niby żyjącej w świecie wspomnień, ale "kontaktującej" jak trzeba: koronkowo misterną delikatną a i drwiąco przewrotna chwilami. Dwieście lat!

Jak zaczęła się aktorska przygoda Danuty Szaflarskiej?

Od dzieciństwa marzyła by zostać lekarzem. Sytuacja finansowa rodziny, śmierć ojca pokrzyżowały te plany. Zdecydowała się na studia w Wyższej Szkole Handlowej w Krakowie. Na drugim roku na sylwestrowym balu spotkała kolegów z liceum, którzy studiowali w Warszawie. Namówili ją na studia aktorskie, które skończyła z wyróżnieniem.

- Pojechałam do Warszawy, zdawać do PIST-u - wspominała w naszej rozmowie. - Do egzaminu przystąpiłam kompletnie nieprzygotowana Nie miałam pojęcia, że w komisji siedzą takie sławy, jak Wysocka, Schiller, Zelwerowicz, Wierciński. Zelwerowicz był przerażony: Czerwieniłem się za panią ze wstydu, słysząc, co pani mówi. Pani wiedza o teatrze wygląda tak, jakby aptekarz pomylił olej rycynowy z kwasem solnym. Kazał mi przeczytać "Pięćdziesiąt lat teatru" Michała Orlicza i przyjść na egzamin poprawkowy. Podobny los spotkał Hankę Bielicką i Jurka Duszyńskiego, moich przyjaciół. Przeczytałam. Na poprawkowy przyszliśmy, ale nigdy go nie zdawaliśmy. Przyjęto nas. Z kolei po zdanym egzaminie na II - za małe oczy. Poirytowało mnie to zastrzeżenie. Poszłam do dyrektora Zelwerowicza mówiąc: Co mam zrobić z oczami - powycinać, żeby były większe? Wtedy zobaczył, że ta nieśmiała Szaflarską ma temperament.

Przed rokiem widziałam Danutę Szaflarską w spektaklu "Między nami dobrze jest" w reżyserii Grze; gorza Jarzyny według prozy Doroty Masłowskiej. Jej rola Osowiałej Staruszki jest niezwykle młodzieńczą ma w sobie dziewczęcą przekorę. Jest wspaniała i słusznie aktorka zebrała lawinę nagród za tę postać.

Jej wcześniejsza rola w filmie "Pora umierać" Doroty Kędzierzawskiej, w którym pokazała jak można pięknie żyć będąc starą kobietą. Obie panie: Szaflarską i Kędzierzawska stworzyły wzruszający, ale nie ckliwy, lecz intymny portret pięknej starości. Momentami gorzki, ale też pełen przekornej, filuternej niezgody na świat.

A "Żar" w Teatrze Narodowym, w którym grała z Ignacym Gogolewskim i Zbigniewem Zapasiewiczem? Spektakl zapewne nie schodziłby z afisza, gdyby nie nagła śmierć Zapasiewicza Ignacy Gogolewski mówił mi o pracy z Danutą Szaflarską: - Imponująca w swej sprawności intelektualnej, urocza w poczuciu humoru, perfekcyjna aktorsko. Taka praca to sama radość. Wielka aktorka.

I jak tu pisać o przeszłości tej znakomitej artystki, skoro jej teraźniejszość i aktualne życie artystyczne jest tak interesujące i bogate. A przecież nie sposób nie wspomnieć, że jest absolwentką słynnego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej (PIST-u) z 1939 roku. Zaraz po studiach rozpoczęła karierę artystyczną w Teatrze na Pohulance (1939 -1941) w Wilnie. W ciągu dwóch lat zagrała około dwudziestu ról w sztukach o bardzo urozmaiconym charakterze - od klasyki po obyczajowe komedie. W czasie wojny była łączniczką AK w powstaniu warszawskim, ale nie lubi do tego wracać. Po wojnie, przez rok, występowała w Starym Teatrze w Krakowie, a następnie w Łodzi w Teatrze Kameralnym. W1949 roku, po likwidacji Teatru Kameralnego, wraz z zespołem Erwina Axera przeniosła się do Warszawy. Do 1957 roku występowała w Teatrze Współczesnym, potem w Narodowym. Od 1966 do emerytury w roku 1985 w Teatrze Dramatycznym. Przez wiele lat gościnnie występowała i do dziś występuje na scenach niemal wszystkich warszawskich teatrów.

Danuta Szaflarską nie znosi wywiadów, cud sprawił, że zgodziła się na naszą rozmowę. Nie przepada też za Krakowem, który już teraz jest jej obcy. - Był czas, że przepadałam w dzieciństwie. Urodziłam się w Kosarzyskach koło Piwnicznej. Rodzice byli nauczycielami: ojciec pochodził z góralskiej wsi, a mama z Krakowa I właśnie do babci i cioci do Krakowa przyjeżdżało się z wizytą. To było wielkie święto: pierwsze pójście do Teatru Słowackiego na bajkę, wyprawy do cukierni, zwiedzanie miasta Natomiast Kraków po powstaniu warszawskim - to koszmarne wspomnienie. Głód, nędza, a potem, już po wojnie gaża w teatrze nie zawsze wypłacana.. Wiele smutnych chwil Ale wcześniej, jeszcze przed wojną, studiowałam w Krakowie, w Wyższej Szkole Handlowej - wymarzona medycyna była zbyt kosztowna W połowie drugiego roku zachorowałam na tyfus. Przyjechała mama i zabrała mnie do domu, do Nowego Sącza na rekonwalescencję. W Sączu mieszkaliśmy od śmierci taty - umarł gdy miałam dziewięć lat. A Kraków? Urocze miasto... Ale ten klimat niecki... Nie służy mi. Bardzo lubię tu przyjechać na kilka dni i wracać do Warszawy. Ona jest moim ukochanym miastem. Gdy je zobaczyłam po raz pierwszy, stojąc w Alejach Jerozolimskich przed egzaminem do PIST-u, pomyślałam: to jest miasto mojego życia I tak się stało. Widziałam jak rozkwita, jak umiera, jak się odradza Tu spędziłam większość mojego życia

W Starym Teatrze, tuż po wojnie, Leonard Buczkowski wypatrzył Szaflarską i porwał do filmu "Zakazane piosenki", którym zdobyła wielką popularność. Potem był pamiętny "Skarb", "Domek z kart", "Zemsta".

Wychowywała dwie córki z dwóch małżeństw. Pierwszym mężem był Jan Ekier, sławny pianistą drugim Janusz Kilański, znany spiker radiowy. - Dla żadnego mężczyzny nie rzuciłabym teatru - powiedziała w jednym z wywiadów, w których nigdy to, co osobiste, nie wykraczało poza dawno ustalony krąg: dwóch mężów, dwa rozwody, dwie córki, dwoje wnuków, Powstanie, role, koniec. Dodać możemy jedynie, że jak zwierzyła się niegdyś "za staniem przy garach nigdy nie przepadała".

Wakacje uwielbiała spędzać w Kosarzyskach, rodzinnej wsi, gdzie kwitną głogi, jak dawniej. Córka aktorki, Agnieszka Kilańska-Cypel wspomina w jednym z wywiadów: - Mama była chora, jeśli nie pojechała tam w porze ich kwitnienia i nie nazbierała płatków na konfitury do wielkanocnego mazurka

Izabela Cywińska, reżyserką była minister kultury i sztuki powiedziała kiedyś o aktorce: To osoba zupełnie bez żółci, to teraz rzadkość. A Jan Englert dodał: W dodatku to wszystko jest w niej zaraźliwe, ta jej aura Są leciwi zgryźliwi i dokuczliwi, i tacy, którzy znajdują porozumienie ze wszystkimi bez różnicy wieku. Ale chyba najpiękniej powiedział o aktorce wielki Erwin Axer: Szaflarską jest kamer-tonem pozwalającym ocenić czystość gry całej orkiestry. Ten sam Axer mawiał też, że Szaflarską bardziej niż teatr kocha prawdziwe życie poza sceną. Zawsze była towarzyską gadatliwą otoczona męskim podziwem. Jeździła na nartach, żeglowała chodziła po górach. Chciała się nauczyć jeździć na rowerze. Jakoś nie wyszło.

Stanisław Janicki twórca cyklu "W starym kinie" zrobił o Danucie Szaflarkiej film. Ale określenie "w starym kinie" nie ma nic wspólnego z artystką, bo Ona jest aktorką nowoczesną. Świetnie odnajduje się zarówno w spektaklach Teatru Narodowego, jak i przedstawieniach TR Warszawa Grzegorza Jarzyny. Garną się do niej reżyserzy filmowi i teatralni starszego i młodego pokolenia W filmie Janickiego widać, że mimo wieku wciąż jest osobą pełną temperamentu, świetnie opowiadającą o sobie i ludziach, z którymi dane jej było się zetknąć na scenie, na planie filmowym, w życiu.

Kiedy zapytałam aktorkę o przepis na młodość odpowiedziała: - Kocham życie i jestem go nadal bardzo ciekawa Sporo z tego życia czerpię potem do swojej pracy - zdobyte doświadczenia pomagają mi w tworzeniu roli. Kiedyś jeździłam na nartach, żeglowałam, uprawiałam górską wspinaczkę. A teatr? Jest chorobą nieuleczalną. On jest jak narkotyk.

Jolanta Ciosek
Dziennik Polski
25 maja 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...