Powrót artysty

W Kan­to­rze wi­dzi­my przede wszyst­kim re­wo­lu­cjo­ni­stę współ­cze­sne­go te­atru

W Kan­to­rze wi­dzi­my przede wszyst­kim re­wo­lu­cjo­ni­stę współ­cze­sne­go te­atru. Swoje spek­ta­kle wpro­wa­dził jed­nak wi­zjo­ner­sko w bar­dziej ma­te­rial­ny świat hi­sto­rii sztuk pla­stycz­nych. To jeden z klu­czy do zro­zu­mie­nia wy­sta­wy w nowej Cri­co­te­ce - pisze Agnieszka Sabor w Tygodniku Powszechnym.

Punk­tem wyj­ścia dla wy­sta­wy jest stwo­rzo­na przez Ta­de­usza Kan­to­ra ko­lek­cja Cri­co­te­ki, na którą skła­da­ją się rzeź­by, obiek­ty, re­kwi­zy­ty, prze­strze­nie sce­nicz­ne ze spek­ta­kli Te­atru Cri­cot 2, ry­sun­ki, także ar­chi­wa­lia, w tym szki­ce tech­nicz­ne, rę­ko­pi­sy tek­stów i ma­ni­fe­stów ar­ty­sty oraz ma­te­ria­ły do­ku­men­ta­cyj­ne zwią­za­ne z jego twór­czo­ścią.

Eks­po­no­wa­ne na wy­sta­wie obiek­ty i ar­chi­wa­lia z ko­lek­cji Cri­co­te­ki re­pre­zen­tu­ją 7 eta­pów twór­czo­ści te­atral­nej Ta­de­usza Kan­to­ra - zgod­nie z jego kon­cep­cją. Ko­lek­cja stwo­rzo­na zo­sta­ła przez ar­ty­stę z myślą o sta­łej eks­po­zy­cji. W 1984 r. Ta­de­usz Kan­tor spo­rzą­dził listę 24 obiek­tów te­atral­nych, po­cząw­szy od re­kon­struk­cji obiek­tów z naj­wcze­śniej­sze­go etapu swej twór­czo­ści, Pod­ziem­ne­go Te­atru Nie­za­leż­ne­go (1943-44), przez in­sce­ni­za­cje dra­ma­tów Wit­ka­ce­go, aż po "Umar­łą klasę" i przed­sta­wie­nia opar­te na wspo­mnie­niach ar­ty­sty. Czę­ścio­wo zre­kon­stru­owa­ne i od­no­wio­ne, zy­ska­ły sta­tus au­to­no­micz­nych dzieł. Kan­tor, w oba­wie, że z cza­sem jego obiek­ty po­dzie­lą los re­kwi­zy­tów te­atral­nych i ule­gną znisz­cze­niu, po­sta­no­wił pod­nieść je do rangi dzieł sztu­ki i w ten spo­sób oca­lić.

Głów­na prze­strzeń sta­łej eks­po­zy­cji kon­cen­tru­je się na do­ko­na­niach te­atral­nych Ta­de­usza Kan­to­ra i Te­atru Cri­cot 2. Do­ku­men­ta­cja pre­zen­tu­ją­ca jego ma­lar­stwo, ry­su­nek, hap­pe­nin­gi, akcje ar­ty­stycz­ne, spo­tka­nia, od­czy­ty, kon­fe­ren­cje i wy­kła­dy do­peł­ni wy­sta­wę w po­sta­ci tek­stów i pre­zen­ta­cji mul­ti­me­dial­nych w po­zo­sta­łych po­miesz­cze­niach bu­dyn­ku.

Pod­ziem­ny Teatr Nie­za­leż­ny

Pod­czas oku­pa­cji nie­miec­kiej Kan­tor za­ło­żył w Kra­ko­wie Pod­ziem­ny Teatr Nie­za­leż­ny, w któ­rym zre­ali­zo­wał dwa spek­ta­kle: "Bal­la­dy­nę" Ju­liu­sza Sło­wac­kie­go (1943) i "Po­wrót Odysa" Sta­ni­sła­wa Wy­spiań­skie­go (1944). Spek­ta­kle, w któ­rych wy­stę­po­wa­li przy­ja­cie­le i ko­le­dzy ar­ty­sty, były grane kil­ka­krot­nie w pry­wat­nych kra­kow­skich miesz­ka­niach. Kan­tor wiele razy pod­kre­ślał, że wła­śnie w do­ko­na­niach z cza­sów wojny na­le­ży szu­kać praw­dzi­wych źró­deł jego twór­czo­ści.

Po­wsta­nie Te­atru Cri­cot 2

Je­sie­nią 1955 r. Ta­de­usz Kan­tor wraz z Marią Ja­re­mą i Ka­zi­mie­rzem Mi­kul­skim po­wo­ła­li do życia Teatr Cri­cot 2. Ze­spół dzia­łał przy Kra­kow­skim Od­dzia­le Związ­ku Pol­skich Ar­ty­stów Pla­sty­ków.

Nowo po­wsta­ły teatr swoją nazwą od­wo­ły­wał się do przed­wo­jen­ne­go Te­atru Ar­ty­stów Cri­cot, za­ło­żo­ne­go przez Jó­ze­fa Ja­re­mę. Dzia­łal­ność te­atru za­in­au­gu­ro­wa­no w 1956 r. przed­sta­wie­niem "Mątwy" Wit­ka­ce­go oraz pan­to­mi­mą "Stud­nia, czyli głę­bia myśli" Ka­zi­mie­rza Mi­kul­skie­go. W na­stęp­nym roku wy­sta­wio­no "Cyrk" Mi­kul­skie­go, który zo­stał uzu­peł­nio­ny po­ka­zem "Ki­ne­form" An­drze­ja Paw­łow­skie­go. W ra­mach wcze­snej dzia­łal­no­ści Cri­cot 2 Ta­de­usz Kan­tor wy­re­ży­se­ro­wał też "Kar­bun­kuł" An­drze­ja Bursy i Jana Güntne­ra.

Kan­tor był pierw­szym re­ży­se­rem, który po woj­nie się­gnął po sztu­ki Wit­ka­ce­go. Przez na­stęp­ne 20 lat razem z Cri­cot 2 stwo­rzy sześć spek­ta­kli opar­tych na dra­ma­tach tego au­to­ra. Na okre­śle­nie swo­je­go sto­sun­ku do twór­czo­ści Wit­ka­ce­go uży­wał for­mu­ły "gra z Wit­ka­cym", po­nie­waż nigdy nie były to in­sce­ni­za­cje w ści­słym zna­cze­niu tego słowa.

W pierw­szych la­tach funk­cjo­no­wa­nia Cri­cot 2 w dzia­ła­niach te­atral­nych Kan­to­ra ważną rolę od­gry­wa­ła idea te­atru au­to­no­micz­ne­go, kie­ru­ją­ce­go się wła­sny­mi pra­wa­mi i kreu­ją­ce­go wła­sną rze­czy­wi­stość (za­miast ogra­ni­czać się do słu­żeb­nej roli wzglę­dem tek­stu li­te­rac­kie­go).

Pra­cu­jąc nad "Mątwą" i "Cyr­kiem", Kan­tor kie­ro­wał się ideą awan­gar­dy po­ję­tej jako nowe ro­zu­mie­nie te­atru, w któ­re­go cen­trum sta­wiał nie utwór li­te­rac­ki, lecz ak­to­ra i jego grę.

Teatr In­for­mel

14 stycz­nia 1961 r. w kra­kow­skiej Ga­le­rii Krzysz­to­fo­ry od­by­ła się pre­mie­ra spek­ta­klu Te­atru Cri­cot 2 opar­te­go na dra­ma­cie Wit­ka­ce­go "W małym dwor­ku". Spek­takl był re­ali­za­cją kon­cep­cji te­atru na­zwa­ne­go przez Kan­to­ra Te­atrem In­for­mel. Był to ro­dzaj te­atru au­to­ma­tycz­ne­go, pod­da­ją­ce­go się przy­pad­ko­wi, ru­cho­wi ma­te­rii, w któ­rym ak­to­rzy zo­sta­li zrów­na­ni z przed­mio­ta­mi.

Kan­tor: "To był w moim te­atrze etap in­for­me­lu. Ale nie przez jakąś pik­tu­ral­ną ma­te­rię - tylko przez akcję, worki; lu­dzie w sza­fie upodob­nie­ni do wie­sza­nych tam ubrań, po­zba­wie­ni wła­snej woli, ga­da­li swoje wła­sne bzdu­ry. Pięk­ny spek­takl".

W tym cza­sie twór­ca ob­fi­cie czer­pał z idei ma­lar­stwa in­for­mel. Ko­stiu­my ak­to­rów wy­stę­pu­ją­cych w spek­ta­klu po­wsta­wa­ły pod­czas prób. Naj­pierw zszy­wa­no ja­kieś przy­pad­ko­we ubra­nia, aby na­stęp­nie pod­dać je dar­ciu i szar­pa­niu (wy­ją­tek sta­no­wił ko­stium Matki, wy­stę­pu­ją­cej w pro­wo­ka­cyj­nie czer­wo­nym gor­se­cie). Po­wsta­łe w ten spo­sób ko­stiu­my eli­mi­no­wa­ły in­dy­wi­du­al­ność ak­to­rów tło­czą­cych się w sza­fie - naj­waż­niej­szym obiek­cie na sce­nie.

"W małym dwor­ku" to wła­ści­wie je­dy­ny spek­takl po­wta­rza­ny póź­niej przez Kan­to­ra w in­nych wa­run­kach i z ak­to­ra­mi spoza Cri­co­tu.

Teatr Ze­ro­wy

W 1963 r. Kan­tor z ze­spo­łem Te­atru Cri­cot 2 wy­sta­wia ko­lej­ną sztu­kę Wit­ka­ce­go, "Wa­riat i za­kon­ni­ca", wy­zna­cza­jąc nowy etap w swo­jej twór­czo­ści te­atral­nej - Teatr Ze­ro­wy.

Po la­tach stwier­dził, że w spek­ta­klu tym stwo­rzył po raz pierw­szy sy­tu­ację sce­nicz­ną, w któ­rej akcja te­atral­na uzy­ska­ła wła­sną re­al­ność, nie­za­leż­ną od rze­czy­wi­sto­ści tek­stu dra­ma­tycz­ne­go. Wła­śnie w tym spek­ta­klu udało się w pełni zre­ali­zo­wać jego ideę Te­atru Au­to­no­micz­ne­go.

Bez­po­śred­nio z tej idei wy­wo­dzą się okre­śle­nia: "zero", "ane­an­ty­za­cja" i "dez­i­lu­zja". In­sce­ni­za­cja "Wa­ria­ta i za­kon­ni­cy" jest także na­stęp­nym kro­kiem na dro­dze do sfor­mu­ło­wa­nia idei Re­al­no­ści Naj­niż­szej Rangi. Praca nad tym spek­ta­klem dała też po­czą­tek idei am­ba­la­ży. Z wy­mie­nio­ny­mi ide­ami Kan­tor nie roz­sta­nie się już do końca, czy­niąc z nich swój znak roz­po­znaw­czy. Pra­cu­jąc nad in­sce­ni­za­cją "Wa­ria­ta i za­kon­ni­cy", pra­gnął stwo­rzyć stra­te­gię po­stę­po­wa­nia ar­ty­stycz­ne­go, która po­zwo­li­ła­by od­zy­skać re­al­ność przed­mio­tów i sy­tu­acji. Twier­dził, że jest to moż­li­we tylko w prze­strze­ni dzia­ła­nia, którą na­zwał oko­li­ca­mi zera.

Nie­mal całą prze­strzeń nie­wiel­kiej sceny w "Wa­ria­cie i za­kon­ni­cy" zaj­mo­wa­ła kon­struk­cja skła­da­ją­ca się ze sta­rych, po­wią­za­nych z sobą skła­da­nych krze­seł. Była to ma­szy­na znisz­cze­nia, którą Kan­tor na­zwał z fran­cu­ska Ma­szy­ną ane­an­ty­za­cyj­ną. We­wnątrz pi­ra­mi­dy z krze­seł ukry­ty był aktor, który uru­cha­miał ją, po­cią­ga­jąc za linki. Nagłe, nie­prze­wi­dy­wal­ne ruchy i hałas kle­ko­cą­cych krze­seł "nisz­czy­ły" grę ak­to­rów. Mu­sie­li wal­czyć o każdy skra­wek sceny, by się na niej utrzy­mać i wy­po­wie­dzieć swoją kwe­stię.

Sy­tu­acja ar­ty­stycz­na okre­śla­na jako "oko­li­ce zera" to sy­tu­acja "bied­na", w któ­rej przed­mio­ty i dzia­ła­nia po­zba­wia­ne są swo­jej uży­tecz­no­ści i w re­zul­ta­cie tracą rangę nada­ną im przez prak­ty­kę życia. Rze­czy stare, znisz­czo­ne i przez to nie­uży­tecz­ne sta­no­wią dla ar­ty­sty na­tu­ral­ne two­rzy­wo. Dzię­ki au­to­no­mii dzia­ła­nia ar­ty­stycz­ne­go w sy­tu­acji "ze­ro­wej" stają się na nowo re­al­ne. Kan­tor w takim po­stę­po­wa­niu upa­try­wał isto­ty swo­jej sztu­ki.

Teatr Hap­pe­nin­go­wy

28 kwiet­nia 1967 r. w Ga­le­rii Krzysz­to­fo­ry od­by­ła się pre­mie­ra "Kurki wod­nej", spek­ta­klu opar­te­go także na sztu­ce Wit­ka­ce­go. Był to ko­lej­ny etap roz­wo­ju Cri­cot 2, okre­śla­ny przez Kan­to­ra mia­nem Te­atru Hap­pe­nin­go­we­go lub Te­atru Wy­da­rzeń. W tej re­ali­za­cji ar­ty­sta po­sta­no­wił za­sto­so­wać re­cep­tę hap­pe­nin­gu.

"Kurkę wodną" pre­zen­to­wa­ną przez Cri­cot 2 tak opi­sy­wał Jan Kłos­so­wicz: "W dłu­giej, bar­dzo wą­skiej sali Krzysz­to­fo­rów pa­nu­je chaos. Wi­dzo­wie sie­dzą na stoł­kach, ja­kichś pacz­kach, ma­te­ra­cach, na ziemi. () Jest bar­dzo cia­sno. Ak­to­rzy opa­ko­wa­ni, w cięż­kich płasz­czach, z wa­li­za­mi, z to­boł­ka­mi, kręcą się wśród wi­dzów. Robi się coraz więk­sze za­mie­sza­nie. Ktoś te­le­fo­nu­je, ktoś inny wlewa wodę do sto­ją­cej po­środ­ku wanny. Wśród tego har­mi­de­ru krążą spo­koj­ni i pe­dan­tycz­ni Kel­ne­rzy we fra­kach. (Nie­któ­rzy z nich to au­ten­tycz­ni, eme­ry­to­wa­ni kel­ne­rzy od Wie­rzyn­ka, wy­na­ję­ci na tę oka­zję.) Po­da­ją wi­dzom i ak­to­rom kawę. Dzia­ła­nia ak­to­rów przy­bie­ra­ją na sile".

Z "Kurką wodną" Cri­cot 2 wy­je­chał w 1969 r. na swoje pierw­sze mię­dzy­na­ro­do­we tournée, naj­pierw do Rzymu, a na­stęp­nie do Edyn­bur­ga.

Teatr Nie­moż­li­wy

Ko­lej­ny etap w twór­czo­ści Ta­de­usza Kan­to­ra zwią­za­ny jest z pre­mie­rą spek­ta­klu "Na­dob­ni­sie i kocz­ko­da­ny" we­dług Wit­ka­ce­go, która miała miej­sce 4 maja 1973 r. w Krzysz­to­fo­rach.

Pod­czas gdy w Te­atrze Hap­pe­nin­go­wym widz miał być ak­tyw­nym uczest­ni­kiem spek­ta­klu, w "Na­dob­ni­siach i kocz­ko­da­nach" miał od­czuć nie­moż­ność ogar­nię­cia na­tło­ku wy­stę­pu­ją­cych jed­no­cze­śnie ele­men­tów, a przez to nie­moż­ność od­czy­ta­nia ca­ło­ści przed­sta­wie­nia. Ar­ty­sta wspo­mi­nał: "W Na­dob­ni­siach i kocz­ko­da­nach, w Te­atrze Nie­moż­li­wym, zro­bi­łem pu­łap­kę na ilu­zję. () Szat­nia jest - zwłasz­cza w Pol­sce - taką in­sty­tu­cją, którą każdy by chciał omi­nąć, ale ona jest bru­tal­na i nie­odzow­na. () Otóż cały spek­takl od­by­wał się wła­ści­wie w tym miej­scu naj­niż­szej rangi - w szat­ni".

Bar­dzo ważną rolę od­gry­wa­ły tu ak­ce­so­ria i obiek­ty. Pierw­szą grupę sta­no­wi­ły przed­mio­ty, które ist­nia­ły nie­ja­ko sa­mo­dziel­nie, w wy­raź­ny spo­sób od­dzia­łu­jąc na wi­dzów: Szat­nia ob­słu­gi­wa­na przez dwóch bru­tal­nych szat­nia­rzy, Mo­nu­men­tal­na Łapka na Szczu­ry, którą pe­dan­tycz­nie czy­ści­ła Be­stia Do­me­sti­ca, oraz Klat­ka-Kur­nik, w któ­rej wię­zio­na była Księż­na Zofia z Aben­ce­ra­gów Krem­liń­ska. Były też przed­mio­ty, które złą­czo­ne z ak­to­rem two­rzy­ły to, co Kan­tor na­zwał Bio-obiek­ta­mi.

Teatr Śmier­ci

Teatr Śmier­ci był prze­ło­mo­wy w twór­czo­ści Ta­de­usza Kan­to­ra. Za­ini­cjo­wał go zre­ali­zo­wa­ny w 1975 r. spek­takl "Umar­ła klasa", przez wielu uzna­wa­ny za ar­cy­dzie­ło sztu­ki te­atral­nej XX w. Tym spek­ta­klem otwo­rzył Kan­tor ostat­ni etap swo­jej twór­czo­ści te­atral­nej.

"Kan­tor wy­brał po­ję­cie śmier­ci, aby teatr znowu za­czął wzbu­dzać uczu­cia. Dla czło­wie­ka śmierć lub sama myśl o śmier­ci wy­wo­łu­je sil­niej­sze emo­cje niż te, które wy­ni­ka­ją ze świa­do­mo­ści życia", na­pi­sa­ła w 2004 r. Isa­bel Te­je­da w ka­ta­lo­gu wy­sta­wy "Umar­ła klasa".

Ta­de­usz Kan­tor w tek­ście "Klasa szkol­na" opi­sał mo­ment, w któ­rym zro­dzi­ła się idea spek­ta­klu: "Rok 1971 lub 72. Nad mo­rzem. W małej mie­ści­nie. Pra­wie wieś. Jedna ulica. Małe bied­ne par­te­ro­we domki. I jeden chyba naj­bied­niej­szy: szko­ła. Było lato i wa­ka­cje. Szko­ła była pusta i opusz­czo­na. Miała tylko jedną klasę. Można ją było oglą­dać przez za­ku­rzo­ne szyby dwu ma­łych nędz­nych okien, umiesz­czo­nych nisko tuż nad tro­tu­arem. Ro­bi­ło to wra­że­nie, że szko­ła się za­pa­dła po­ni­żej po­zio­mu ulicy. Przy­le­pi­łem twarz do szyby. Bar­dzo długo za­glą­da­łem w głąb ciem­ną i zmą­co­ną mojej pa­mię­ci. Byłem znowu małym chłop­cem, sie­dzia­łem w bied­nej wiej­skiej kla­sie, w ławce po­ka­le­czo­nej ko­zi­ka­mi, po­pla­mio­ny­mi atra­men­tem pal­ca­mi śli­niąc kart­ki ele­men­ta­rza, deski pod­ło­gi miały od cią­głe­go szo­ro­wa­nia głę­bo­ko wy­tar­te słoje, bose nogi wiej­skich chło­pa­ków jakoś z tą pod­ło­gą do­brze ko­re­spon­do­wa­ły. Bie­lo­ne ścia­ny, tynk od­pa­da­ją­cy dołem, na ścia­nie czar­ny krzyż".

Wie­lo­po­le, Wie­lo­po­le

Szare po­de­sty z drew­na, okno, kop­czyk ziemi z drew­nia­nym krzy­żem, me­ta­lo­we łóżko z korbą, w tle szafa, stół, wiel­kie, roz­su­wa­ne drew­nia­ne drzwi za­my­ka­ją­ce pokój, a za nimi jesz­cze jedne, two­rzą­ce prze­strzeń przed­po­ko­ju. To nie­któ­re z przed­mio­tów z wizji po­wro­tu do wy­da­rzeń z dzie­ciń­stwa Ta­de­usza Kan­to­ra, zre­kon­stru­owa­nej w spek­ta­klu "Wie­lo­po­le, Wie­lo­po­le", zre­ali­zo­wa­nym w 1980 r. we Flo­ren­cji.

W tym po­ko­ju, usta­wio­nym na sce­nie, roz­gry­wa się akcja przed­sta­wie­nia i przy­wo­ły­wa­nie wspo­mnień. Bo­ha­te­ra­mi spek­ta­klu uczy­nił Kan­tor swoją ro­dzi­nę: matkę, ojca, babkę, wujów, ciot­ki, ku­zy­na, a także ano­ni­mo­wych re­kru­tów ze sta­rej fo­to­gra­fii - to­wa­rzy­szy broni ojca, który z wojny nigdy nie po­wró­cił. Wła­śnie ta fo­to­gra­fia, wy­ję­ta z ro­dzin­ne­go al­bu­mu, uka­zu­ją­ca ojca po­śród żoł­nie­rzy wy­ru­sza­ją­cych na front w 1914 r., stała się in­spi­ra­cją "Wie­lo­po­la, Wie­lo­po­la", po­wro­tem do miej­sca uro­dze­nia - Wie­lo­po­la Skrzyń­skie­go.

Pisał: "To jest pokój mego dzie­ciń­stwa. Pró­bu­ję go zre­kon­stru­ować we wspo­mnie­niu, wciąż od nowa, a on wciąż znika, umie­ra. Przy­wo­łu­ję go i znika, przy­wo­łu­ję i znika. () Nigdy we wspo­mnie­niu nie ma akcji, są tylko kli­sze i to jest () me­to­da klisz. () Biorę moją ro­dzi­nę, a wła­ści­wie biorę pokój... () jest rów­nież po­stać ra­bi­na. To był przy­ja­ciel tego mo­je­go dziad­ka, księ­dza. I ten kon­dukt, który tam jest, bo () wszyst­ko się mie­sza, to jest wy­obraź­nia dziec­ka, pa­mięć dziec­ka, po­grzeb dziad­ka mie­sza się z Ukrzy­żo­wa­niem, ksiądz leci za tym krzy­żem, jak za swoją trum­ną, i w pew­nym mo­men­cie wy­bu­cha skan­dal: rabin przy­łą­cza się do ka­to­lic­kie­go po­grze­bu. Bo tak było. Bo w cza­sie po­grze­bu mo­je­go dziad­ka kahał z sy­na­go­gi wy­szedł w stro­ju sy­na­go­gal­nym i ce­re­mo­nia ka­to­lic­ka zo­sta­ła zmie­sza­na z taką wła­śnie in­ter­wen­cją. Ślad tego jest tutaj, w spek­ta­klu. A druga kli­sza na­su­nę­ła się póź­niej, bo kiedy żoł­nie­rze za­bi­ja­ją tego ra­bi­na, to już jest spra­wa wojny, tej ostat­niej, kiedy Niem­cy za­bi­ja­li Żydów. () Boże Na­ro­dze­nie jest, są Świę­ta Wiel­ka­noc­ne, kiedy cho­dzi się na grób Chry­stu­sa, kiedy są te wszyst­kie ce­re­mo­nie - te kli­sze na­su­wa­ją się na ro­dzi­nę. I wła­śnie ro­dzi­na jakby od­gry­wa­ła sceny z Ewan­ge­lii. To też są kli­sze, które się mie­sza­ją, tu jest także struk­tu­ra z klisz. Kli­sza Ostat­niej Wie­cze­rzy Le­onar­da da Vinci na­su­wa się na kli­szę tego po­ko­ju. A ta Ostat­nia Wie­cze­rza od­by­wa się już na cmen­ta­rzach dzi­siej­sze­go świa­ta".

Niech scze­zną ar­ty­ści

"Niech scze­zną ar­ty­ści" to trze­ci spek­takl Te­atru Śmier­ci. Jego pre­mie­ra od­by­ła się 2 czerw­ca 1985 r. w Alte Gies­se­rei w No­rym­ber­dze.

Kan­tor kon­ty­nu­uje i roz­wi­ja idee z "Umar­łej klasy" i "Wie­lo­po­la, Wie­lo­po­la", kon­stru­ując go we­dług sche­ma­tu "klisz pa­mię­ci". W pro­gra­mie przed­sta­wie­nia ar­ty­sta tak scha­rak­te­ry­zo­wał głów­ny bu­du­lec spek­ta­klu: "Nie: okre­ślo­ne di­da­ska­lia­mi miej­sce akcji, ale: na­kła­da­ją­ce się na sie­bie KLI­SZE PA­MIĘ­CI przy­wo­ły­wa­ne z PRZE­SZŁO­ŚCI, pod­szy­wa­ją­ce się pod czas te­raź­niej­szy, po­ja­wia­ją­ce się ni stąd, ni zowąd, mie­sza­ją­ce przed­mio­ty, ludzi, sy­tu­acje... i w tym sza­lo­nym pro­ce­de­rze gu­bią­ce wszel­ką obo­wią­zu­ją­cą w życiu lo­gi­kę".

Miej­sce akcji "Niech scze­zną ar­ty­ści" nie ma nic wspól­ne­go z re­al­nym, na­ma­cal­nym miej­scem. Autor opi­sał je jako "Mój Bied­ny Po­ko­ik Wy­obraź­ni bez ścian, su­fi­tu i pod­ło­gi!". Po­mysł ten po­ja­wił się po raz pierw­szy w spek­ta­klu "Wie­lo­po­le, Wie­lo­po­le", w któ­rym ar­ty­sta zre­kon­stru­ował na sce­nie swój Pokój Dzie­ciń­stwa. Bied­ny Po­ko­ik Wy­obraź­ni jako prze­strzeń we­wnętrz­na ar­ty­sty po­ja­wiać się bę­dzie odtąd stale w jego twór­czo­ści: w tek­stach teo­re­tycz­nych, w spek­ta­klu "Dziś są moje uro­dzi­ny" oraz w ostat­nich ob­ra­zach.

Nigdy tu już nie po­wró­cę

23 czerw­ca 1988 r. w Pic­co­lo Te­atro Stu­dio w Me­dio­la­nie od­by­ła się pre­mie­ra spek­ta­klu "Nigdy tu już nie po­wró­cę". W spek­ta­klu kon­ty­nu­owa­ny jest temat mi­ło­ści i śmier­ci oraz roz­wi­ja­ne są dzia­ła­nia wy­ko­rzy­stu­ją­ce oso­bi­ste prze­ży­cia twór­cy. Kan­tor jak za­wsze to­wa­rzy­szył ak­to­rom na sce­nie. Po­przed­nio czy­nił to w spo­sób, który wy­glą­dał na spon­ta­nicz­ny - po to, by móc ko­ry­go­wać to­czą­cą się akcję. Tutaj jed­nak po raz pierw­szy prze­wi­dział dla sie­bie rolę sce­nicz­ną - za­grał sa­me­go sie­bie.

W przed­sta­wie­niu do­mi­nu­je po­trze­ba re­kon­struk­cji, przy­wo­ły­wa­nia z prze­szło­ści po­sta­ci i wspo­mnień. W roz­po­czy­na­ją­cym spek­takl mo­no­lo­gu ar­ty­sty sły­szy­my za­po­wiedź spo­tka­nia z po­sta­cia­mi z jego wcze­śniej­szych re­ali­za­cji te­atral­nych. Jak na pol­skich Za­dusz­kach, po­ja­wia­ją się mię­dzy in­ny­mi po­sta­ci ze spek­ta­kli "Kurka wodna", "Na­dob­ni­sie i kocz­ko­da­ny", "Gdzie są nie­gdy­siej­sze śnie­gi", "Wie­lo­po­le, Wie­lo­po­le" i "Niech scze­zną ar­ty­ści". Każda z nich za­cho­wa­ła swoje ko­stiu­my oraz atry­bu­ty, jed­nak ich spo­sób bycia na sce­nie nie ma już związ­ku z pier­wot­ną rolą. Ar­ty­sta jest przez nie wy­szy­dza­ny, pod­da­wa­ny eg­ze­ku­cji, znaj­du­je się wy­raź­nie w opo­zy­cji.

W skie­ro­wa­nym do ak­to­rów ko­mu­ni­ka­cie-mo­no­lo­gu ar­ty­sta wy­zna­je: "A ja żeby coś stwo­rzyć, stwo­rzyć ten świat, w któ­rym wy bę­dzie­cie so­lid­nie piąć się w górę i w okla­skach - ja muszę spa­dać w dół. I spa­dam. Cho­ler­nie spa­dam! (...) Bądź­cie ze mną przez chwi­lę na dnie. Ar­ty­sta musi być za­wsze na dnie, bo tylko z dna można krzy­czeć, żeby być sły­szal­nym. Tam na tym dnie może się wspól­nie zro­zu­mie­my. A potem już nie schodź­cie do pie­kieł".

Dziś są moje uro­dzi­ny

8 grud­nia 1990 r. Ta­de­usz Kan­tor umie­ra nagle w Kra­ko­wie, po jed­nej z ostat­nich prób spek­ta­klu "Dziś są moje uro­dzi­ny". Pre­mie­ra od­by­ła się w Théâtre Ga­ron­ne w Tu­lu­zie 10 stycz­nia 1991 r. (pod fran­cu­skim ty­tu­łem "Au­jo­urd'hui c'est mon an­ni­ver­sa­ire").

To ostat­nie dzie­ło Kan­to­ra jest wy­zna­niem oso­bi­stym, ar­ty­sta zaś jest jego głów­nym bo­ha­te­rem. Grana przez An­drze­ja We­łmiń­skie­go po­stać Au­to­por­tret Wła­ści­cie­la Bied­ne­go Po­ko­ju Wy­obraź­ni miała być ko­ja­rzo­na z Ta­de­uszem Kan­to­rem.

W "Dziś są moje uro­dzi­ny" do­ko­nu­je się do­mknię­cie roz­wa­żań na temat śmier­ci. Prze­czu­cie śmier­ci i świa­do­mość jej bli­sko­ści stają się nie­mal na­rzę­dziem kre­acji. Po­cząw­szy od roku 1986, prze­czu­cie końca było w ar­ty­stycz­nych wi­zjach Kan­to­ra stale obec­ne. Śmierć ar­ty­sty, a nawet jego po­grzeb są w "Dziś są moje uro­dzi­ny" ele­men­ta­mi struk­tu­ry spek­ta­klu.

Cri­co­ta­ge

Cri­co­ta­gem Ta­de­usz Kan­tor okre­ślił po raz pierw­szy krót­ki spek­takl "Gdzie są nie­gdy­siej­sze śnie­gi", przy­go­to­wa­ny jako wy­da­rze­nie to­wa­rzy­szą­ce wy­sta­wie w Pa­laz­zo delle Espo­si­zio­ni w Rzy­mie w 1979 r. "Cri­co­ta­ge" to także tytuł pierw­sze­go hap­pe­nin­gu Kan­to­ra (1965).

W na­stęp­nych la­tach ar­ty­sta okre­ślał w ten spo­sób prace stu­dyj­ne pod­czas warsz­ta­tów pro­wa­dzo­nych ze stu­den­ta­mi. Do­ty­czy to rów­nież "Ma­szy­ny mi­ło­ści i śmier­ci" (1987). Wpi­sa­ły się one w roz­po­czę­te w "Umar­łej kla­sie" pre­zen­to­wa­nie zda­rzeń wy­wo­ły­wa­nych przez ma­chi­nę pa­mię­ci, uka­zu­ją­ce i utrwa­la­ją­ce różne okre­sy twór­czo­ści i życia ar­ty­sty.

Po­mni­ki Ar­chi­tek­tu­ry Nie­moż­li­wej

W re­ali­za­cjach te­atral­nych, ma­lar­skich i tych z po­gra­ni­cza kon­cep­tu­ali­zmu Ta­de­usz Kan­tor bar­dzo czę­sto wy­ko­rzy­sty­wał krze­sło - przed­miot na­le­żą­cy, we­dług niego, do Re­al­no­ści Naj­niż­szej Rangi. "To, że biorę krze­sło - wy­ja­śniał - ma dla mnie zna­cze­nie za­sad­ni­cze, po­nie­waż ujaw­niam jego nie­zmien­ną funk­cję, bar­dzo niską i śmiesz­ną, któ­rej w in­nych przed­mio­tach nie znaj­du­ję".

W marcu 1970 r. na Sym­po­zjum Pla­stycz­nym we Wro­cła­wiu Kan­tor przed­sta­wił pro­jekt dzie­się­cio­me­tro­we­go krze­sła z be­to­nu, które we­dług jego za­my­słu miało zo­stać usta­wio­ne po­śród miej­skie­go ruchu ulicz­ne­go. Do re­ali­za­cji ta­kie­go po­mni­ka wów­czas nie do­szło, jed­nak idea ta stała się dla Kan­to­ra im­pul­sem do teo­re­tycz­nych roz­wa­żań nad sen­sem współ­cze­snej mu sztu­ki: "Były to pra­gnie­nia uzmy­sło­wie­nia sobie nowej roli dzie­ła sztu­ki bez eks­pre­sji i bez per­cep­cji. Eks­pre­sja dzie­ła wy­ni­ka­ją­ca z jego ma­te­rial­nych wa­lo­rów tra­ci­ła już od dłuż­sze­go czasu swoje zna­cze­nie i swoją fa­scy­na­cję. Te wąt­pli­wo­ści i roz­wa­ża­nia bę­dą­ce wy­ni­kiem wła­snej prak­ty­ki przy­ję­ły osta­tecz­ną formę w moim Ma­ni­fe­ście 1970. Po jego na­pi­sa­niu do­sze­dłem do wnio­sku, że dal­sze ma­te­rial­ne losy krze­sła i jego re­ali­za­cja prze­sta­ją mnie in­te­re­so­wać. Byłem skłon­ny są­dzić, że sam ma­ni­fest, jego za­war­tość teo­re­tycz­na jest w sta­nie za­stą­pić owo krze­sło i wiele in­nych po­mni­ków nie­moż­li­wych, któ­rych pro­jek­ty dalej kon­ty­nu­owa­łem".

Pro­jek­ty ta­kich dzieł, na­zy­wa­nych też pro­jek­ta­mi ar­chi­tek­tu­ry kon­cep­tu­al­nej, zo­sta­ły po­ka­za­ne na wy­sta­wie w Ga­le­rii Fok­sal w 1971 r. Były to trzy fo­to­gra­fie na płót­nie przed­sta­wia­ją­ce ko­lo­sal­nie po­więk­szo­ne przed­mio­ty usta­wio­ne w re­al­nych miej­scach Kra­ko­wa: "Po­mnik krze­sła" na Rynku Głów­nym, "Most-Wie­szak" prze­rzu­co­ny przez Wisłę koło Wa­we­lu oraz "Ża­rów­ka" usta­wio­na na Małym Rynku.

Wy­sta­wa Po­pu­lar­na (An­ty-wy­sta­wa)

W li­sto­pa­dzie 1963 r. Kan­tor or­ga­ni­zu­je w Ga­le­rii Krzysz­to­fo­ry "Wy­sta­wę Po­pu­lar­ną", zwaną też "An­ty-wy­sta­wą". Nie pre­zen­tu­je na niej ob­ra­zów, lecz prze­mie­sza­ne ze sobą ry­sun­ki, do­ku­men­ty, listy, zdję­cia, ga­ze­ty, ele­men­ty twór­czo­ści te­atral­nej (ko­stiu­my, obiek­ty i re­kwi­zy­ty) i inne przed­mio­ty. Jak gło­sił afisz, było ich około ty­sią­ca. W to­wa­rzy­szą­cym wy­sta­wie ma­ni­fe­ście ar­ty­sta de­kla­ro­wał swój sprze­ciw wobec sztyw­nej kon­wen­cji wy­staw i utar­tych za­cho­wań wi­dzów. We­dług niego wy­sta­wa była pierw­szym w Pol­sce

envi­ron­ne­ment, wplą­tu­ją­cym widza w pe­ry­pe­tie i za­sadz­ki, i miała duże zna­cze­nie dla jego póź­niej­szej twór­czo­ści. Po raz pierw­szy wy­sta­wił na niej rów­nież kil­ka­na­ście swo­ich am­ba­la­ży.

Idea Po­dró­ży

"Idea życia i sztu­ki jako cią­głej po­dro­ży bez końca na­su­wa­ła się sama" - pisał Ta­de­usz Kan­tor. We­dług niego każdy ar­ty­sta jest na­pięt­no­wa­ny ja­kimś mo­ty­wem, który stale po­wra­ca w jego pra­cach. U Kan­to­ra był to motyw po­dró­ży. Po­ja­wia się on już od pierw­szych re­ali­za­cji te­atral­nych i prac pla­stycz­nych, zwią­za­nych z "Po­wro­tem Odysa" (wy­sta­wio­nym w Pod­ziem­nym Te­atrze Nie­za­leż­nym na po­cząt­ku lat 40.) i trwa po ostat­nie dzie­ła.

Ar­ty­sta pisał: "W mojej twór­czo­ści pla­stycz­nej idea po­dro­ży łączy się tre­ścio­wo ści­śle z ca­ło­ścią moich dzieł. Jest to idea sztu­ki jako po­dro­ży men­tal­nej, roz­wo­ju idei, od­kry­wa­nia no­wych te­re­nów eks­plo­ra­cji. Od roku 1963 po­ja­wia­ją się w moich ob­ra­zach re­kwi­zy­ty po­dró­ży: pa­kun­ki (am­ba­la­że), torby, wa­liz­ki, ple­ca­ki, po­sta­cie Wiecz­nych wę­drow­ców (). Rok 1967. Pod­sta­wo­wą tre­ścią au­to­no­micz­nej akcji w Kurce Wod­nej, Teatr Cri­cot 2, była idea po­dro­ży. Trupa wę­drow­ców, z wy­ol­brzy­mio­ny­mi atry­bu­ta­mi po­dro­ży w mę­czą­cym, ha­lu­cy­na­cyj­nym mar­szu, nio­są­ca pu­blicz­no­ści PRZE­KAZ owej idei: po­ję­cia przy­go­dy, nie­spo­dzian­ki, nie­zna­ne­go, ry­zy­ka, upły­wu czasu, wy­nisz­cze­nia".

Mul­ti­part

W 1970 r. w Ga­le­rii Fok­sal w War­sza­wie Ta­de­usz Kan­tor prze­pro­wa­dza akcję za­ty­tu­ło­wa­ną "Mul­ti­part". Wcze­śniej wy­ko­na­no 40 pra­wie iden­tycz­nych eg­zem­pla­rzy ob­ra­zu "Pa­ra­plu­ie-em­bal­la­ge" we­dług wska­zó­wek Kan­to­ra, ale już bez jego oso­bi­ste­go udzia­łu. Pod­czas wer­ni­sa­żu wszyst­kie te se­ryj­nie wy­ko­na­ne eg­zem­pla­rze (mul­ti­par­ty) sprze­da­no ko­lek­cjo­ne­rom, któ­rych rów­no­cze­śnie za­pro­szo­no do sa­mo­dziel­ne­go uzu­peł­nia­nia lub nawet nisz­cze­nia za­ku­pio­nych dzieł oraz do po­ka­za­nia po roku efek­tów tych dzia­łań w tej samej ga­le­rii. W ten spo­sób, jak pisał Kan­tor, "roz­licz­ne pre­ro­ga­ty­wy tzw. twór­czo­ści () [prze­le­wa­ne są] na in­nych ludzi, któ­rych nie po­zba­wia [się] na­dziei i po­zo­rów po­sia­da­nia dzie­ła sztu­ki". 20 lu­te­go 1971 r. na wy­sta­wie "Ostat­ni etap Mul­ti­par­tu" za­pre­zen­to­wa­no 34 mul­ti­par­ty, które przez rok były pod­da­wa­ne róż­nym dzia­ła­niom (białe płót­na wy­peł­nia­no naj­czę­ściej do­pi­ska­mi, do­kle­ja­ny­mi fo­to­gra­fia­mi lub przed­mio­ta­mi). W akcji "Mul­ti­part" Kan­tor po raz ko­lej­ny pró­bo­wał za­kwe­stio­no­wać po­ję­cie dzie­ła sztu­ki - dzie­ła au­tor­skie­go, efek­tu twór­czo­ści - od­stę­pu­jąc od jego oso­bi­stej re­ali­za­cji, przed­sta­wia­jąc je­dy­nie kon­cep­cję i opis tech­nicz­ny. Za­prze­cza­jąc uni­kal­no­ści dzie­ła sztu­ki i po­zba­wia­jąc je god­no­ści, za­kwe­stio­no­wał rów­no­cze­śnie po­zy­cję mu­ze­ów, ga­le­rii i ko­lek­cjo­ne­rów. W 1970 r. w Lo­zan­nie ar­ty­sta wy­sta­wił jesz­cze jedną z wer­sji mul­ti­par­tów - tym razem pa­ra­so­le na płót­nach zo­sta­ły od­ci­śnię­te w masie pla­stycz­nej, two­rząc formy ne­ga­ty­wo­we.

Pa­no­ra­micz­ny Hap­pe­ning Mor­ski

Od kwiet­nia 1965 r. przez kilka mie­się­cy Ta­de­usz Kan­tor prze­by­wał w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, ob­ser­wu­jąc apo­geum ruchu hap­pe­nin­go­we­go. Po po­wro­cie do kraju ar­ty­sta przez kilka na­stęp­nych lat two­rzył swoje hap­pe­nin­gi, twier­dząc rów­no­cze­śnie, że me­to­dy hap­pe­nin­go­we - choć nie­okre­śla­ne w ten spo­sób - były od dawna prak­ty­ko­wa­ne w Te­atrze Cri­cot 2. Pierw­szy z nich pt. "Cri­co­ta­ge" zor­ga­ni­zo­wał Kan­tor 10 grud­nia 1965 r. w ka­wiar­ni To­wa­rzy­stwa Przy­ja­ciół Sztuk Pięk­nych w War­sza­wie, wspól­nie z grupą ar­ty­stów i kry­ty­ków zwią­za­nych z po­wsta­ją­cą Ga­le­rią Fok­sal.

Ta­de­usz Kan­tor pisze o tym wy­da­rze­niu: "Wpro­wa­dzi­łem tam 14 czyn­no­ści ży­cio­wych, jak je­dze­nie, go­le­nie się, no­sze­nie węgla, sie­dze­nie, itp. Czyn­no­ści te zo­sta­ły po­zba­wio­ne pod­czas hap­pe­nin­gu swych funk­cji prak­tycz­nych i każda z nich była ska­za­na wy­łącz­nie na swój wła­sny roz­wój".

W sierp­niu 1967 r., w ra­mach V Ple­ne­ru Ko­sza­liń­skie­go w Ła­zach koło Osiek nad Bał­ty­kiem, miał miej­sce "Pa­no­ra­micz­ny Hap­pe­ning Mor­ski". Na nie­zwy­kle spek­ta­ku­lar­ne wy­da­rze­nie skła­da­ły się czte­ry czę­ści: "Kon­cert mor­ski" (pod­czas któ­re­go pu­blicz­ność zgro­ma­dzo­na na plaży oglą­da­ła dy­ry­gu­ją­ce­go fa­la­mi kom­po­zy­to­ra we fraku), "Tra­twa me­du­zy" (ochot­ni­cy brali udział w żywej re­kon­struk­cji zna­ne­go ob­ra­zu Théodore'a Géri­caul­ta), "Bar­bu­jaż ero­tycz­ny" (kilka dziew­cząt wy­sma­ro­wa­nych kle­istą mazią rzu­ca­ło się na zgro­ma­dzo­ną pu­blicz­ność) oraz "Kul­tu­ra agrar­na na pia­sku" (która po­le­ga­ła na sa­dze­niu gazet na plaży).

Am­ba­la­że

Po okre­sie in­for­me­lu, w któ­rym Kan­tor cał­ko­wi­cie od­rzu­cił ja­ką­kol­wiek fi­gu­ra­tyw­ność w ma­lar­stwie, w prze­wrot­ny spo­sób po­sta­no­wił do niej po­wró­cić.

Pró­bo­wał od­zy­skać fak­tycz­ny zwią­zek sztu­ki z przed­mio­tem i re­al­no­ścią. Zda­jąc sobie jed­nak spra­wę z tego, że tra­dy­cyj­ne przed­sta­wie­nie przed­mio­tu jest już nie­uza­sad­nio­ne i wręcz nie­moż­li­we, po­sta­no­wił ten przed­miot ukryć i w ten spo­sób pro­wo­ka­cyj­nie je­dy­nie za­zna­czyć jego obec­ność. Za­po­ży­czo­ny z fran­cu­skie­go ter­min am­ba­laż (

em­bal­la­ge

- opa­ko­wa­nie), bę­dą­cy jakby dźwię­ko­na­śla­dow­czą re­pli­ką ko­la­żu (col­la­ge), staje się dla Kan­to­ra nowym spo­so­bem po­stę­po­wa­nia ar­ty­stycz­ne­go.

O idei am­ba­la­ży pisał: "Chcę zwró­cić uwagę, że am­ba­laż jest czymś wię­cej niż () pro­wo­ka­cyj­ną obec­no­ścią przed­mio­tu. Jest pro­ce­de­rem i czyn­no­ścią. Oczy­wi­ście zwią­za­ną z przed­mio­tem. Jest to za­sad­ni­cza róż­ni­ca, ma­ją­ca swoje dal­sze kon­se­kwen­cje w hap­pe­nin­gu. Sama czyn­ność opa­ko­wy­wa­nia kryje w sobie bar­dzo ludz­ką po­trze­bę i na­mięt­ność prze­cho­wy­wa­nia, izo­lo­wa­nia, prze­trwa­nia, prze­ka­zy­wa­nia, rów­nież smak nie­zna­ne­go i ta­jem­ni­cy. Jej mno­żą­cy się i kom­pli­ku­ją­cy ce­re­mo­niał ma wszel­kie szan­se sta­nia się pro­ce­sem bez­in­te­re­sow­nym, czę­sto ob­se­syj­nym.

Tan­det­ne torby, pa­kun­ki po­prze­wią­zy­wa­ne sznur­ka­mi, ko­per­ty, worki, ple­ca­ki, sta­no­wią­ce w hie­rar­chii przed­mio­tów naj­niż­sze doły, od po­cząt­ku ska­za­ne na śmiet­nik - ujaw­ni­ły, już u progu znisz­cze­nia, w ja­kimś ostat­nim prze­bły­sku swoje au­to­no­micz­ne, przed­mio­to­we ist­nie­nie".

*

Materiał opracowany na podstawie scenariusza wystawy stałej Tadeusza Kantora w Cricotece.

Agnieszka Sabor
Tygodnik Powszechny
13 września 2014
Portrety
Tadeusz Kantor

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

(Prawie) ostatnie święta
Grzegorz Eckert
Sztuka jest adaptacją powieści norwes...