Problemy współczesnych dorosłych
„Bóg Mordu"- aut. Yasmina Reza – reż. Małgorzata Bogajewska - Teatr 6.piętro w Warszawie - 23.11.2022„Bóg Mordu" to sztuka, która potrafi rozbawić widza do łez, a jednocześnie skłania do refleksji nad własnym jestestwem. Uderza bowiem w typową dla wielu ludzi przypadłość, mianowicie podążanie szlakiem utartych konwenansów, mimo dyskomfortu, jaki to u nich powoduje. Demaskuje fałszywość współcześnie żyjących dostatnio ludzi. Trafnie ukazuje również, że rodzicielstwo nie zawsze jest tak sielankowe, jak przedstawiają je media.
Miałam przyjemność udać się na adaptację sztuki znanej francuskiej dramatopisarki w Teatrze 6.piętro. Byłam niesłychanie ciekawa tego, co ujrzę na deskach teatru, ponieważ sztuka napisana w 2006, gościła już na scenach wielu zagranicznych teatrów m.in. w Zurychu, Londynie i na Broadway'u. Dzieło Rezy zainspirowało też Romana Polańskiego do nakręcenia filmu pt. „Rzeź".
Sztuka Yasminy Rezy w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej to opowieść o spotkaniu czwórki dorosłych w dość niezręcznych okolicznościach. Muszą spisać oświadczenie o bójce, w której brały udział ich dzieci. Na scenie widz poznaje dwie pary: Alaina (Michał Żebrowski) i Annette (Anna Dereszowska) Reille oraz Veronique (Izabela Dąbrowska) i Michela (Cezary Pazura) Houllie. Alain i Anette odwiedzają rodziców poszkodowanego chłopca w ich domu. Początkowo wymieniają uprzejmości, chwilę gawędzą, akcja nabiera jednak dynamiki, gdy dochodzi do dyskusji, jak należy rozwiązać sytuację. Każdą z tych postaci obdarzona jest innym usposobieniem, mają również różne podejście do wychowywania pociech, reprezentują też zupełnie inne środowiska.
Michel i Veroniqa to zwykli ludzie, reprezentanci klasy średniej, on właściciel hurtowni, ona pisarka czekająca na publikację książki. Natomiast Alain i Annette to znacznie zamożniejsi przedstawiciele klasy wyższej. Uprzedzenia i stereotypy, mimo że pudrowane uprzejmościami, nie pozwalają na dojście do porozumienia, jak pogodzić chłopców. Pary z początku silą się na kulturalną konwersację, przyszli w końcu w dobrej wierze szukać rozwiązania konfliktu. W miarę upływu czasu dają ponieść się emocjom, wówczas na światło dzienne wychodzą problemy rodzinne, z jakimi się zmagają i prawdziwe cechy osobowości bohaterów. Wtedy możemy spotkać się z tytułowym „bogiem mordu", który drzemie ukryty gdzieś głęboko w każdym człowieku. Spektakl w komiczny sposób obrazuje, jak tak prozaiczne zadanie, spisanie oświadczenia, może przyczynić się do innej katastrofy. Każdy pod koniec spotkania skwituje zajście mianem swojego najgorszego dnia w życiu. Autorka trafnie wytyka śmieszność, jaka towarzyszy nam, gdy staramy się zaciekle dowieść swoich racji. Dialogi napisane są zaś bezbłędnie, ironia w wypowiedziach współgra idealnie z sylwetkami postaci wykreowanymi przez aktorów.
Przyglądając się zachowaniu bohaterów, zauważymy problemy, z którymi wiąże się współczesne rodzicielstwo. Wielka odpowiedzialności, która spoczywa na rodzicach, potrafi stać się przytłaczająca. Narodziny dziecka okazują się pewnego rodzaju sprawdzianem dojrzałości i zaradności, a wraz z dorastaniem pojawiają się co raz to nowe problemy. Biorąc udział w irracjonalnej kłótni o to, co było przyczyną konfliktu dzieci i jak powinni zareagować, sami niestety wykazują się jeszcze większą niedojrzałością niż ich synowie. Zachowanie opisanych przez Rezę postaci może wydawać się komiczne, jest to jednak śmiech przez łzy, bo zaraz nadchodzi refleksja, że w podobnej sytuacji zachowalibyśmy się prawdopodobnie identycznie.
Gra aktorów reprezentuje absolutnie najwyższy poziom, oglądając sztukę, nie mogłam oderwać oczu od sceny. Ciężko byłoby mi powiedzieć, kto najlepiej wcielił się w swoją rolę, ponieważ każdy grał z poświęceniem, widać było pełną paletę emocji, a wszystkie, nawet najtrudniejsze sceny, zagrane zostały bez najdrobniejszego zająknięcia. Wszystko wydawało się tak realne, że łatwo było mi zapomnieć, iż siedzę w teatrze, a nie obserwuję prawdziwej kłótni. Dialogi zostały napisane mistrzowsko, ale nie wywarłyby takiego wrażenia, gdyby nie interpretacja aktorów.
Scenografia Macieja Chojnackiego pozwala wczuć się w klimat przytulnego salonu z motywem afrykanistycznym, którego Veronique jest wielką fanką. Ściany mieszkania gospodarzy są niezwykle barwne, intrygują widza. Ciekawym rozwiązaniem są również szafki umieszczone w ścianach owego salonu, dzięki którym z łatwością w zależności od potrzeb pomieszczenie zmienia się w kuchnię, bądź łazienkę. Każdy element jest przemyślany, choćby tulipany stojące na stoliku do kawy, będące symbolem dobrego obyczaju (właściciel domu udał się po nie na targ specjalnie w związku z przybyciem gości), a jednocześnie były powodem późniejszej kłótni z żoną. Kostiumy, za które również odpowiadał Maciej Chojnacki, w punkt oddają różnice między bohaterami, choćby w kwestii zarobkowej. Alain i Anette ubrani elegancko, na pierwszy rzut oka widać, że są bogaci i wykonują pracę biurową. Veroniqua i Michel ubrani dużo skromniej, mężczyzna w sportowym polo, kobieta zaś w prostej sukience w kwiaty. Uwydatnia to, skąd mogą brać się ich problemy z wzajemnym zrozumieniem. Warto wspomnieć również o muzyce opracowanej przez Rafała Kowalczyka. Subtelnie buduje ona nastrój, tworzy również klamrę kompozycyjną, ponieważ afrykańska melodia towarzyszy widzowi na początku i na końcu sztuki.
„Bóg Mordu" to prawdziwa intelektualna rozrywka w najlepszym możliwym wydaniu. Przez całe 90 minut trzyma widza w napięciu. Ironiczne dialogi niejednokrotnie doprowadzają widownię do łez. Przyznaję, że kilka razy miałam problem z powstrzymaniem się od śmiechu. Nie tylko ja, cała widownia, która po ciętych ripostach niejednokrotnie biła brawo nawet podczas trwania spektaklu. Autentyczność aktorów jest wręcz piorunująca. Przyznaję też, że sztuka skłoniła mnie do wielu przemyśleń na temat dzisiejszego społeczeństwa. Fałszywości, z jaką człowiek spotyka się na każdym kroku, jak wyglądają codzienne rodzinne relacje, trudności w wychowywaniu dzieci w dzisiejszych czasach.
Gorąco polecam tę sztukę każdemu, ponieważ analizując opisaną w niej historię, każdy może wyłuskać przesłanie dla siebie.