Proszę natychmiast wyłączyć tę zabawusię!

czyli zasad i manier teatralnych akapit pierwszy

Selfie teatralne, puszczanie MMS-ów z widowni, odświeżanie fejsbusia w połowie aktu... Nowo-chamstwo teatralne, o zgrozo coraz powszechniejsze!

Pomysł na ten tekst wziął się z autopsji, długo tłumionego buntu i wściekłości. Chowałam się w przeświadczeniu, iż teatr jest miejscem szczególnym, świątynią sztuki. To oznacza szczególne maniery, określony styl i sposób mówienia, zachowań społecznych... Jak to jest w obecnej geek'owej dobie?

Rok temu, wieczór ósmego października, widownia gdańskiego Teatru Wybrzeże. Zasiadamy w fotelach większą grupą, czekając na „Jak wam się podoba" (które z Budapesztu na Szekspirowski przywiózł Silviu Purcarete). Początek pierwszego aktu, napięcie rośnie w noir'owym stylu, aż miło oglądać, nagle... Panicz obok mnie bezczelnie wyjął smartfonisia wielkości małego tabletu i zaczął pisać. To, że fala światła z ekranu rozpraszała i przeszkadzała nie tylko mnie, było oczywistą oczywistością! Zaciskając zęby ze wściekłości zażądałam natychmiastowego wyłączenia „Tego Czegoś"! Młody rekin trójmiejskich mediów o słowiańskim imieniu patrzył na mnie jak na powietrze (przypominam, że cały czas trwał2 pierwszy akt, gdyby ktoś zapomniał!) i rzucił „Wyluzuj kobieto i nie przeszkadzaj, jestem w pracy..." Tego było już za wiele: machnęłam „plastikiem", odparłam „Ja też, ale trwa spektakl i nie życzę sobie być rozpraszana!", po czym rozejrzałam się za bileterką, machając dość bojowo kopertówką (pouczyłam, co zrobię, jeśli To Coś nie zostanie natychmiast wyłączone!). Poskutkowało, zmieniwszy się w czasie antraktu w dość dosadną dla Paniczyka lekcję manier teatralnych. Zdziwiła mnie dużo bardziej reakcją pań bileterek:„ Nie wolno nam reagować; widzowie czują się musztrowani i obrażani, kiedy ich prosimy o wyłączenie. Niech nas pani zrozumie...!". Moment, chwila; miałam zrozumieć i usankcjonować przymykanie oczu na brak manier na widowni i tolerowanie chamstwa? Po moim trupie!

Rok później, w czasie genialnej „Singielki czyli Na co ja czekam?" Jacka Bończyka (brawurowo tworzonej przez Annę Guzik – Tylka) obserwuję coś jeszcze bardziej bulwersującego. Otóż przede mną siadły na widowni Dwa Kostiumiki Korporacyjne; „skoro nie ma nic w galerii, to może ten teatr jakiś dobry będzie...". W kluczowym momencie Lewy Kostiumik wyjmuje Jabłunio i... sprawdza notowania na Lansbusiu; Prawy zaś... robi zdjęcie i wstawia na bloga! To po prostu o pomstę do nieba woła, alboć i gorzej! Nie słyszały zapowiedzi o O-B-O-W-I-Ą-Z-K-U wyłączenia telefonów, nie fotografowaniu i nie nagrywaniu spektaklu? Nie słyszałam, żeby solarium lub wizyta u kosmetyczki słuch uszkadzały. Czyżby wizyta w galerii handlowej potrafiła zaburzyć przepływ fal mózgowych u normalnej około 35 letniej kobiety? Jeśli ktoś to już medycznie i naukowo udokumentował, toż to pewniak na Nobla w dziedzinie medycyny i genetyki! Szkoda tylko, że po drodze przede wszystkim potwierdzenie tezy, iż od posiadania Obowiązkowego Doktoratu uczelni wyższej kultury osobistej, intelektu ni manier jeszcze nikomu nie przybyło; ostatnio większości raczej ubywa, i to w zastraszającym tempie...!

Bohaterką ostatniej z części będzie pewna jedenastoletnia dama. Dla niej wyłączenie telefonu przed wejściem do autobusu, wiozącego ją na spektakl jest tak oczywisty jak tlen w powietrzu. Ostatniej soboty, ubrana w „cud miód suknię" poszła na „Alicję" do lubelskiego Teatru Andersena. W połowie baletu siedząca nieopodal Nowo Światowa Polka zaczęła bawić się ekstranowym Ajfounikiem z dużym wyświetlaczem. Rozkojarzona światem Topólka zwróciła pani uwagę, prosząc o wyłączenie: „Proszę pani, to jest teatr dziecięcy, pani nam przeszkadza oglądać..." Rzeczona odburknęła coś po angielsku, na co Topólka nader grzecznie powtórzyła prośbę w tymże języku. Prośba została skwitowana, żeby to bezczelnie dziecko... się zamknęło i dało oglądać, bo przeszkadza i się zachować się nie umie! Czy ja napisałam, że na potrzeby tej obelgi pani owa odzyskała pełną i dźwięczną znajomość mowy polskiej? „Proszę pani, pani jest niewychowana i nikt widać pani nie powiedział jak należy się zachowywać w teatrze... Proszę tutaj nie przychodzić: tu się nie lansuje, tu dzieci oglądają sztuki...!" No cóż, chciała brylować światowością; jedenastolatka pokazała jej, że raczej kołtunerią zabłysnęła.

Pisanie esemesów na widowni, sprawdzanie lans-notowań na Fejsiu, robienie selfie, „strzelanie mmsów" w czasie spektaklu (ponoć najnowsza moda – sic!), w chwilach znudzenia rozmawianie półgłosem ze współpartnerem (spróbuj takich uciszyć: gwarantowane nazwanie chamem, bucem, tłukiem, wiochą na wyjeździe...!). Kochani, jak myślicie – czy da się bardziej schamieć? Czy większość społeczeństwa goniąc do Europy, tracąc wszelkie hamulce, straciła przy tym resztki rozumu i ostatki manier? Co będzie następne? Wizualizacja dialogu Eleonory i Stomila z pierwszego aktu „Tanga" mojego najukochańszego...?! Może by się tak wreszcie opamiętać, nie sądzicie?!

Anna Rzepa-Wertmann
Dziennik Teatralny
12 września 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...